Maciej Eckardt Maciej Eckardt
431
BLOG

Dlaczego jestem niewierzący

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 6

 W artykule „Spór o dwie Polski” („Uważam Rze” 3(50)/2012) Łukasz Warzecha opisując powstawanie „państwa równoległego”, będącego odpowiedzią na państwo lemingów, zawarł taką oto myśl:

„Drugoobiegoowcy (…) spisali nasze państwo na straty, choć twierdzą, że chodzi im tylko o to, aby odbić je z niegodnych rąk. Tylko co potem? Jeśli dziś będziemy rozciągać naszą niechęć do kierujących Polską na samo polskie państwo, co później powstrzyma innych od podobnego podejścia, gdy polityczna karta się odwróci? Jak potem odbudować szacunek dla instytucji, dla urzędów? Kto przyzna sobie prawo do stwierdzenia, że teraz jest już wszystko w porządku; że jest to państwo, które znowu możemy szanować? (…) Siłą republikańskiego podejścia jest wyraźne oddzielenie naszego stosunku do urzędników państwa od niego samego. Drugoobiegowcy wydają się myśleć inaczej”.

Dotknął Warzecha problemu istotnego – stosunku obywateli do ich państwa jako instytucji. Państwa, którego w myśl zdrowych zasad republikanizmu proponowanych przez autora, nie należy nadmiernie utożsamiać z jego urzędnikami. Wiadomo, nic tak nie jest w stanie upstrzyć i zafajdać wizerunku ogólnonarodowego dobra zwanego państwem, jak tępa urzędnicza swołocz, rozpleniona po wszystkich możliwych urzędach od Bałtyku aż do Tatr. Prawda to oczywista, ale wtórna. Ja najwidoczniej nie jestem republikaninem, bo ani myślę oddzielać stada urzędniczych biurw od państwa, które z hodowli tych biurw uczyniło całkiem sprawną maszynkę, nad którymi teraz z oczywistych względów nie jest w stanie zapanować.

 Od dawna nie posiadam żadnych uczuć w stosunku do Państwa polskiego jako takiego. Jestem pod tym względem dotknięty kompleksową ambiwalencją uczuciową i asertywnością. Państwo polskie jest dla mnie instytucją nie tyle bezużyteczną, co szkodliwą, nagminnie gwałcącą konstytucję w podstawowych dla człowieka obszarach wolności, tj. wolności osobistej i gospodarczej. Jego zachłanność w anektowaniu coraz to nowych przestrzeni życia człowieka, czynienia z niego zwierzyny łownej dla dziesiątków służb, posiadających uprawnienia rodem z Rosji sowieckiej, do tego coraz bezczelniejsze i głębsze gmeranie ludziom w kieszeniach, sprawia że nie uważam tego państwa za swoje. W końcu mogę.

Ograniczam swoje z nim kontakty do niezbędnego minimum (US, ZUS). Jako obywatel organizmu wprzęgniętego w unie i sojusze, które nie budzą mojej aprobaty, nie mam również obowiązku rżeć z radości i piać z zachwytu. A skoro tak, to nie mam też obowiązku temu państwu pomagać, bo niby z jakiej racji? W końcu nie jestem masochistą ani schizofrenikiem, a takich zachowań wobec siebie oczekuje, moje rzekomo, państwo. Nie odpowiada mi filozofia, w której okradany ma być wdzięczny, że jest uwalniany od ciężaru posiadania pieniędzy, a lany w mordę ma skakać z radości, że ekskluzywnie na żywo może oglądać własne zęby w garści. Aż tak daleko moja postawa obywatelska nie sięga.

Dlatego, jeśli chodzi o Państwo, jestem osobą niewierzącą. Nie wierzę w jego kompetencje, nie wierzę w jego uczciwość, nie wierzę w jego moc. Nawet nie jestem pod tym względem agnostykiem. Jestem niewierzący na wskroś. Stałem się kompletnym państwowym apostatą, których dzięki temu państwu z każdym dniem przybywa. Żyją obok państwa, we własnych enklawach. Tolerują je, bo nie mają innego wyjścia. Nie podniecają się tym, kto wygra wybory, dlatego na nie nie chodzą. Wiedzą, że w tym systemie są one fikcją, w której nie mają ochoty brać udziału. Z politowaniem oglądają wiadomości, czekając tak naprawdę na sport i prognozę pogody.

To jak najbardziej normalni ludzie, funkcjonujący w myśl zdrowej zasady – jak państwo im, tak oni państwu. Milcząca połowa.

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka