Zadziwiająca była wymiana „uprzejmości” pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Radkiem Sikorskim na temat tego, skąd minister spraw zagranicznych wiedział tuż po katastrofie TU 154, że nikt jej nie przeżył. Całą uwagę mediów i opinii publicznej przykuło tłumaczenie się pana ministra, że taką miał informację od będącego na miejscu ambasadora Bahra i że na jej podstawie wysnuł taki a nie inny wniosek. Tłumaczy się, jak wiadomo, winny. I o to Kaczyńskiemu chodziło.
Wniosek minister Sikorski wysnuł, jak już dzisiaj wiadomo, słuszny. Nie przeżył nikt. Nie chodziło jednak w pytaniu Kaczyńskiego o poprawność rozumowania Sikorskiego, ale o przemycenie tezy, że skoro Sikorski od razu wiedział o śmierci wszystkich pasażerów, to znaczy iż musiał w niej maczać palce. A skoro tak, to z diabelską uciechą musiał też śledzić od samego początku przygotowywaną przez KGB katastrofę samolotu polskiego prezydenta.
Absurd? Oczywiście. Ale co z tego? Show must go on. Bo to Polska właśnie.
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka