Jak prawica długa i szeroka podniosło się oburzenie – nadciąga Palikot i Nergal. A skoro tak, to nadciąga diabeł. Diabeł, jak wiemy, to byt wielce inteligentny i przewrotny, mistrz PR i mimikry. Odkąd przechlapał sobie w Niebie, wiedzie żywot głównie ziemski, wodząc na pokuszenie to, co się na ziemi uwieść da, czyli człowieka. Kuszenie to ma zresztą długą tradycję i sięga czasów rajskich, kiedy to Adam i Ewa, odzwierciedlając idealny z dzisiejszego punktu widzenia parytet, nie ustrzegli – jak podają biblijne przekazy – rodzaju ludzkiego przed podstępnym pijarem diabła, a w konsekwencji eksmisją z krainy mlekiem i miodem płynącej na łez padół, zwany ziemią.
Odkąd z powodu grzechu człowiek zasiedlił ziemię, oprócz zbieractwa, rolnictwa, rzemiosła i handlu, zajął się polityką. Próbując po drodze przeróżnych ustrojów, od rodowych poczynając na tyraniach kończąc, dopracował się w końcu demokracji, która wydała mu się najdoskonalszą z niedoskonałych form utrzymania ładu społecznego. To nie dziwi, skoro dała ona szerokim masom człowieczym posmak współudziału we władzy, polegający na udzielaniu swoistej substytucji do rządzenia raz lewicy, a raz prawicy. I właśnie do tej substytucji diabeł od samego początku postanowił wściubiać swoje trzy grosze, ze skutkiem zresztą znakomitym. Ze względów oczywistych wściubianie to skuteczniej wychodzi mu na lewicy, ale czy to oznacza, że na prawicę diabeł nie zagląda?
Jeśli przyjąć, że najskuteczniejszą drogą do odparcia mamienia diabelskiego jest Dekalog, który zaleca m.in. nie czczenie cudzych bogów, nie wzywanie imienia Boga nadaremno, święcenie dnia świętego, nie cudzołożenie, nie sięganie po czyjąś własność oraz nie mówienie fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu – nie wspominając o pożądaniu jego żony, ani żadnej rzeczy, która jego jest – to czy z całą pewnością możemy powiedzieć, że prawica jest od takich przypadłości wolna? Ano właśnie. Czyż to nie na prawicy właśnie wyjątkowo łatwo i chętnie sięga się po fałszywe świadectwo przeciwko bliźniemu, szczególnie w ramach tej samej partii oraz czyż nie wzywa się hurtowo imienia Boga nadaremno?
Może ktoś powiedzieć, skądinąd słusznie, że polityka wymaga przede wszystkim skuteczności, także od polityków prawicy, o ile myślą o sprawowaniu władzy. W takim wypadku ze względu na praktykowaną – przynajmniej werbalnie – higienę moralną, zmierzyć się oni powinni z pytaniem, jak daleko rozciągnąć bufor chroniący ich przed pokusą walki politycznej metodami, które z Dekalogiem niewiele mają wspólnego oraz jak mocnego użyć impregnatu moralnego, by nie utracić nic ze otuliny aksjologicznej jaką daje Dekalog, a jednocześnie być skutecznym w spragmatyzowanym do bólu świecie polityki? Myślę, że niewielu polityków prawicy łamie sobie głowę tego typu wątpliwościami, przyjmując, że polityka już z samej definicji i charakteru daje dyspensę od zachowań moralnych.
W dziele ochoczego korzystania z wyżej wymienionej dyspensy prawica nie jest nic lepsza od lewicy. Jest nawet gorsza, gdyż od lewicy nikt przytomny nie będzie wymagał zachowań kompatybilnych z Dekalogiem, który lewica uważa za zbędny i zmurszały balast? Co innego prawica. Tutaj sytuacja powinna być jasna – wyznaję chrześcijański (katolicki) system wartości, więc nie stosuję niegodnych technik walki politycznej, takich jak obmowa, kłamstwo, manipulacja, prowokacja, rzucanie obietnic bez pokrycia, czyhanie na potknięcie konkurenta, etc., etc. Każdy, kto zetknął się z jakąkolwiek partią wie, że wyżej wymienione techniki stosuje się tam z niezwykłą werwą, a Dekalog zostawia się przed drzwiami. Liczą się jedynie sondaże i taktyka, której osnową jest czystej postaci darwinizm i makiawelizm.
Historia naturalna polskiej prawicy po 1989 roku, to nieustanna „walka o ogień”, w której każdy udowadnia każdemu, że trzymana w ręku maczuga, to tak naprawdę różaniec, tyle że z trochę większym krzyżykiem. W imię miłości bliźniego wali się więc prawica tym „różańcem” gdzie popadnie, zwłaszcza po głowie, bo przecież liczy się nokaut. Te wszystkie spółdzielnie, frakcje, to gnojenie się pod dywanem, udowadnianie sobie zdrady i zaprzaństwa, to przynoszenie prezesowi na tacy głów konkurentów, skakanie z radości na wieść o wycięciu z listy konkurenta… Taka jest prawica. I ja nie mam o to do niej pretensji. Wchodząc na polityczny ring wiadomo przecież, że chodzi o mordobicie. Także we własnej szatni. Tylko po kiego – nomen omen – diabła podpierać się przy tym Dekalogiem i udawać cnotkę?
„W pogoni za ideałem, wszystkie świństwa popełniałem” – napisał we fraszce „Cel uświęca środka” Jan Izydor Sztaudynger. Dowcipno-cierpka konstatacja. Niejeden PiS mógłby ją sobie z powodzeniem wywiesić na sztandary.
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka