Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki
1498
BLOG

Nic się nie stało?

Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 77

Miałem we wczesnej młodości kolegę ministranta, to był bardzo przystojny młody człowiek. Nastolatki podkochiwały się w nim. Miał urodę gwiazdy Hollywood. Oczko w głowie swojej mamy. Pięknie służył do mszy, z widocznym nabożeństwem. Gdy osiągnął dojrzałość, poszedł do seminarium duchownego. Gdy przyszła pierwsza większa trudność pękł i odszedł z niego. Zniknął gdzieś, przepadł, podobno wyemigrował do USA. Nawet nie wiem, co go złamało. Myślę, że został zagorzałym ateistą.

Znam księdza, którego droga do kapłaństwa była zagmatwana i – wydawać by się mogło - beznadziejna. Ukończył studia humanistyczne i wiódł życie rozpustne, niczego w nim nie brakowało z tego, co uchodzi za grzeszne. Jak to się stało, że został księdzem? Świadectwo ludzi świeckich go nawróciło. A chyba też świadomość, że dotyka piętami języków ognia piekielnego. Dziś do niego są najdłuższe kolejki do Sakramentu Pokuty. I choć każde rozgrzeszenie każdego kapłana jest tak samo ważne tam na Górze, to kapłan, który w tym sakramencie nie pokaże wstrętu grzechu, który ci nie pokaże jak bardzo on ci szkodzi, jak bardzo niszczy twoje życie, to taki kapłan zaniedbuje swoje obowiązki, jest tylko grobem pobielonym.

Kluczem do wielu szkód, jakie sobie sami robimy jest nasze przekonanie co jest a co nie jest grzechem. Kluczem jest zrozumienie, że nie ma czegoś takiego jak mały grzech. Akceptacja takiej sytuacji – takiego malutkiego, malusieńkiego grzeszku – otwiera ryzyko podjęcia następnych kroków, które mogą spowodować, że pójdzie nam w pięty. Czy będąc żonatym mężczyzną grzeszkiem jest myśleć z pożądaniem o innej kobiecie, tylko myśleć, czy to coś złego? Jest czy nie? Bo jeżeli nie jest grzeszkiem, to czy można z pożądaną w myślach kobietą rozpocząć grę słów, zdarzeń pozornie niemających większego znaczenia, ale dla niej i dla niego są sygnałem, że rozpoczął się proces iskrzenia, że ruszyły procesy chemiczne, do których pokonania trzeba być mieć ogromną siłę ducha? Można czy nie? Czy to nie jest czy jeszcze jest grzeszek, czy może już jest to grzech? Uda się jeszcze zawrócić z tej drogi prowadzącej do pułapki? Jakże jest dobrze mieć – na tym etapie – kogoś, kto jest przyjacielem i chwyci cię za klapy i szarpnie nimi porządnie i porządnie opieprzy, ostrzegając przed ostatecznym pogrążeniem w niej.

Czy poseł Pięta skonsumował związek z blondynką zwaną „czarną panterą”? Nie wiem. I prawdę mówiąc nie chcę wiedzieć. Zostawił jednak po sobie tyle śladów w przestrzeni publicznej, że rodzi to wiele przypuszczeń, a co najgorsze, jest zgorszeniem dla maluczkich. Gdy mleko się już rozlało to zachowanie jego budziło znowu wiele wątpliwości, a tłumaczenia były odbierane jako głupie i całego jego wcześniejsze zachowanie mieści się w granicach szeroko pojętej głupoty.

Możliwe jest, że Pięta był po prostu dla pani pantery uprzejmy, a o wszystkim, co jest związane z aferą z nią związaną informował szczerze swoją małżonkę. Możliwe. Ale wówczas jego zachowanie powinno być inne, powinien o tym powiedzieć, nie powinien zostawiać żadnych niejasności. Nie było tego. Mało tego, nie było kogoś ze służb (lub zwyczajnie wśród partyjnych kolegów i koleżanek), kto by go zagadnął – niby przypadkiem – aby zerwał swoją znajomość z blondynką zwaną dla niepoznaki czarną panterą. Mógł to być życzliwy telefon z nieznanego numeru. Ale przecież służby mają śledzić otoczenie ważnych dla państwa osób. Taka już jest robota. Ta informacja dla posła mogłaby być odpryskiem od rutynowych działań. Wystarczył ktoś, kto profesjonalnie podchodzi do swoich obowiązków i widzi je perspektywie bezpieczeństwa państwa. Sprawa wyłudzeń VAT to przecież jedna z najpoważniejszych spraw w państwie.

Jeżeli było to jednak uwikłanie to ujawnienie tego jest zbawienne dla samego zainteresowanego będącego w centrum medialnego zgiełku. Jeżeli była to podstawa do szantażu, to już nie jest. Jeżeli było to uwikłanie w grzeszną sytuację, która stała się pułapką pożądania, z której trudno wyjść, to otworzyła się możliwość wyjścia z niej. Będzie bolało, bo grzech jest szkodą wyrządzoną samemu sobie, Szkoda nie jest przyjemna. Ale właściwe wyjście z tej matni może człowiek otworzyć, usunąć z duszy pychę, która jest podstawą każdego upadku.

Poseł Pięta musi sobie sam pomóc (pomocą Bożą i najbliższych). Na ten moment nie widzę dla niego żadnego usprawiedliwienia. Oczekiwałbym jednak od niego, ze odejdzie z ważnych dla Państwa struktur i usiądzie pokornie w ostatnim szeregu. Tak się to powinno robić. A że nie jest, to jest zupełnie inna sprawa. Zasiadanie, piastowanie, sprawowanie jest po prostu fajne. Wyjście z tego uzależnienia też może być bolesne. Ale umówmy się, czy ktoś chce aspirować do bycia mężem stanu czy chce powielić los Korwina, przykuwającego się do biurka, gdy go chciano pozbawić funkcji prezesa partii.

Jednak najgorsze, co może być –zakładając, że się poseł Pięta pogubił – to robienie akcji „murem za…”. To jest spóźniona solidarność i spóźniona akcja, która powinna być wykonana wtedy, gdy widać było i słychać było pierwsze iskrzenia. Solidarność w złem rodzi jeszcze większe zło.

Zostawmy na chwilę posła Piętę. Przenieśmy się do Irlandii, która właśnie przyjęła ustawę o dopuszczalności zabijania poczętych dzieci. Czy to coś może mieć wspólnego z opisana powyżej sprawą? Nie bezpośrednio, Chodzi tu właśnie o solidarność w złem. W roku 1983 Irlandia głosowała „za życiem od poczęcia” w proporcjach 7 do 3. W tym roku głosowała „za zabijaniem poczętego życia” w proporcjach 7 do 3. Co się stało, że się proporcje odwróciły w czasie życia jednego pokolenia? Znawcy tematu twierdzą, że było to spowodowane tym, jak Kościół irlandzki wychodził z afer pedofilskich. A raczej jak z nich nie wychodził. Jak krył winnych. Oczywiście, że media lewackie to rozdmuchiwały, ale na przykład Kościół w USA podjął bardzo ostrą walkę i obronił się przed złem. Nie ma „to-tamto”. Nie ma, że to kolega z seminarium. Nie ma zmiłuj. Jeżeli się pogubiłeś to sam proponujesz sobie karę, odseparowujesz się do zakonu kontemplacyjnego kartuzów na kilka lat i albo Bóg się uzdrowi gdy tego będziesz chciał. Albo nic tu po tobie. 

Udawanie, że „nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało” do droga na polityczny szafot. Jedni to już sprawdzili na własnej skórze. Co prawda nie wyciągnęli z tego żadnych wniosków. Akurat tym się nie martwię. Bądźmy mądrzy przed jeszcze większą szkodą.

Czytając różne głosy w sprawie Pięty widziałem wiele postaw. Jedni nie chcą go widzieć na oczy, inni proponują powołanie „nowej, lepszej partii”, jeszcze inni bronią go w zaparte. A ja będę za świętym Janem Pawłem II nawoływał o ludzi sumienia. Z nimi nawet bez demokracji Polska będzie zmierzła zawsze w dobrą stronę. Inaczej biada nam.

Jestem starym człowiekiem patrzącym na przepływającą rzekę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka