Nie minęła jeszcze połowa roku, a już, zdawałoby się, wyczerpaliśmy limit pecha. Najpierw mrozy i śnieżyce, jakich nie było od lat, potem katastrofa pod Smoleńskiem, a teraz powódź. Jesteśmy dopiero na półmetku. Idąc tym trendem nie możemy wykluczyć suszy w lipcu, trąb powietrznych w sierpniu, trzęsienia ziemi we wrześniu, a także uderzenia meteorytu w grudniu. Co, że niemożliwe?
A wyobrażał sobie ktoś jeszcze niedawno katastrofę samolotu z prezydentem na pokładzie?
Dziwny to rok.
Inne tematy w dziale Polityka