Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
894
BLOG

Zatrzeć ślady po smoleńskich męczennikach

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 7

Tysiące męczenników za wiarę w Polskość i w Chrystusa poległo w kolejnych zrywach wolnościowych. Nigdy nie zostaną wyniesieni na ołtarze, ale i nie taki był cel ich poświęceń. Pragnęli jednego – mądrej, wielkiej, wspaniałej Polski, zbudowanej na ewangelicznej skale. Na tej liście są powstańcy kościuszkowscy, listopadowi i styczniowi, jest Walerian Łukasiński, ksiądz Skorupka i Romuald Traugutt, są polskie dzieci wywożone kibitkami na Kołymę, obrońcy Lwowa oraz rotmistrz Pilecki. Są wreszcie osoby, które leciały rankiem 10 kwietnia do katyńskiego lasu. Co ich łączy? Wiara w Boga i w piękną Polskę. I smutna śmierć na tej drodze.

Z bramy Cytadeli warszawskiej wyjechało pięć czarnych wózków. Obok każdego z nich szedł spowiednik. Na miejsce kaźni wieziono skazańców – Romualda Traugutta, Rafała Krajewskiego, Józefa Toczyskiego, Romana Żulińskiego i Jana Jeziorańskiego. Był 5 sierpnia 1864 r. Zbliżała się godzina dziesiąta. Na szubienicy miał się właśnie dokonać ostatni akt Powstania Styczniowego. Wokół niej zgromadziły się milczące, wielotysięczne tłumy, odgradzane kordonami wojska. Grały bębny. Powstańcom nie związano rąk. Sami zakładali na siebie duże białe koszule. Gdy stanęli pod belką, rozpoczęto czytanie wyroku. Sentencja liczyła kilkanaście stron. Beznamiętny głos rosyjskiego urzędnika niósł się daleko w tej potwornej ciszy, która otulała stok Cytadeli. Jedynie Traugutt nie słuchał. Rozmawiał szeptem ze stojącym obok niego kapucynem. Potem złożył ręce do modlitwy. Uniósł oczy do nieba. Stołki wytrącano spod nóg po kolei. Pierwszy zginął Jeziorański. Potem następni. Na końcu ostatni dyktator powstania. Gdy zawisł, tłum jęknął i nagle dziesięć tysięcy osób uklękło w ciszy. Jak pisze Marian Dubiecki, nawet żołnierze rosyjscy byli głęboko wstrząśnięci tą sceną. Potem rozległy się śpiewy: „Boże coś Polskę” i suplikacja „Od nagłej i niespodziewanej śmierci…”.

Biskup Pieronek i męczennicy za wiarę

Ciała wisiały przez kilka godzin. Carscy żołnierze pochowali je potajemnie, w dole wykopanym na jednym ze stoków Cytadeli; posypali je wapnem, żeby szybciej się rozłożyły. I żeby nie został ślad. Żaden ślad. Bo ślady takie – według Rosjan – były niebezpieczne. Przede wszystkim dlatego, że straceni 5 sierpnia byli męczennikami w oczach narodu. Chciano więc unicestwić ich całkowicie. Aby miejsce pochówku i doczesne szczątki nie stały się relikwiami dla „źle myślących” (takim słowem carscy urzędnicy określali polskich patriotów w aktach Komisji Śledczej zajmującej się sprawą Traugutta).

Jest rzeczą wstrząsającą, że obecny rząd ma podobny stosunek do ciał ofiar tragedii smoleńskiej. Wydarzenia, jakie miały miejsce przy ekshumacji śp. Anny Walentynowicz, są jedynie kolejną odsłoną ponurego spektaklu, w którym polskie władze zachowują się tak, jakby były strukturami obcych państw: z podstawowych swoich obowiązków wobec obywateli nie potrafią się wywiązać przyzwoicie, nie mówiąc już o zwykłej empatii czy szacunku wobec ciał zmarłych i ich rodzin. Jest to o tyle smutniejsze, że w swojej istocie po prostu barbarzyńskie, sprzeczne z podstawami, na jakich zbudowana jest nasza cywilizacja. A także – wynikające z wyrachowania i chęci „obrony swojego”, walki ze znienawidzonym politycznym wrogiem, a być może strachu przed ujawnieniem kompromitujących faktów. To, co jednak budzi u władzy lęk największy, to wyraźne społeczne zjawisko – zabici pod Smoleńskiem urośli do rangi współczesnych męczenników…

Bp Pieronek w wypowiedzi dla partyjnej gazety Platformy Obywatelskiej „Pogłos” stwierdził, że nie można o ofiarach z 10 kwietnia 2010 r. mówić jak o „męczennikach za wiarę”. Jednak gdy patrzy się na historię polskiego oporu wobec prób zlikwidowania naszej Ojczyzny, znaleźć można długą, piękną listę niezwykłych postaci, które świadczą o czymś innym. To męczennicy za wiarę, rozumianą szerzej, inaczej niż tylko w pojęciu katechizmowym. Bo wierzyć można w różne rzeczy. Także w przyszłość swojej Ojczyzny. Można wierzyć w Polskę, księże biskupie. Historia pokazuje, że ta wiara często idzie w parze z wiarą chrystusową, że jest z nią sprzęgnięta duchowym węzłem, którego nie da się rozerwać. To dlatego „Księgi Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego” były świętą lekturą dla Polaków. Mickiewicz trafnie opisał szczególną duchową rolę, jaką mamy do odegrania w świecie.

Tysiące męczenników za wiarę w Polskość i w Chrystusa poległo w kolejnych zrywach wolnościowych. Nigdy nie zostaną wyniesieni na ołtarze, ale i nie taki był cel ich poświęceń. Pragnęli jednego – mądrej, wielkiej, wspaniałej Polski, zbudowanej na ewangelicznej skale. Na tej liście są powstańcy kościuszkowscy, listopadowi i styczniowi, jest Walerian Łukasiński, ksiądz Skorupka i Romuald Traugutt, są polskie dzieci wywożone kibitkami na Kołymę, obrońcy Lwowa oraz rotmistrz Pilecki. Są wreszcie osoby, które leciały rankiem 10 kwietnia do katyńskiego lasu.

Co ich łączy? Wiara w Boga i w piękną Polskę. I smutna śmierć na tej drodze.

Sowieckie barbarzyństwo, czyli dół i wapno

Jedna z gazet warszawskich z sierpnia 1918 r. w 58. rocznicę śmierci Traugutta cytuje słowa z jego odezwy: „»W wytrwaniu leży zbawienie« – Ten okrzyk próżnym nie stał się. On wytrwał aż do chwili, gdy nawa tonęła, a wróg go ujął, aby wieźć na polską Golgotę, do owego słupa hańby, a myśl nasza tak określa: że już po drzewie krzyża na Golgocie, nie będzie chyba relikwii, skarbnicy droższej, nad drzewo polskiej szubienicy”. A potem autor artykułu pisze, jaką siłę daje myśl i przykład duchowy Traugutta polskiej armii stojącej u progu odzyskania niepodległości. Dyktator bowiem nawoływał żołnierza polskiego, żeby był „żołnierzem Chrystusa”. Tak zwracał się do gen. Haukego-Bosaka – „nasz żołnierz czystość obyczajów i nieskazitelną cnotę, a nie samowolę i demoralizację, roznosić wszędzie powinien”. To pokazuje, na czym Traugutt chciał budować siłę polskiego oręża: na cnocie wywiedzionej z myśli chrześcijańskiej. Tym mieliśmy się różnić od zalewającego nas od wschodu barbaricum.

Ten właśnie rys barbarzyńskiej dzikości wlał się do księstw ruskich wraz z tatarskimi najazdami i tam na trwałe pozostał, łącząc się z bizantyńskim przepychem sprawowania władzy. Nasze stanice kresowe miały znaczenie nie tylko dla obrony Rzeczypospolitej, lecz także całego europejskiego świata, stanowiły „limes” Europy. Przyszło nam w imieniu łacińskiej cywilizacji stawiać odpór dzikiej, krwawej, okrutnej potędze Wschodu. Ilość tatarskich najazdów i jasyru uprowadzanego za każdym razem była niewyobrażalna. Rajdy Koniecpolskiego uwalniały grupy liczące po czterdzieści tysięcy niewolników, przede wszystkim kobiet i dzieci. Charakterystyczną cechą żywiołu wschodniego był całkowity brak poszanowania ludzkiego życia.

W 1240 r., w zdobytym Kijowie, wojska Batu-chana urządziły rzeź, pozostawiając po sobie kilkadziesiąt tysięcy niepogrzebanych ciał. Zaledwie kilku ludzi ocalało. I to dlatego, że Tatarzy postanowili wysłać ich dalej, aby siali przerażenie, opowiadając w innych miastach o mongolskim okrucieństwie. Rzecz znamienna, że kiedy Rosjanie dokonali rzezi warszawskiej Pragi, Suworow wydał identyczny rozkaz, co wnuk Czyngis-chana – po wyrżnięciu dwudziestu tysięcy ludzi garstkę ocalałych puszczono wolno. Żeby przekazali warszawiakom na lewym brzegu, co ich czeka, jeśli będą stawiać opór. Rosja była bezpośrednim spadkobiercą tatarskich metod podbijania świata.

Apogeum jej barbaryzacji nastąpiło, gdy zapanował bolszewizm. Wystarczy obejrzeć zdjęcia z niemieckich ekshumacji w Katyniu: obrazy wyciąganych z ziemi, gnijących ciał polskich oficerów to najczytelniejsza, najłatwiejsza do zapamiętania ilustracja zjawiska.

Podobne rzeczy zobaczyli archeolodzy pracujący na warszawskich Powązkach, w kwaterze „Na Łączce”. Ofiary ubeckich mordów wrzucone do ziemi rosyjską metodą: bezwładnie, bez szacunku, posypane wapnem. Tak jak Traugutt i jego towarzysze. Unicestwieni, zmieceni ze świata, poniżeni nawet po śmierci.

Sposób, w jaki Rosjanie potraktowali ciała Polaków, którzy zginęli w samolocie pod Smoleńskiem, jest więc jedynie kolejną emanacją barbarzyńskiego modelu cywilizacyjnego. I to już w pewnym sensie nawet nie dziwi, choć ciągle przeraża. Dlaczego jednak wysłannicy polskiego rządu, już po 10 kwietnia, nie zadbali o najwyższy standard procedur związanych z sekcjami zwłok i identyfikacją ofiar?

Zatrważające jest także to, że obecne władze polskie nie rozumieją lub udają, że nie rozumieją, gdzie leży granica między tym, co wyznacza nam dziedzictwo kulturowe Traugutta i jemu podobnych, a tym, gdzie jest współczesne barbaricum. I że stają w jednym szeregu z barbarzyńską Rosją, kryjąc jej praktyki, zamiast brać w obronę swoich rodaków…

Przesłanie Traugutta

Pięciu straconych na stokach Cytadeli warszawskiej w 1864 r. weszło do długiego panteonu „świętych narodu polskiego”. Patriotyzm nie zastępował u nich wiary w Boga, nie stanowił nowej, nacjonalistycznej religii, jak to czasem mówiono i pisano. Raczej wyrastał z chrześcijańskiego ducha i z krzyżem w dłoni walczył o najwspanialsze polskie wartości. Jeden z owej piątki skazanych, Roman Żuliński, w ostatnich dniach przed śmiercią pisał do matki i sióstr – „Za chwilę myśl moją oderwę od świata… nie płaczcie, tak jak ja w tej chwili, nie przestając was kochać, nie płaczę; lecz z wiarą w przyszłe życie mam nadzieję, że Bóg nas kiedyś razem połączy. Ja szczęśliwszy od was… czyliż nie lepiej, nie lżej wyprawiać się obok kapłana i Świętymi Sakramentami wzmocnionemu w drogę wieczności i pokoju trwałego, jak opuszczać dom rodzinny, zrywając węzły najdroższe rodzinnego życia, by prawie bezużytecznie zginąć w śniegach Sybiru”. Drugi, Rafał Krajewski stworzył w swojej celi wiersz: „Z upadłej sprawy – ojczyźnie/Zostawmy posiew przyszłości,/Gdy krwi nie stało, w spuściźnie/Oddajmy na siew swe kości…/Krew nasza lała się marno,/Bóg nie wsparł walki oręża;/Więc nowe rzucajmy ziarno,/Tę miłość, co świat zwycięża…/ Siew dla przyszłości rozpleni,/Kto szubienicę w Krzyż zmieni…”. W liście do bliskich opowiadał, jak zawierza się Bogu w ostatniej godzinie, lecz nie umiera w rozpaczy, bo żył godnym życiem… Wszystkie te świadectwa, listy, karteluszki pisane z więzienia w dniach poprzedzających egzekucję tchną takim duchem, wiarą i mocą, że nie sposób ich czytać bez wielkiego wzruszenia. Wśród tych głosów jeden jest najmocniejszy. To głos samego Traugutta. Po śledztwie prowadzonym przez rosyjską Komisję zostały grube tomy akt, które szczęśliwie przechowały się do naszych czasów. Ich lektura jest porażająca. Mówią kolejni świadkowie, aresztowani jedynie z tego powodu, że mieszkali w tym samym domu na Smolnej, co dyktator powstania (ukrywający się pod nazwiskiem Michał Czarnecki) lub przypadkiem się z nim zetknęli. Zeznaje więc, używając pięknej polszczyzny, właścicielka mieszkania Helena Kirkor, potem członkowie Rządu Narodowego, spiskowcy. Ale też dozorcy czy służące, które pod zeznaniami podpisywały się krzyżykami. Ta plątanina wypowiedzi zapisana jest z zachowaniem specyfiki doboru słów. Ci ludzie boją się, kluczą, unikają odpowiedzi. Czasem są ze sobą konfrontowani przez śledczych – pani staje wobec własnej służącej, mąż wobec żony. To budzi grozę. W całym zalewie ludzkich emocji i spraw, szczegółów życiowych, zgubionych okularów, kulawej kobiety, łubiankowych koszyczków, walizek, pracy i szkoły naraz pojawia się wypowiedź samego Romualda Traugutta. Najpierw widzimy suchą sygnaturę, numer, datę. A potem płyną słowa tak piękne i szlachetne, że nie sposób ich czytać bez wzruszenia. Nawet pojedyncze frazy brzmią jak wyrwane z pięknej patriotycznej mowy, a nie z więziennego zeznania: „Będąc przekonanym, że niezależność jest koniecznym warunkiem prawdziwego szczęścia każdego narodu, zawsze jej pragnąłem dla swojej ojczyzny…”; „Jako Polak osądziłem za mą powinność nieoszczędzania siebie tam, gdzie inni wszystko poświęcali”; „Skoro Bóg podzielił ludzkość na narody, dając każdemu z nich pewne odrębne cechy, każdy więc naród równe ma prawo do swego istnienia…” etc. Jak brzmiał jego głos – nie wiadomo. Jak wyglądał tego dnia – też nie wiadomo. Jakie miny mieli rosyjscy oficerowie – i tego nie wiadomo. Zostały jedynie zdania – duchowe dziedzictwo dla przyszłych pokoleń.

Idący z nim na szubienicę Roman Żuliński w liście przedśmiertnym do dzieci napisał: „Czegom nie dopełnił – wy najdrożsi i dziatki wasze cnotliwem, i wedle Boga życiem, dopełnijcie. Tego rodzaju związek mój z wami rozerwany nie zostanie”. To jest główna myśl testamentu wszystkich Powstańców, którym Traugutt przewodził.

Kilka dni po śmierci piątki ostatnich przywódców Powstania pod szubienicę przyprowadzono kolejnych źle myślących „buntowników”. Jednego z nich, aptekarza warszawskiego Szmitta, w ostatniej chwili ułaskawiono. Spowiednik dał mu wtedy do ręki ten sam krucyfiks, który trzymał Traugutt tuż przed śmiercią. Kapłan powiedział: „Nic cenniejszego dać ci nie mógłbym, mój synu, nad tę pamiątkę po owym mężu prawdziwie świętym” …

Władza – nie ambicja, lecz poświęcenie

Gdy – w związku z ekshumacją, śp. Anny Walentynowicz – na jaw wyszły nowe kompromitujące informacje o tym, co stało się w Smoleńsku, salonowe media rzucają się wściekle na wszystkich, którzy stają po stronie prostych wartości. Żądanie Prawdy uznane zostaje za „taniec polityczny nad trumnami”. Któż jednak naprawdę nad trumnami „zatańczył”? I to kozackiego trepaka?

Marian Dubiecki, bliski współpracownik Romualda Traugutta (skazany w tym samym co on procesie i zesłany na Sybir), napisał: „Charaktery spiżowe, poświęcenia ofiarne, które w owej epoce widziano, które wszędzie stałyby się tytułem do chluby narodu – u nas pochłonęło morze zapomnienia. Sami wtrącaliśmy w otchłań zagłady to, co mogło być – i jest bez zaprzeczenia – chlubą naszą, wawrzynem z przeszłości narodu…”.

Ostatni zaś dowódca Powstania Styczniowego, jeden z owych „charakterów spiżowych” takie zostawił napomnienie w swojej odezwie do narodu, z 15 grudnia 1863 r.: „Władza u nas nie jest u nas przedmiotem ambicji, lecz czynem poświęcenia…”. Niestety. Ten głos nie dociera do tych, który rządzą obecnie.

Tomasz Łysiak

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka