Maciej Eckardt Maciej Eckardt
692
BLOG

Chyba Ziemkiewicza nosi. To dobrze.

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 8

 

Najnowsza książka Rafała Ziemkiewicza „Myśli nowoczesnego endeka” jest chyba najbardziej interesującą z całej palety książek, które autor poświęcił Polsce i Polakom. Ta najświeższa jest jednak w zasadniczy sposób różna od poprzednich. Obok spraw, które Ziemkiewicz wnikliwie drąży, widzimy autora od strony, jakby to ująć, zniecierpliwionego jegomościa, który dmie w róg, by rodacy poszli z nim odebrać Polskę z rąk szubrawców, których wylęg szczególnie mocno obrodził w ostatnim dwudziestoleciu.

Gdyby zadął mocno, to kto wie, czym by się to skończyło, bo dźwięk jakiego Ziemkiewicz dobywa jest miły uchu rozsądnych Polaków, a poza tym ma moc budzenia umysłów zaległych na otomanie gnuśności i umysłowego lenistwa. Sięga bowiem po nuty endeckie, które onegdaj wybrzmiały pieśń wolności niesioną wielkim obywatelskim przebudzeniem, o czym się dzisiaj nie pamięta, a co z wielką swadą przypomina Ziemkiewicz. Strzepuje przy okazji kurz niepamięci zalegający na dokonaniach ruchu politycznego, bez którego nie byłoby wolnej Polski w 1918 roku.

Książka Ziemkiewicza to tak naprawdę instrukcja obsługi Polski i Polaków. Mamy w niej opis status quo, status quo ante i perspektywę, co robić dalej, żeby było inaczej, to znaczy lepiej. Otrzymujemy poparty niepoprawnymi politycznie cyframi obraz polskiej gospodarki, która dla autora ze zrozumiałych względów, które i ja podzielam, nie jest żadnym zielonym cudem, a jedynie zręcznie zrolowanym zapisem księgowym, który absolutnie nie opisuje tego co jest, a raczej to, czego nie ma. Kracze zatem Ziemkiewicz, że król jest nagi i na dodatek z wątłym przyrodzeniem. I ma rację.

Nie chcę streszczać książki Ziemkiewicza, bo chodzi o to, żeby każdy przeczytał ją sam. Nie mogę jednak nie wyrazić swojego zadowolenia, że oto ja, z lekka niemłody już endek, który dwadzieścia dwa lata temu reaktywował w Bydgoszczy Stronnictwo Narodowe, który odnajdywał starych przedwojennych działaczy i słuchał tego, co mają do powiedzenia, który przez następne lata o endecji pisał i rozprawiał gdzie się dało, siejąc zrozumiały popłoch pośród umysłów tolerancyjnie wyfiokowanych, doczekał sojusznika wielu swoich poglądów, którego głos jest zdecydowanie donioślejszy.

Swoją książką, obok jej walorów poznawczych, Ziemkiewicz dokonuje niezwykle istotnej rzeczy. Wszczyna dyskusję i dokonuje fermentu intelektualnego na prawicy, zwłaszcza tej, która od spuścizny endecji nie stroni. Z pewnością książka nie do końca spodoba się moim kolegom z „Myśli Polskiej”, którzy z Ziemkiewiczem drą koty o PRL i stan wojenny, ale przecież nie chodzi o to, aby sobie pić z dziubków, ale by się spierać i kłócić, choć, przyznaję, bywa w tych dyskusjach sporo tak zwanego, zupełnie niepotrzebnego, absmaku. Pewnie będzie tak i tym razem, zwłaszcza, że obok kwestii PRL-u wyrosła nowa, złowroga – Smoleńsk.

Warto sięgnąć po Ziemkiewicza, bo dokonuje on rzeczy nietuzinkowej i w zasadzie niespotykanej u nas w tego typu literaturze, a mianowicie transkrypcji do czasów współczesnych myśli politycznej, która swoją największą witalność osiągała 100 lat temu, a która w wyniku splotu historycznych okoliczności miała swój organizacyjny i intelektualny tragiczny finał. Transkrypcja to interesująca, bo mocno autorska i jasno wyłożona, dająca każdemu możliwość wniesienia swojego ad vocem, choć czuć, że autor chciałby po prostu porwać czytelnika ze sobą i przydzielić mu pierwsze z zadań, mówiąc – oddaj Ojczyźnie cztery godziny w tygodniu.

Choć z Ziemkiewiczem w wielu kwestiach się nie zgadzam, to niezmiennie cenię jego erudycję i odwagę formułowania niepoprawnych politycznie – także z prawicowego punktu widzenia – opinii i sądów. Po prostu lubię ludzi dobrze przyprawionych. Nie ma nic gorszego jak mdłe żarcie, po zjedzeniu którego nie wiadomo, czy było słone czy pieprzne. O Ziemkiewiczu nie da się tego powiedzieć. Jest nie tylko dobrze przyprawiony, ale co niezwykle ważne na politycznym podwórku – jest przede wszystkim świeży.

Zeżarłem więc Ziemkiewicza ze smakiem. Dobrze popiłem wytrawnym winem, więc się nie odbija. Teraz czekam na dokładkę, tzn. na czyn. Poza klawiaturą. Panie Rafale, zadął Pan, ludzie się obejrzeli, więc co dalej?


Zobacz podobne teksty:

Czekając na Dmowskiego

Kto następny po Ziemkiewiczu 

Skrobanie „Marszałka” 

„Michnikowszczyzna”

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka