Niemiecki „drang nach osten” w sprawie Ukrainy trwa. Co ciekawe, ale i niepokojące, do akcji tej przyłączył się niemiecki kościół katolicki, sugerując „kontynuację presji politycznej na władze Ukrainy”. Presja ta, warto przypomnieć, wiąże się z wyrokiem sądu ukraińskiego, który skazał byłą premier Ukrainy Julię Tymoszenko na siedem lat tzw. kolonii karnej za podpisanie niekorzystnych dla Ukrainy umów gazowych, które miały przynieść straty w wysokości 1,5 mld hrywien.
W warunkach ukraińskich jest tak, że ten kto wygrywa wybory ma szansę wsadzenia konkurenta do więzienia. Taki kraj. Pech Tymoszenko polega na tym, że wybory przegrała. Gdyby było inaczej w więzieniu siedziałby teraz Janukowycz. Ale nie siedzi. I co ciekawe, ten podobno wierny sojusznik Kremla doprowadził swoją poprzedniczkę do sądu za zbytnią uległość… Kremlowi. Paradoks? Na Ukrainie niekoniecznie. Taki kraj.
W zasadzie dobrze się stało, że Niemcy nie wytrzymali i bez pardonu wleźli buciorami w wewnętrzne sprawy Ukrainy. Próba wywołania niepokoju na Ukrainie – a tak to trzeba widzieć – pokazuje, że stara niemiecka koncepcja Mitteleuropy ma się całkiem krzepko, a nawet przeżywa drugą młodość. Daje to okazję do zobaczenia, czym dla Niemiec jest polityka zagraniczna. To pełna jedność celów i środków działania ponad politycznymi podziałami. W Polsce rzecz nie do osiągnięcia.
Ręce zaciera oczywiście Rosja. Po pierwsze, dzięki Niemcom nie musi się już angażować w obronę Julii Tymoszenko, z którą robiła wyśmienite interesy gazowe, po drugie ma kapitalny konflikt w łonie państw europejskich, po trzecie „obłudyzacja” dotycząca oceny przestrzegania praw obywatelskich w Europie nabiera rozmachu, po czwarte wreszcie, oddala się proces integracji Ukrainy z UE, któremu Rosja od początku była przeciwna. Ma ktoś jeszcze wątpliwości, że Niemcy są najlepszym przyjacielem Rosji w Europie?
Facta loquuntur.
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka