Maciej Eckardt Maciej Eckardt
331
BLOG

Ciemniejsza strona wojny

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

– W pewnym okresie byłem dumą całego oddziału. Ponieważ nie robiło mi różnicy, czy ja żyję, nie dbałem zupełnie o to, czy żyją inni. Strzelałem do ludzi jak do tarczy na ćwiczeniach, bez żadnych emocji. Lubiłem patrzeć na przerażone twarze przed likwidacją, lubiłem patrzeć na krew tryskającą z rozwalonej głowy – napisał we wspomnieniach Stefan Dąmbski. – Spełniły się moje marzenia; byłem człowiekiem bez skrupułów… Byłem gorszy od najpodlejszego zwierzęcia. Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. A jednak byłem typowym żołnierzem AK. Byłem bohaterem, na którego piersi po wojnie spoczął Krzyż Walecznych, tylko jeden z czterech wydanych na cały oddział Czternastki… – dodał.

Był likwidatorem, choć wielu z pewnością nazwałoby zabójcą. „Likwidował” osoby współpracujące z Niemcami i Sowietami lub podejrzewane o taką współpracę. Jego wspomnienia wywołały szeroki rezonans, zwłaszcza w środowiskach kombatanckich. Nie często bowiem zdarzają się tego typu memuary. Ludzi z oddziałów likwidacyjnych zawsze otaczał nimb tajemnicy i… swoisty ostracyzm. Tego typu profesja z natury rzeczy jest mocno kontrowersyjna. Był skrupulatny w tym, co robił. Strzelał między oczy mężczyznom i kobietom. Ranił i dobijał. W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, a czasami pewnie w imieniu widzimisię. Jak to na wojnie.

Dąmbski to w sumie postać tragiczna. Swoje życie, mocno nieudane, zakończył samobójstwem. Mógłby ktoś powiedzieć – jakie życie, taka śmierć. No niby fakt. Beznamiętny język wspomnień doskonale oddaje beznamiętność wyroków, które wykonywał. To mocna książka. Inna niż pozostałe, pokazująca tę cześć okupacyjnej rzeczywistości, którą niechętnie się penetruje. Ilu członków oddziałów likwidacyjnych zdecydowałby się na tego typu wiwisekcję? Zapewne niewielu. Trudno przecież bez dyskomfortu przywoływać z pamięci postacie, którym strzelało się w głowę. Zwłaszcza, kiedy mogły być ich setki.

– Naszym obowiązkiem było pokazać światu, że Polak nigdy się nie podda i że za „waszą i naszą wolność” będzie ginął z uśmiechem na ustach. Ale w rzeczywistości też często, póki żył, mordował wszystkich, którzy nie byli po jego stronie lub też nie zgadzali się z jego ideami – z zupełną aprobatą naszego dowództwa. (…) Podaję tu fakty z życia prostego żołnierza Armii Krajowej. – napisał autor. W jakiś sposób chce się rozliczyć z własnym życiem, które zostało zwichrowane i przetrącone. Dobywa głos, którego wielu nie chciałoby usłyszeć. Czy jest on wywołany wyrzutami sumienia, czy bezmiarem tragedii, w której brał udział, trudno dociec. Niemniej wydaje się być głosem autentycznym.

– Pisząc dziś te wspomnienia, próbuję – podając różne przykłady – usprawiedliwić siebie i takich jak ja, gdy chodzi o ogromne krzywdy, jakeśmy w tym czasie wyrządzili rasie ludzkiej. Za późno dziś, by prosić kogokolwiek o przebaczenie, tak się ludziom życia nie przywróci. Niech to będzie jeszcze jedno ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń i różnych organizatorów politycznych. Niech pamiętają, że każda wojna to tragedia, że w niej zawsze giną młodzi ludzie, mający całe życie przed sobą – i to giną niepotrzebnie – kończy swój rozrachunek z przeszłością Dąmbski.

To jest naprawdę smutna i dziwna książka.

egzekutor
„Egzekutor”, Stefan Dąmbski, Ośrodek Karta, Warszawa 2010, ss. 121.

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura