Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki
212
BLOG

Smoke on the water

Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Nie będzie to notka o słynnym utworze Deep Purple, który był zainspirowany pożarem, jaki członkowie zespołu widzieli z hotelu nad Jeziorem Genewskim. Nie będzie też o wielkim dymie nad Sekwaną w ostatnich dniach, gdy spłonęła katedra Naszej Pani.

To o czym będzie? O wyborach. O parlamentarnych? Nie. O tych wyborach, które dokonujemy codziennie nogami, głową sercem, swoimi pieniędzmi, swoją wolnością.

Obserwując przekaz telewizyjny na żywo jak płonie katedra Notre Dame, z każdą chwilą ogarniało mnie coraz większe zdumienie. Katedra jest jednym najlepiej widocznych punktów w Paryżu. Widoczność w tym dniu była idealna. A mimo to miałem wrażenie, że ona pali się bez żadnego zainteresowania kogokolwiek, aby ją uratować. Skoro wiadomo, że w czasie, gdy był pożar będzie trudność z dojechaniem straży pożarnej, ponieważ a) korki w szczycie powrotu z pracy, b) blokady antyterrorystyczne, to dlaczego nikt nie podjął decyzji o zastosowaniu śmigłowca z wodą? Nikt mi nie powie, że takie miasto jak Paryż nie posiada takiego sprzętu. Szybka akcja mogła ten ogień zdławić w zarodku. Zamiast tego słyszałem opinie, że taki zrzut wody mógł pogruchotać dach. No ludzie…

Potem z każdym dniem było coraz dziwniej. Bo kazało się, że Kościół francuski nie jest właścicielem katedry a jest nim państwo. I to państwo czerpiące zyski z jednej z głównych atrakcji turystycznych Paryża nie dba o nią wcale. Nie dba dlatego, że jedną z hipotez katastrofy jest zwarcie w instalacji elektrycznej, a on byłby spowodowany przez to, że nie było… bezpieczników w obwodach elektrycznych. XXI wiek, stolica światowa i obwody elektryczne zadrutowane? Ktoś sobie kpi w żywe oczy z rozumu.

Było późne popołudnie, dnia 15 kwietnia roku 2019, nic nie wskazywało, że za chwilę stanie się coś nieodwracalnego. Mnie jednak interesuje droga, jaką społeczeństwo zwane dziś Francją przebyło od wieków, aby znaleźć się tym punkcie czasoprzestrzeni: tu i teraz. Ile wyborów zostało podjętych do tego dnia przez miliony ludzi, codziennych wyborów, które doprowadziły do tego, że widziałem tłum jakby sparaliżowanych ludzi, którzy wpatrują się jak w coś, co jest jakby nieuniknione, jak coś, czego nie da się żadną siłą zatrzymać.

Przy okazji tego wydarzenia, można było się dowiedzieć się o historii, a w szczególności o tym, że rewolucja francuska bezcześciła świątynię Naszej Pani i chciała ją spalić. Na długo przed tym, gdy bolszewicy nastali na Ziemi. Skąd oni się wzięli na francuskiej ziemi? Czy w tej sytuacji może dziwić, że ich potomkowie dalej pałają do tej budowli nieugaszoną nienawiścią?

Jak dochodzi do takich wyborów, w wyniku, których zaczynają się rozwijać niszczycielskie bakterie. Co powoduje, że pojawia się akceptacja społeczna dla ich wzrostu?

Może jakoś odpowiedź na to pytanie ułatwi sytuacja z naszego podwórka. Jeden z dziennikarzy z ulicy Czerskiej – wiem, że jest to spore nadużycie z moje strony z tym określeniem w tym wypadku - oddelegowany na miejsce pożaru katedry napisał, że przyjemnie pachniało jakby drewnem z kominka. No taka ekspresja barbarzyńskiej umysłowości. W naszych mediach społecznościowych nie pozostawiono na nim suchej nitki. A gdyby tak zdobył poklask i uznanie? Co byłoby dalej? Dokąd nas by taki wybór doprowadził w dłuższej perspektywie? Można oczywiście powiedzieć, ze ten pismak to przykład debila, ale przecież zanim ten tekst się pojawi w przestrzeni publicznej to przechodzi weryfikację na różnych szczeblach łącznie z redaktorem naczelnym. Nikt nie widzi w tym barbarzyństwa, ba, nawet spodziewam się, ze pismak ów staje się bohaterem dnia w redakcji.

Czy wobec tego jest nadzieja? Uważam, że tak. Bo przy okazji penetrując Twittera natknąłem się na wiele profili francuskich, które prezentowały obrazy zupełnie niewidoczne w przekazach z mediów z tej katastrofy. Szczególnie ten obraz, gdy kamera pokazywała gęsty, milczący tłum stojący w bezruchu w wąskich uliczkach wokół katedry i słychać było cichy śpiew pieśni religijnych dochodzący jakby z głębi ziemi.

Drugi, to obraz z procesji ulicami Paryża ze śpiewem litanii do Naszej Pani. Ulicami zeświecczonego Paryża, nawet z jedną chorągwią wydobytą z jakiegoś niebytu, a których u nas jest wiele na procesjach Bożego Ciała. Ale mi utkwił zupełnie inny obraz. To obraz człowieka, który taszczy przed sobą wzmacniacz z nagłośnienia śpiewu. Trzyma ją w rękach przed sobą. Kolumna jest spora, ale wiadomo, że najcięższe są w niej głośniki, których magnesy sporo ważą. Niesie ją jednak. Taki mały własny krzyż w Wielkim Tygodniu. Porzucił swoją wygodę, aby nagłośnić litanię do Naszej Pani. Czy mu starczy sił, aby nieść ją dalej, jutro, pojutrze, zawsze, w każdej innej formie?

Chciałbym mu powiedzieć:

„Bądź wierny. Idź.”


Jestem starym człowiekiem patrzącym na przepływającą rzekę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo