Jedna z gazet zamieściła bluźniercze obrazki. Obrazki z zabawy, które polegają na tym, że Jezusa Chrystusa wiszącego na Krzyżu można ubierać w dowolne stroje, np. diabła albo hawajskiej tancerki.
A w mediach idzie linia obronna: Niech się chrześcijanie nie oburzają, może todla nich jest obrazoburcze, ale przecież to tylko zabawa, nikt nie ma zamiaru "uczuć religijnych obrażać". Bądźmy tolerancyjni i dajmy się bawić innym, nawet, jeśli nas to trochę kosztuje!
Taka argumentacja wpisuje się w bylejakość całej tej dzisiejszej, funta kłaków nie wartej, publicystyki. Nie ma dla tych dziennikarzyn i obrońców "cnót nowoczesnych" - żadnej świętości, ani żadnej różnicy: góra, dół, lewo, prawo, ciepło, zimno, czysty, obfajdany - to jest wszystko jedno. Nie ma też różnicy między dobrem a złem, prawdą a fałszem. Wszystko jedno. Wszystko jest zabawą i nic nie ma znaczenia.
Tylko, że jakby jutro ta gazeta zrobiła taką zabaweczkę: mamy Żyda w pasiaku, przywiązanego do słupa na placu apelowym w Konzentrazion Lagier. I można go ubierać. A to za ssmana przebrać, a to za bankiera. Żydzi się oburzają? Och,jacyż oni są śmieszni w tym oburzeniu... Przecież to tylko taka zabawa... Ubaw po pachy, a oni śmiać się nie chcą? Niech się nie śmieją - ale niech dadzą się innym bawić.
Wiadomo, że powyższy scenariusz jest nie do zrealizowania; nigdy nie powinien zostać zrealizowany. Tak samo, jak nigdy nie powinien być zrealizowany ten, który zrealizowany został.
Chrześcijaństwo jest solą na ranie współczesnej kultury, która dobro i zło, a zatem i grzech, wyrzuciła precz. Ale dobro i zło jest. Trwa ze swymi nieubłaganymi prawami. Jak ktoś czyni zło - zadaje sobie ranę. W zetknięciu z Przebaczającym Chrystusem - ta rana piekielnie boli. Żeby przestała boleć, żeby ranę zaleczyć, trzeba Pokornego, uznać za swego Pana, a człowiek współczesny nie chce, a może już nie jest w stanie tego zrobić Ta rana grzechu boli. Aby zagłuszyć ból -Jedyne co co mu pozostaje, by zagłuszyć ból to wyśmiać i wyszydzić.
Chrześcijanom nie chodzi o obrazę uczuć religijnych. Jakiekolwiek uczucia nie powinny być tutaj brane pod uwagę, nie powinny być też kategorią prawną, bowiem są czymś subiektywny i zmiennym. U jednego zupa pomidorowa z ryżem wzbudza uczucie dzikiej rządy, a u drugiego odwrotnie, uczucie dzikiej odrazy. I jak tu rozstrzygnąć, który ma rację? Bez wątpliwości, zupa pomidorowa jest czymś dobrym, a jednak tak różne, przeciwne budzi uczucia. A Madonna z wąsami? U jednych budzi śmiech, który płynie z uczucia przyjemności, u drugich budzi uczucie oburzenia. Jednego uczucia są obrażone, drugiego zaś nie. Co począć ma sprawiedliwa Temida?
Jedynym rozwiązaniem jest odwołanie się do rzeczywistości. Po prostu niektóre działania uderzają w Boga, który jest przecież Żywą Osobą, Jego godność i świętość, które w żaden sposób nie są zależne od ludzkich uczuć. Można dążyć do świętości, codziennie rozmawiać z Panem Bogiem, modlić się i być domownikiem Nieba żyjąc tu, na ziemi – i jednocześnie nie mieć żadnych, ale to naprawdę żadnych uczuć religijnych. Znamy takich świętych w dziejach Kościoła, pewnie i dziś żyją tacy. Odniesienie do Boga nie jest bowiem sentymentalną reakcją, tylko aktem całej osoby, często twardą walką, często lekkim poruszeniem ducha – czasem tym stanom towarzyszą uczucia, innym razem nie.
Chodzi tu zatem o coś istotnie poważniejszego od religijnych uczuć: o pogwałcenie Majestatu Króla Wszechświata, którego mocą jest Miłosierdzie.
Inne tematy w dziale Polityka