Przeszłość jest już poza nami. Przyszłości jeszcze nie ma. Martwmy się zatem teraźniejszością. Tak mówią. Nawet nie tyle martwmy się, mówią nam. Cieszmy się, wręcz radujmy, bowiem teraz to jedyne co mamy.
A jednak....
A jednak po to dana jest nam zdolność i sztuka myślenia, byśmy mogli pomyśleć o przyszłości, przewidzieć ją, na tyle na ile można, i przedsięwziąć kroki – jeśli można i jakie można.
A jest o czym myśleć.Pisałem o tym, że fizyka jest w stanie wręcz katastrofalnym. Próby połączenia teorii kwantów z ogólną teorią względności prowadzą do katastrofalnej rozbieżności teorii z doświadczeniem. Nasze najlepsze teorie przewidują wartość stałej kosmologicznej 10000000000000000000..... razy większą niż obserwowana. Tych zer powinno być 120. Oznacza to, że nie wolno nam spać spokojnie. Choć można wziąć tabletkę nasenną i przestać o tym myśleć. Tak robi znakomita większość, tak naukowców jak i pozostałych artystów.
Bo co innego możemy zrobić? Pisałem o tym. Możemy wrócić do podstaw, do tych od których wyszedł Einstein, i na nie krytycznie popatrzeć. Zobaczymy wtedy, że geometria dzieli się na strukturę konforemną i na skalę. Można zostawić strukturę konforemną a skalę odłożyć na potem. Powstaje okrojona grawitacja, tzw. unimodularna lub, co niemal na to samo wychodzi, konforemna. Stała kosmologiczna z jej 120 zerami za jedynką przestaje straszyć. Robi się jakby jaśniej. Ale tylko jakby.
W tej zmodyfikowanej grawitacji przestaje obowiązywać prawo zachowania energii. Wszechświat może przeciekać. Ale jak?
Ostatnio tym się zajmowałem. Ostatnio się temu przyglądałem, obliczałem I wychodzi tak: że jest coś takiego jak „prąd niezachowania energii”. Ten prąd niezachowania energii jest zachowany. To taki termin. W elektromagnetyźmie prąd elektryczny jest „zachowany”, spełnia równanie ciągłości, co owocuje w tym, że ładunek elektryczny nie znika i nie pojawia się. W każdej chwili jest go tyle samo. A co z zachowaniem prądu niezachowania energii? Okazuje się, że jest tu DUALNE prawo zachowania. Oznacza to, gdy się temu przyjrzeć, że każdy obserwator zauważy tyle samo pęknięć we wszechświecie. Pęknięcia są obiektywną rzeczywistością.
Jedno takie pęknięcie widać na obrazku z jajem. Ono tam jest, w przyszłości, ono na nas czeka. My o nim nie wiemy, bo znamy tylko naszą przeszlość. Co najwyżej jasnowidze to pęknięcie widzą. Gdy zaczniemy się do niego zbliżać, różne dziwne rzeczy zaczną się dziać. To nie potulna czarna dziura. To fala uderzeniowa, gorzej niż tsunami. Czy coś możemy zrobić? Tak. Zacząć poważnie o takich rzeczach myśleć. Póki czas.
„Crack in the cosmic egg” to skądinąd tytuł książki. Książka ta jest o tym, że tak naprawdę wszystko co pomyślimy jest możliwe – o ile tylko nie prowadzi do sprzecznośći. Sprzeczności to jedyne czego Przyroda się lęka.
Takie pęknięcia, te łagodniejsze niż globalne fale uderzeniowe, możemy też wykorzystywać z pożytkiem. Pisałem o tym w mojej pracy „Theory of Kairons”.