Był maj 2004 roku. W tym czasie francuska drużyna piłki nożnej była bożyszczem w Chinach. Wówczas to też po raz pierwszy CHENGDU - stolica barwnej środkowo-zachodniej prowincji SICHUAN, przyjęła mnie gościnnie.
Mieszkam w małym pensjonacie, w dawnej rezydencji znanego dygnitarza... wystrój stary, drewniane łoże z baldachimem, meble z epoki Qing...

...tradycyjny ogród chiński, a w nim spiewające ptaszki w klatkach na codziennej przechadzce.
Wychodzę rano na spacer, kiedy jeszcze panuje spokój, na mej uliczce nie jeżdzą samochody, jest wąska... wzdłuż niej rozciągają się stare sklepiki z żywnoscią, z odzieżą i z pamiątkami z zeszłego stulecia, prawdziwymi i podrobionymi. Nawet nawołujący swych klientów uliczni sprzedawcy nie są w stanie zamącić tego spokoju.

Śniadanie zjadam po lewej stronie głównego wejścia do pensjonatu, w gospodzie starszego małżeństwa, rodem z Chong qing - wydzielonego miasta, najliczniej zaludnionego na świecie. Właściciele tej gospody przyjechali tutaj aby osiąść na stare lata w spokoju i ładzie.
W zależności od sytuacji, zawsze mam drobne przedmioty do zaoferowania miłym poznanym rozmówcom.
Pan CHENG jest amatorem piłki nożnej, od razu mamy wspólny temat ZIDANE – piłkarz francuski, zwany tutaj Qí Dá Nèi, jest jego ulubieńcem. Pan Cheng zna wszystkie kroki piłkarza, jego grę i bramki... nawet potrafi zanucić "Marsyliankę", co sprawia mu ogromną radość. A gdy otrzymuje ode mnie małą wieżę EIFFELa w postaci breloczka do kluczy, ten miły człowiek jest w siódmym niebie.
Robię zdjęcia, gaworzymy sobie siedząc nonszalancko w bambusowych fotelach, nie jestem już klientem, staję się codziennym gościem miłego gospodarza. W końcu przychodzi smutny moment naszego pożegnania...
Upłynęły cztery lata ...
Na nowo odwiedzam CHENGDU, gościnną stolicę Si Chuanu tym razem zatrzymuję się kilka dni będąc przejazdem w drodze do: JIU ZHAI GOU
Ze zdjęciami w kieszeni prosto maszeruję do małej gospody pana Cheng. Szukając go nadaremnie, dowiaduję sie, że ... nie żyje. Wyciągam jedno ze zdjęć, pokazuję i pytam czy to o tym panu mowa?
- Tak, tak, tak, nie żyje...
Tak mi bardzo żal, żal, że nie zobaczy naszych zdjęć i nie zanuci jescze raz "Marsylianki". Pytam, a gdzie żona? Dowiaduję się z rozpaczy wyjechała, nie wiadomo gdzie!
Na pamiątkę pozostał mi mały wazonik kupiony w sklepie obok gospody pana Cheng:

Ulica jest inna, nowy wlaściciel rozbudował gospodę, nie ma bambusowych foteli, atmosfera zmieniona, ludzi więcej, gwarno wszędzie, zmieniana jest kanalizacja wodna, stąd ulica rozkopana i pełna nieładu. Ta dawna z innego świata uliczka odmienną się stała, stary sklepik z antykami, skąd pochodzi ten mały wazonik, który jest na zdjęciu został zburzony. Mój pensjonat jeszcze stoi, ale na jak długo nie wiadomo.
Wszystko należy już do historii, tak jak ta moja opowieść poznania miłego pana CHENG.
Inne tematy w dziale Rozmaitości