Maciej Eckardt Maciej Eckardt
976
BLOG

Hezbollah u bram

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Ledwie co polski rząd zaczął z mozołem fastrygować polsko-amerykańsko-izraelskie kalesony, które za sprawą nowelizacji ustawy o IPN-ie widowiskowo rozerwały się na tyłku, ledwie z najwyższą starannością poczynił pierwszy szew, bacząc, by trzęsącymi rękami nie żgnąć jakiego wrażliwego półżyta, kiedy już wydawało się, że dyplomatyczny "hand made" zaczyna przynosić deeskalację rumoru, ciągnącego się od Tel Awiwu po Nowy Jork i z powrotem, wszystko to raptem jednym wypadem do Libanu, bydgoski poseł Paweł Skutecki wziął i popruł.

Jak grom z jasnego nieba spadła wieść, że poseł nie dość, że spotkał się z szefem klubu Hezbollah w libańskim parlamencie, to uścisnął sobie z nim rękę, a także, o zgrozo, przyjął medal, co nieopatrzenie uwiecznił na Facebooku. Z miejsca podniósł się klangor, wszczęty przez kwiat poselski bydgoskiej Platformy Obywatelskiej, że Skutecki to „skończony idiota, szczególnie w obecnej sytuacji”. Z miejsca też poderwali się różni lokalni totumfaccy jęcząc, że nie można zrobić referendum i odwołać Skuteckiego za „promowanie islamskich organizacji”, ale warto byłoby chociaż w tej sytuacji, aby „służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo naszej ojczyzny, dokładnie przyjrzały się kontaktom posła Skuteckiego z tą powiązaną z arabskim terroryzmem organizacją”. 

Tymczasem sprawca międzynarodowego skandalu nie dość, że nie okazał żadnej skruchy, to rezolutnie oznajmił, że z żadnymi bandytami się nie spotykał, za to z patriotami „którzy są bardzo poważną siłą w demokratycznie wybranym parlamencie naszego strategicznego przyjaciela w tej części świata, nawet jeśli jeden z jego sąsiadów dość skutecznie przykleił im gębę”, to i owszem. W mediach zrobił się w związku z tym przeuroczy kociokwik, który sprawił, niestety, że ledwo co napoczęta polsko-amerykańsko-izraelska fastryga, nie dość, że się spruła do punktu wyjścia, to na dodatek poszła paskudnie w dół, odsłaniając dyskretną zawartość kalesonów, a kto wie, czy nie samej alkowy.

Co ciekawe, bydgoski poseł podczas bytności w Libanie - o czym wspomina się jedynie półgębkiem - spotkał się z prezydentem tego kraju, szefem parlamentu, szefem dyplomacji oraz głową kościoła maronickiego. Ale to oczywiście nuda w porównaniu ze spotkaniem z „islamskim terrorystą”, które choć nie wyszło poza kurtuazyjną formułę, raziło wszystkich niczym – nomen omen - bomba. Pech posła Skuteckiego polega na tym, że nie spotkał się z "naszym sukinsynem", jak określa terrorystów Wuj Sam, dzieląc ich na użytecznych i szkodliwych z punktu widzenia interesów USA, ale z "ich sukinsynem", co ze względu na naszą politykę "robienia łaski" Amerykanom, było oczywistym faux pas.

Ale kropla drąży skałę. Czyż jeszcze niedawno na terrorystycznym indeksie nie znajdował się Jasir Arafat z OWP i Gerry Adams z partii Sinn Féin, związanej z IRA? A czyż nie z największym terrorystą i „złem wcielonym” współczesnego świata, Kim Dzong Unem, nie zamierza spotkać się już w najbliższym czasie sam Donald Trump? Bo polityka, to jest jutro, które dzieje się dzisiaj. I kto wie, czy akurat tego nie miał na myśli poseł Skutecki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka