zdjęcie:   Twitter MON ( WKU Olsztyn)
zdjęcie: Twitter MON ( WKU Olsztyn)
Artur Kolski Artur Kolski
102
BLOG

Ustawa o obronie Ojczyzny: umacnianie WOT w projekcie oraz dalsza wiara w ochotnika

Artur Kolski Artur Kolski Polityka Obserwuj notkę 2

Ustawa o obronie Ojczyzny: umacnianie WOT w projekcie oraz dalsza wiara w ochotnika [Analiza]

Do końca zbliżają się konsultacje nad projektem ustawy o obronie Ojczyzny, która przywraca roczną służbę zasadniczą, ale tym razem w wersji dobrowolnej, a obowiązkową zawieszając na „kołku”. Powrót do 11 miesięcznego szkoleniem specjalistycznego świadczy o tym, że resort obrony wyciąga wnioski z krytyki nadmiernego skracania służby przed podpisaniem kontraktu zawodowego i absurdalnie w przeciągu roku zmienia stanowisko w tej sprawie o 180 stopni. Czy jednak te zmiany, w tym również w systemie rekrutacji pozwolą ponad dwukrotnie zwiększyć liczebność armii zawodowej? Moim zadaniem, cel jest mocno naciągnięty, nierealny pod względem demograficznym (zabraknie ochotników) i uwarunkowany politycznie.

Od ponad 10 lat – jak uważam – wiara w ochotnika to ślepy tor, o tym mówi rządowy raport Szwecji z 2016 roku, który po siedmiu latach od zawieszenia obowiązku służby wojskowej przywrócił go w 2018 roku. Innym potwierdzeniem mojej tezy jest Raport Fundacji Ad Arma dotyczący liczebności SZ RP. Ostrzega, że model Sił Zbrojnych RP, powstały po zawieszeniu obowiązkowego poboru, nie jest w stanie zabezpieczyć zastępowalności i szkolenia rezerw Wojska Polskiego. Już za sześć lat model wyczerpie swoje możliwości, nawet ograniczonego zabezpieczania potrzeb SZ RP.

Konflikt na granicy – sprawdzianem kto i ile jest wart

Tak naprawdę budowanie następnej formacji ochotniczej jak WOT absurdalnie rozbraja polskie wojsko. O całym problemie polskiego bezpieczeństwa i braku przygotowania społeczeństwa pisałem w artykule pt.: Polska nie przygotowuje się do wojny. Połowa Polaków za poborem do wojska, czyli dlaczego obowiązkowa służba wojskowa powróci.

Konflikt na granicy pokazał kto tak naprawdę ile jest wart. Na 16 tysięcy żołnierzy zawodowych – jak podał w mediach rzecznik WOT – tysiąc to żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej. Formacja która miała docelowo liczyć 53 tys. obecnie osiągnęła stan 31 tys. – o czym nie zapomniał pochwalić się minister Mariusz Błaszczak na Twitterze 20 listopada br. Także WOT jest w komfortowej sytuacji jak zwykle najlepiej wysłać na granice zawodowych, a sam szuka ochotników z ochotników do zadań typowych w tle i na pograniczu raczej stanu wyjątkowego niż samej granicy państwa. Zgodnie z nową ustawą o obronie ojczyzny WOT ma przejąć wszelkie działania antykryzysowe? I ma zająć się szkoleniem rezerw na potrzeby wojska? To chyba jakiś absurd. Jak na razie piękne fotoobrazy na koszt wojska zamieszczane w mediach społecznościowych dla mnie wyglądają tak: na koniu, z psem u nogi nad głową latający dron. Tylko po co te łodzie i sprzęt do nurkowania w piechocie lekkiej?

Jeśli faktycznie WOT przejmie zadania kryzysowe od MSWiA, zdegraduje i zdubluje tym samym zadania Państwowej Straży Pożarnej, w tym OSP oraz Policji. Tym samy otworzy tej formacji nowy rozdział w budżecie do wątpliwego zakupu sprzęty specjalistycznego do ratowania ludzi i mienia czy nawet zakupu wozów strażackich. Nie wiadomo jakie będzie stanowisko MSWiA, o czym przekonamy się po konsultacji projektu. Tu powstaje zasadnicze pytanie czy żołnierz WOT ma trzymać w ręce piłę motorową czy karabin? To jest negowanie głównego i najważniejszego zadania sił zbrojnych, czyli obrony granic.

Estonia na granice wysyła prawie dwa tysiące mobilizowanych rezerwistów. A u nas cisza i śmieszyć może fakt, że oprócz wojska i formacji mundurowych na granicę dołączyć mają „mobilizowane” straże leśne. A ile to stadko będzie liczyło?

W opublikowanym projekcie ustawy o obrony Ojczyzny, która jest w trakcie konsultacji międzyresortowej i trwa do 23 listopada, służba wojskowa będzie dzieliła się na czynną służbę wojskową, służbę w rezerwie oraz służbę w razie ogłoszenia mobilizacji i w czasie wojny. Skupmy się na czynnej służbie wojskowej, podzielonej na zasadniczą, dobrowolną 12 miesięczną, zawieszoną – obowiązkową 9 miesięcy, terytorialną i zawodową. To oznacza, że od 1 lipca 2022 r., kiedy nowe przepisy mają wejść w życie - podstawowa droga dla ochotnika do służby zawodowej będzie prowadziła przez odbycie 28 dniowego szkolenia podstawowego i 11 miesięcznego - specjalistycznego.

Dlaczego szkolenie specjalistyczne ma trwać 11 miesięcy? Dlaczego nie ma powrotu do programu trzy miesięcznego szkolenia podstawowego? Tu rodzi się wiele pytań bo szkolenie żołnierza to element wieloetapowy.

Zamysł jest taki, by po miesiącu takiemu kandydatowi podsuwać umowę do podpisu i wiązać go z dalszą służbą za uposażenie szeregowego. Jest to swoisty straszak do zwrotu pieniędzy przed zwolnieniem w trakcie szkolenia. O tym problemie pisałem przy okazji w artykule pt.: Na granicy postrzelił się żołnierz. Czy to pierwsza ofiara skracania służby wojskowej?

Pożegnanie ze służbą przygotowawczą i Narodowymi Siłami Rezerwy

W połowie przyszłego roku definitywnie pożegnamy się zatem z Narodowymi Siłami Rezerwowymi ( NSR), który był krótkim epizodem ochotnika dla prawie wszystkich po odbytej służbie przygotowawczej. W NSR miało być docelowo 20 tysięcy ochotników i nigdy tego pułapu nie osiągnięto, gdyż traktowano go jako swoisty worek z kandydatem sprawdzonym i gotowym do służby zawodowej. Co wpadł to już go usilnie próbowano powołać na zawodowego. Od kilku lat NSR, poprzez zmianę władzy i tworzenie WOT, było formacją wygaszaną, a ustawa o obronie Ojczyzny ostatecznie „dobija” NSR i służbę przygotowawczą.

Pozytywnym zjawiskiem w nowych przepisach jest wydłużenie okresu dobrowolnej służby zasadniczej do prawie roku. Tylko dlaczego 11 miesięcy zajmie szkolenie specjalistyczne? Do tej pory, po służbie przygotowawczej mogliśmy mieć tylko strzelca czy wartownika (3 miesiące to szkolenie podstawowe, jednolite dla każdego żołnierza), w tym okresie nierealne jest wyszkolić specjalisty.

Uzyskanie specjalisty wymagało od ochotnika związanie się kontraktem z NSR tak, aby przez długoletnie ochotnicze szkolenie nabyć i utrwalić specjalność wojskową. Niestety w 2016 roku okazało się, że już i tak brakuje ochotników, aby zasilić służbę zawodową. Pozwolono przyjmować do wojska już wszystkich po służbie przygotowawczej.

Rok temu resort obrony skrócił okres służby przygotowawczej i drogę do służby zawodowej z trzech miesięcy do 28 dni szkolenia podstawowego. Krytykowaliśmy tę niekorzystną tendencję, podobnie jak szesnastodniowe szkolenia w Wojskach Obrony Terytorialnej. Zwracaliśmy uwagę, że tak krótki okres nie pozwoli na przygotowanie jakiegokolwiek specjalisty w armii, która ma być wyposażona w coraz nowocześniejszy sprzęt. Przyszłość przyniesie coraz wieksze wyzwania. Obecnie trwa wzmacnianie jednostek wojskowych na wschodzie kraju, a co za tym idzie formowanie kolejnych brygad i batalionów WOT, budowa Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni i planowane są nowe systemy uzbrojenia (M1 Abrams, Wisła, Bayraktar TB2). MON optymalizuje liczbę etatów i poszukuje ochotników do służby wojskowej.

Nowy stopień? Czyli jak odlatujemy w kosmos

Skąd w nowej ustawie koncepcja wprowadzenia nowego stopnia wojskowego? – szeregowego specjalisty. Czy to pomysł niewypał? Na ograniczenie barier przy przejściu z jednego korpusu do drugiego oraz ułatwień przy awansach w poziomie? Ale raczej dla mnie to powinna być nazwa zaszeregowania stanowiska niż stopień, albo specjalny dodatek do pensji szeregowego specjalisty. Czy ktoś w przebłysku wyobraźni zastanowił się jak ta ranga będzie wyglądała na całej „tablicy” ze stopniami wojskowymi? To może belka z pół gwiazdką a może pół krokiewką? To jest swoisty problem wymyślania martwych stopni. Absurd i kiczowatość pomysłów. A w MON jeśli chodzi o stopnie dalej mamy dwa światy. Nowy unowocześniany, nowymi stopniami i z pomysłami na dalsze dzielenie w korpusie podoficerów oraz stary od 10 lat ten sam w Służbie Wywiadu Wojskowego (SWW) i Służbie Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), gdzie dalej – jak w innych formacjach mundurowych – istnieje oddzielny korpus chorążych.

Prawie czterokrotny wzrost uposażenia na początek służby

Przede wszystkim działania resortu obrony narodowej zmierzają do tego, aby w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej maksymalnie zmotywować finansowo młodych ludzi do założenia munduru wojskowego. Już od pierwszego miesiąca dobrowolnej służbyzasadniczej wynagrodzenie szeregowego ma wynieść 4400 zł brutto, bez podatku (do 26 lat). Jest to pensja o 290 zł wyższa od najniższego uposażenia podstawowego żołnierza zawodowego. Nowe stawki mają pojawić się w przepisach szczegółowych, po zapowiadanej przez ministra obrony Mariusza Błaszczaka podwyżce uposażeń od nowego roku o co najmniej 600 zł brutto miesięcznie.

To oznacza znaczący przyrost wynagrodzenia, nie dla elewa służby przygotowawczej czy podchorążych, których uposażenie na początku wynosi 1200 zł miesięcznie. Absurdalnie ministerstwo w ostatnim czasie usztywniło kwoty należności wszystkich kandydatów na żołnierzy, gdzie ogólne podwyżki żołnierzy miały wpływ na ich uposażenie. Tym bardziej, że zarobki w wojsku mają być konkurencyjne z rynkiem cywilnym i innymi służbami mundurowymi. Tworzenie coraz liczniej armii będzie wymagało systematycznego wzrostu uposażeń na poziomie wyższym od inflacji. Czy na takie rosnące wydatki osobowe będzie stać budżet MON, przyjmując że zgodnie z zapisani projektu ustawy na obronność zamierza się wydać od 2026 r. – 2,5 proc. PKB? W kręgach opozycyjnych nie widać entuzjazmu dla budowy armii trzystutysięcznej w sytuacji, gdy wyposażenie wojska i żołnierzy pozostawia wiele do życzenia. Gdy zmieni się władza mogą zmienić się priorytety.

Nowy problem odchodzą młodzi bez nabycia praw emerytalnych

Intencją wyrażoną przez szefa MON jest przeszkolenie i pozyskiwanie co roku od 15 do 20 tysięcy żołnierzy zawodowych oraz zachęcanie kadry zawodowej do coraz dłuższej służby. Temu celowi ma służyć wprowadzenie dodatku motywacyjnego (od 1500 do 2500 zł miesięcznie po co najmniej 25 latach służby) i wypłata po jej zakończeniu wyższej odprawy mieszkaniowej (100 proc. wartości lokalu po 33 latach wysługi).

Pomysły o dodatkach są według mnie nietrafne i w przyszłości będą nie efektywne. Przykład idący z MSWiA nie zatrzymał kadry przed odejściami. Nowy pogłębiający się problem to jest duża rezygnacja młodych ludzi z wojska, ale także i innych służb mundurowych po kilku latach służby. Uwidacznia się niska atrakcyjność zarobków szeregowego funkcjonariusza czy żołnierza do którego nie przemawiają inne dodatki w służbie. Duża rotacja odejść „na dole” i ciągła rotacja i zastępowalność powoduje rozwarstwienie się struktur kadry zawodowej na tych młodych o niskim stażu oraz starych doświadczonych bliskich wieku emerytalnego. Dalsza dysproporcja doprowadzi do eskalacji procesu ucieczki na emeryturę, gdzie w służbach pozostanie sam młody uczący się zasób kadrowy. To będzie wielki problem.

Inny aspekt armii zawodowej – armia się starzeje

Tu dobrym przykładem powstawania tego modelu są statystki resortu obrony narodowej, które wskazują, że w latach 2018 – 2020 na 13 tys. 513 żołnierzy zwolnionych z zawodowej służby wojskowej 5 246 (39 proc.) nie posiadało żadnych uprawnień emerytalnych. W przypadku tych osób uprawnienia rekonewersyjne były szczególnie istotne z uwagi na pilną potrzebę przekwalifikowania się oraz zdobycia nowej pracy. W innych służbach mundurowych widać podobny trend.

Z kolei zniesienie limitu służby 12 lat w korpusie szeregowych powoduje że, armia w bardzo szybkim tempie się starzeje. Już mamy problem jak szkolić 50 latka z 20 letnim żołnierzem? I tak nam rośnie armia staruszków, gdy przyjdzie wojna na nic się nie zda bo w większości pójdzie sobie na emeryturę. Obecnie nie mamy sprawnej wiekowo armii ani rezerwistów. W dobie kryzysu i braku rekruta tworzenie czegokolwiek skazane jest na niepowodzenie. Tworzymy jednostki wydmuszki z etatami i ciepłymi posadami dla szybko awansujących oficerów.

Priorytetem powinno być odtworzenie rezerw osobowych

Zapominamy jednak o konieczności odtworzenia rezerw na czas W, co wymaga przynajmniej podwojenia tej liczby. Nie pamiętano o tym w 2010 r. , zawieszając obowiązkową służbę zasadniczą i wprowadzając ochotniczą służbę przygotowawczą. Błogość stanu pokoju uśpiły ówczesne władze państwa nie dostrzegające zagrożeń na świecie. Wojsko z rocznego limitu 80 tysięcy nagle raptem absurdalnie ustaliło, że przez służbę przygotowawczą będziemy rocznie szkolić do 5 tysięcy ochotników. Taki limit obowiązywał do 2015. W wojskowych komendach uzupełnień w tamtym czasie było złożono ponad 40 tysięcy wniosków, z czego tylko 20 tysięcy doczekało się powołania do służby przygotowawczej. Reszta odbiła się od drzwi, by absurdalnie szukać alternatywy w różnego rodzaju formacjach paramilitarnych i grupach historycznych.

W 2016 roku zwiększono limit do 9 tysięcy, by dalej osiągnąć pułap 11 tysięcy. Wojsko nie wykorzystało możliwości pełnego przeszkolenia jak największej jej liczby ochotników. Obecnie od trzech lat mamy rynek pracownika, czyli nastąpił obrót o sto osiemdziesiąt stopni. I wydaje się, że obecnie przeszkolenie ponad 20 tysięcy ochotników w służbie zasadniczej może być dla wojska ogromnym problemem. Reasumując, przez 10 lat wojsko przeszkoliło podejrzewam tylu co przez pół roku szkolenia w zasadniczej służbie wojskowej. I to jest dramat.

Nowa ustaw pozbywa się najszybszej i najtańszej drogi pozyskania szeregowego po służbie przygotowawczej, co jest złym rozwiązaniem, które ogranicza możliwości i ofertę szkoleniową. Dla porównania ze względu na długość szkolenia i stawki uposażenia na szkolenie 3 miesięczne w służbie przygotowawczej - skrócone do 28 dni - wydawaliśmy na uposażenie 3699 zł, gdy w przypadku żołnierza WOT przez 3 lata szkolenia może to być nawet 28 tys. zł. O tym problemie pisałem w artykule pt.: WOT rośnie w siłę w czasie pandemii. Realną czy na pokaz? I dlaczego wojskowi decydenci zamilkli?

Czy przyrost ponad trzech tysięcy żołnierzy zawodowych jest sukcesem?

Oprócz finansowych zachęt, ułatwieniem dla ochotnika ma być zmiana systemu rekrutacji. Pewne ułatwienia pojawiły się już w ubiegłym roku podczas pandemii, a efekty widoczne są w tym roku. Z informacji przekazanych przez dyrektora Departamentu Kadr Gabriela Brańko podczas posiedzenia sejmowej podkomisji obrony narodowej wynika, że na koniec października br. służbę zawodową pełniło o ponad 3200 więcej kadry zawodowej niż na początku roku (w sumie 113 302). W sytuacji, gdy z wojska odeszło aż 5096 żołnierzy, to oznacza że powołano łącznie 8298 żołnierzy. Dyrektor Departament Kadr uznał to za największy sukces od czasu podjęcia decyzji o rozbudowie liczebnej SZ RP kilka lat temu. Jak wynika z relacji defence24.pl pt. "Nie musimy wybierać między ilością a jakością”, to nadzwyczajne kadrowe osiągnięcie było możliwe m.in. dzięki efektywniejszej współpracy z wojskową służbą zdrowia, Biurem ds. Zostań Żołnierzem Rzeczpospolitej, zmianie w systemie naboru żołnierzy, w tym również skróceniu i zwiększeniu liczby szkolonych w służbie przygotowawczej, utworzeniu Wojskowych Centrów Rekrutacji, a także wprowadzeniu zmian prawnych oraz np. umożliwieniu dowódcom jednostek prowadzenie naboru na wszystkie wakujące stanowiska. Tyle o sukcesie, bo znaczącym problemem jest obecnie skrócenie służby wojskowej do absurdu, co grozi w przyszłości wieloma problemami, w tym BHP.

Przypominam, że te działania doprowadziły do wzrostu liczebności armii zawodowych zaledwie o 3,2 tysiące żołnierzy, a docelowo przez najbliższą dekadę należy przyjmować po kilkanaście tysięcy kadry zawodowej, nie licząc tych, którzy odejdą z wojska. Trudno to nazwać sukcesem. Rezerwy podobno tkwią w szkołach i na studiach. Z najnowszych informacji przekazanych posłom przez przedstawicieli MON wynika, że w szkołach z programem profilu wojskowym jest obecnie 15,5 tys. uczniów, podczas gdy jeszcze 1,5 roku temu było ich tylko 3,5 tys. Obecnie prawie co trzeci uczeń decyduje się po ukończeniu nauki na wstąpienie do wojska, czyli dalsza loteria z kandydatem do wojska. Z kolei nowością w tym roku na Legii Akademickiej jest wprowadzenie modułu oficerskiego ze specjalnościami takimi jak cyberbezpieczeństwo, żandarmeria wojskowa czy wojska specjalne. Cały czas mówimy o wojsku na skróty i raczej słabym przygotowaniu przyszłego żołnierza w tym oficera do zawodu.

Ciekawym aspektem podczas posiedzenia Sejmowej Podkomisji Obrony Narodowej ds struktury sił zbrojnych było pytanie skierowane przez posłów do gen. broni Wiesława Kukuły o możliwości i celowość budowy trzystutysięcznej armii.

Na to pytanie odpowiedział: „Dziś musimy zbudować państwo odporne. Bez ilości nie jest to możliwe. Ilość jest czynnikiem determinującym większość zdolności. Patrząc na to pojawia się często paradygmat, który każde nam wybierać między ilością a jakością. Ten paradygmat powinien przestać mieć wartość”. Słowa dotyczą założeń liczebności etatowej Sił Zbrojnych RP określonej w ustawie z 25 maja 2001 o przebudowie, modernizacji technicznej i finansowania SZ RP. Zgodnie z nią liczba etatowa wszystkich żołnierzy w czasie pokoju nie może przekraczać 200 tysięcy, w tym żołnierzy zawodowych 150 tys.

Według mnie jeszcze za wcześnie o tych zmianach mówić skoro bardzo powolny i kosztowna budowa armii skutkuje obecnie 113 tys. żołnierzy zawodowych oraz 31 tys. WOT.

WOT-yzacja sił zbrojnych zagrożeniem dla armii

Jak to mówi powiedzenie „apetyt rośnie w miarę jedzenia” szybki polityczny awans oraz „sukcesy” w budowaniu WOT, a także jak podejrzewam plany wyznaczenia – o fakcie donosiły media – gen. broni Wiesława Kukuły na Szefa Sztabu Generalnego WP, mogą w przyszłości po ich realizacji spowodować przyspieszoną WOT-yzację całych sił zbrojnych.

Zgodnie z raportem Fundacji Ad Arma z 2020 roku, bez zdecydowanych działań naprawczych możliwym kierunkiem rozwoju SZ RP jest stopniowe pozbywanie się zdolności “ciężkich” i przechodzenie na zdolności lekkie. W konsekwencji będzie to oznaczać odejście od określenia “siły zbrojne”, charakteryzujące się pełnym spektrum zdolności militarnych, w kierunku określenia “milicje”.

“Obecny model polskiej armii jest rozwiązaniem krótkowzrocznym, które nieuchronnie prowadzi do wyczerpania rezerw i zasobów kadrowych. Skutkuje również znacznym obniżeniem gotowości bojowej oraz redukuje możliwości odstraszania. Jest on jednak chętnie utrzymywany z powodów politycznych oraz ignorancji osób decyzyjnych. Już teraz widać duże problemy z obsadzeniem podstawowych stanowisk, a już wkrótce, jak wynika z prognoz opracowanych na podstawie dostępnych danych, po prostu zabraknie nam żołnierzy “ – tłumaczył Jacek Hoga prezes fundacji Ad Arma.

WSzW i WKU do likwidacji, czyli struktur mobilizujących armie do wojny

 MON liczy także na efekty wynikające z usprawnienia rekrutacji do wojska i zmian strukturalnych. Zgodnie z projektem ustawy, rozformowaniu ulegną terenowe organy administracji wojskowej (16 wojewódzkich sztabów wojskowych i 86 wojskowe komendy uzupełnień, z ponad 103-letnią tradycją oraz pracownie psychologiczne. Na ich miejsce powstanie Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacji i 16 wojskowych centrów rekrutacji.

Nowe Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacji będzie podlegać bezpośrednio Ministrowi Obrony Narodowej. Do tej pory WSzW i WKU są podporządkowane pod szefa Sztabu Generalnego WP. To jest kolejna instytucja, która będzie pod osobistym nadzorem ministra, podobnie zresztą jak podporządkowane jest Dowództwo Wojsk Obrony Terytorialnej.

Jednocześnie WOT przejmie od WSzW zadania związane z zarządzaniem kryzysowym i wzmocni swoją pozycję w strukturach resortu ON, bo będzie realizowało zadania nie tylko wspierające, ale także wykonawczo-kierownicze. Należy przypomnieć, że po zakończeniu budowy struktur WOT, podobnie jak inne rodzaje sił zbrojnych powinno być podporządkowane pod szefa Sztabu Generalnego WP.

Nowy system rekrutacji nie będzie już terytorialny, co oznacza, że osoba zainteresowana powołaniem do służby wojskowej będzie mogła zgłosić się do dowolnego wojskowego centrum. MON zapowiada, iż nowy system będzie bardziej przyjazny kandydatom i bardziej nastawiony na przychylenie się do preferencji zgłaszającego się, a dotyczących charakteru i miejsca pełnienia służby. Postępowanie rekrutacyjne ma być skrócone i odbiurokratyzowane. Ma ono trwać nie dłużej niż 2 dni przy założeniu wydania orzeczenia o zdolności do służby wojskowej przez lekarza - o takich deklaracjach słyszymy od dawna, ale rzeczywistość bywa bardziej skrzecząca. Być może sytuacja zagrożenia na granicy spowoduje patriotycznie nastawianą młodzież do obrony Ojczyny, trudno na takim przesłaniu będzie budować armii. Po pewnym czasie przekonamy się jaki to miało wpływ na naszych obrońców. Psychologowie ostrzegają, że zderzenie z rzeczywistością spowoduje szok i traumatyczne przeżycia ich uczestników. Służby w niedalekiej przeszłości czeka fala odejść z powodu zespółu stresu pourazowego (PTSD).

Demolka systemu?

Planowana ustawa o obronie Ojczyzny to wielka demolka systemu pozyskiwania kandydata do wojska, zmiana całego systemu badań oraz likwidacja administracji wojskowej, czyli struktur odpowiedzialnych za mobilizację rezerwistów na czas wojny. Nowe planowane struktury jak Wojskowe Centra Rekrutacji to jest bajka dla ochotnika, gdzie - jak przypuszczam - powstaną molochy na glinianych nogach.

Nowa ustawa z jednej strony scala ustawy, ale tak naprawdę rozsypuje cały system, co na początku doprowadzi do paraliżu państwa.

Nowe wojskowe centra rekrutacji (WRC) na początku, oprócz spraw organizacyjnych i lokalowych, będzie trapił problem kadrowy, nie tylko braknie doświadczonego pracownika Zanim nowe struktury otrząsną się z szoku ewolucyjnego i ogromu zdań na zwiększonym obszarze, zmartwieniem kierownika WCR może się okazać w przyszłości zatrudnienie lekarza do orzekania nowej kategorii zdrowia. O tym problemie pisałem przy okazji w artykule pt.: Nie ochotnicza, ale obowiązkowa zasadnicza służba wojskowa. Armia zawodowa nie obroni kraju w czasie wojny

W rzeczywistości z zapowiadanej dużej reformy rekrutacji do wojska na uwagę dla ochotników zasługuje wysoka zachęta finansowa na początek służby oraz wydłużenie okresu szkolenia specjalistycznego o 11 miesięcy, zanim podpiszą kontrakt zawodowy w służbie stałej. Czy ta „marchewka” pozwoli na systematyczny przyrost armii zawodowej i odbudowę rezerw na czas W, bez wprowadzania obowiązkowej służby? Należy w to wątpić. Koalicja rządząca postępuje tak, by dość odległy cel stworzenia 250-tysięcznej armii zawodowej nie został osiągnięty, bo jest to działanie tylko PR-owe. Z dobrowolnością służby zasadniczej może być tak jak do tej porty z NSR czy WOT. Jak można liczyć na ochotnika pokazuje obecnie Narodowy Program Szczepień.

Dlatego obowiązek służby wojskowej?

Szwedzki minister obrony Szwecji Peter Hultqvist powrót do obowiązkowej służby wojskowej ogłosił w 2017 roku a głównym argumentem był konflikt na Ukrainie.

– Mamy rosyjską aneksję Krymu, mamy agresję na Ukrainie, mamy coraz więcej ćwiczeń wojskowych w naszym sąsiedztwie. Dlatego zdecydowaliśmy się wzmocnić naszą obronę narodową. Decyzja o powrocie do obowiązkowego poboru jest tego częścią – powiedział wtedy agencji informacyjnej Reuters.

Obowiązkowa służba wojskowa dla mężczyzn istniała w Szwecji przez cały okres zimnej wojny. Jeszcze w połowie lat 80. szwedzkie wojsko liczyło 100 tys. żołnierzy zawodowych oraz mogło liczyć na 350 tys. członków jednostek obrony terytorialnej i innych formacji paramilitarnych. Jednak po rozpadzie Związku Radzieckiego obowiązek ten był stopniowo ograniczany, ponieważ zagrożenie w regionie było niewielkie. Ostatecznie Szwecja zrezygnowała z obowiązkowej służby wojskowej w 2010 r., podobnie jak większość krajów europejskich w tym Polska. Także przykład Szwecji pokazuje, że oprócz armii zawodowej musi być utrzymywany obowiązek służby wojskowej a dopiero z takiego przeszkolonego zasobu możemy liczyć na ochotnika do zawodowej służby wojskowej - także inny służb mundurowych - oraz liczyć na uzupełnienie jednostek ochotniczych.

Nie wyciągamy wniosków z konfliktu w Donbasie na Ukrainie

Zgodnie ze starą maksymą wojnę rozpoczyna armia zawodowa a kończy rezerwa. Przyglądając się konfliktowi w Donbasie widać dwa pociągi na front i z powrotem jako dezerter. Na Ukrainie żandarmeria i prokuratura nie potrafi poradzić sobie z ogromną ilością dezerterów oraz uchylającymi się osobami od poboru do wojska, którzy masowo opuszczają kraj by tylko tego uniknąć. A u nas co? Politycznie jak wiadomo zlikwidowano prokuraturę wojskową, bo podobno w czasie pokoju nic nie robiła. W 2013 roku Ukraina była o krok od zawieszenia obowiązkowej służby wojskowej ale wybuch wojny w Donbasie w 2014 roku zniweczył na szczęście te plany. Na początku w 2014 roku siły zbrojne liczyły niewiele ponad sto tys. żołnierzy a realne siły które mogły być skierowane w rejon konfliktu nie przekraczały praktycznie 35 tys. żołnierzy. Obecnie siły zbrojne osiągnęły stan ponad 215 tysięcy żołnierzy z docelowych planowanych 250 tys.

Na zmianę ustawy o powszechnym obowiązku obrony mieliśmy czas do 2015 roku. Nowa ustawa o obronie Ojczyzny jak już podkreślałem wprowadzi chaos i chwilowy paraliż w państwie. A cały system będzie nastawiony na ochotnika w czasie pokoju a nie na rezerwistę na czas wojny.

Artur Kolski

żołnierz, historyk, medyk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka