Co stało się z naszymi elitami kulturalnymi, iż pomimo odzyskania suwerenności państwa one same nie odzyskały suwerenności ducha i myśli? Dlaczego nie myślą w sposób Wolny? Co zdławiło niezależność ducha?
Tyberiusz Semproniusz Grakchus zginął zatłuczony kijami przez rzymskich senatorów. Był bowiem na tyle bezczelny, że jako trybun ludowy ośmielił się występować przeciwko właścicielom majątków i próbować reformy agrarnej. W dodatku kiedy skarb ostatniego króla Pergamonu – Attalosa – przypadł w udziale ludowi rzymskiemu, to zażądał – a to już bezczelność wyjątkowa – by trafił w ręce tego ludu, a nie w łapy Senatu. Grakchus stanął okoniem wobec elity, co zawsze wiąże się ze śmiertelnym niebezpieczeństwem. Szczególnie gdy chodzi o dostęp do władzy i pieniędzy.
Kijem w Kukiza, Rymkiewicza i Skowrońskiego
Dlatego musiano z trybunem coś zrobić bardzo szybko i bardzo stanowczo. Kilkuset nobliwych senatorów w rozwianych togach, każdy z kijem w ręku, wpadło na forum i zatłukło Tyberiusza jak wieprza. Niedaleko świątyni Wierności. Tuż obok siedmiu posągów królewskich. Ciało wrzucono do Tybru. Wraz z trzema setkami ciał jego zwolenników.
Potem prawdopodobnie senatorowie odrzucili kije ze wstrętem, umyli porządnie ręce i kazali przeczytać niewolnikowi kilka ustępów z jakiegoś poety lub ulubionego greckiego filozofa. W końcu wysoka kultura to rzecz, która charakteryzuje Rzymianina. Tak jak – uwieczniana na posągach – toga okrywająca ciało czy zwój z literaturą w dłoni. Nie na darmo taka prowincja, która uznawana była za zromanizowaną na tyle, że osiągnęła wyższy, rzymski poziom ucywilizowania, określana była przez potomków Romulusa epitetem „togata” – czyli „ubrana w togę”.
Jeśli chodzi o sposób autoprezentacji, podobnie wygląda kwestia publicznej obecności ludzi ze świata „kultury” za panowania premiera Tuska w kraju nad Wisłą. Polska Platformy to „Respublica Togata”. W tej Rzeczypospolitej „nowoczesną” wizję państwa kreują najwięksi – „nobiles” świata artystycznego formatu Wajdy czy Kutza. Zakładają na siebie „togę” poprawności i wskazują wszystkim, w jakie szaty należy się wystroić, by „zadowolić cesarza” i być trendy. A za plecami mają schowane – jak senatorowie broniący państwa przed zagrożeniem ze strony braci Grakchów – kije. Kije opinii, które wymierza się niepokornym. Poprzez zamilczanie, jak w przypadku Pawła Kukiza, stawianie przed sądem, jak w wypadku Jarosława Rymkiewicza, czy ostre, bezpośrednie ataki, jak w wypadku Krzysztofa Skowrońskiego. Na tym ostatnim egzekucję medialną przeprowadził Marcin Meller, bębniąc po głowie szefa SDP pałką dziennikarskiego „obiektywizmu”.
Jakość, lotność i intelektualna głębia, a także poziom refleksji politycznej „autorytetów ze świata kultury”, oglądanych w Tusk Vision Network, sięgają takich wyżyn, że gdyby Seneka wysłuchał choćby jednego z nich, podciąłby sobie żyły dużo wcześniej niż wtedy, gdy wymusił to na nim Neron.
Lotne rozmowy Materny i Mleczki
Weźmy rozmowę luźną i wesołą u wspomnianego Marcina Mellera w „Drugim Śniadaniu Mistrzów”. W programie znakomitości świata kultury – Materna, Harasimowicz i Mleczko. I problem do dyskusji, właściwie Problem przez wielkie „P” – dramatyczne, zadziwiające wysunięcie się PiS na czoło sondażowych badań. Zaczyna się biadolenie i zastanawianie – cóż robić wobec takich wydarzeń? Meller pyta gości, dlaczego głosują na swoją partię (wiadomo, na którą), a na tamtą nie głosują (też wiadomo, na którą). I tu pada stwierdzenie w typie: „A bo to jest tak, że się kogoś lubi albo nie lubi. No i ja na przykład jednego pana lubię, a innego nie lubię. I jak tamtego nie lubię, to nie głosuję”. Gość drugi, równie oświecony, dorzuca: „Bo tamten to sam tak działa, żeby go się nie dało lubić”. I wszyscy w śmiech.
Poziom refleksji speców od kultury jest tak wysoki, że widz zaczyna się zastanawiać, czy nie ogląda właśnie dokumentu przyrodniczego o skutkach działania rozrzedzonego powietrza w najwyższych partiach Himalajów. Tam, gdzie już nawet zwykłe lemingi nie dochodzą, bo by wyzdychały z braku tlenu.
Na tych wysokościach radzą sobie za to świetnie gwiazdy kulturalnego salonu Platformy Obywatelskiej, dotleniane nawiewem z klimatyzatorów w studiach TVN. Takie jak aktor Andrzej Chyra, popierający „Władysława” Komorowskiego na prezydenta. Czy też Kora wdychająca zapach traw. Lub Hołdys Zbigniew, który przestrzega przed chamstwem, opluwając śp. Prezydenta Kaczyńskiego i używając epitetów spod budki z piwem.
Te wszystkie puste, bezrefleksyjne, smutne postawy salonowych twórców powinny stanowić zatrważający przyczynek do jakichś pogłębionych badań socjologiczno-polityczno-historycznych. Co się stało z naszymi elitami kulturalnymi, iż pomimo odzyskania suwerenności państwa oni sami nie odzyskali suwerenności ducha i myśli? Dlaczego nie myślą w sposób Wolny? Co zdławiło niezależność ducha? Czy słabość edukacji, także tej na poziomie szkół wyższych? Czy może to jeszcze pokłosie straszliwej rzezi mentalnej, jakiej dokonał w głowach społeczeństwa polskiego komunizm czy – jak się go nazywa łagodniej – socjalizm?
Jakiś czas temu, przygotowując dokumentację powieści o Powstaniu Styczniowym, pojechałem do Petersburga. W domu księży Salezjanów, w którym mieszkałem, na parterze, w niewielkiej dyżurce, rezydowała starsza pani, Luba Matwiejewna. Dom mieści się na Pietrogrodzkiej Stronie, całkiem niedaleko od przycumowanej Aurory. Gdy któregoś dnia wychodziłem, żeby jechać do twierdzy Szlisselburg, gdzie przez wiele lat był więziony Walerian Łukasiński, Luba Matwiejewna zapytała mnie: – A po co wy tam jedziecie, do tej twierdzy? Tam zimno, smutno. Ładoga jeszcze skuta lodem. Co tam zwiedzać?
Zacząłem jej tłumaczyć, kim był Łukasiński oraz dlaczego podążam jego śladem. – To wy jesteście pisarzem – stwierdziła i nagle zaczęła wspominać. – Och, ja pamiętam jedną polską pisarkę, wspaniałą polską pisarkę. Nazywała się Wanda Wasilewska. Wiecie, że ja przeczytałam jej wszystkie dzieła? Ona tak pięknie pisała, tak pięknie. Wyście pewnie także czytali Wandę Wasilewską? – na koniec spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłem łzy. Wzruszyła się na swoje wspomnienie. A w tym wspomnieniu był zakodowany dawny radziecki świat.
Rosyjska staruszka, wraz z jej leningradzkim skażeniem sposobu myślenia, przypomniała mi się, gdy patrzyłem na Harasimowicza, Maternę i Mleczkę, jak tłumaczą, dlaczego nie lubią Kaczyńskiego. Po prostu głęboko wierzą w fałszywą wizję świata, której sami są częścią. Stają się jednocześnie – jak w sławnym filmie reżyserowanym przez TW Piwowskiego – „twórcą i tworzywem” zdegenerowanej, medialnej rzeczywistości.
Duchowe pomniki: Lechoń, Wittlin, Wierzyński
To jest właśnie zwycięstwo najgorsze, zwycięstwo długofalowych działań, które w polskie elity wymierzały władze sowieckie i niewolnicze peerelowskie. Tych, których się dało, wymordowano, innych wywieziono do łagrów, a resztę edukowano, dając natomiast za przykłady takich twórców jak Iwaszkiewicz, Tuwim i inni. To ludzie kultury stawali się przecież sui generis wychowawcami umysłów. Wystarczyło ich złamać, nimi zawładnąć, by mieć rząd dusz nad resztą. Dlatego tyle wysiłku wkładano w pozyskanie twórców emigracyjnych. Tych, którzy po roku 1944 nie chcieli wrócić do kraju. Jak wielka trójka emigracyjna – Lechoń, Wierzyński, Wittlin. Nawet samobójczą śmierć Leszka Serafinowicza (Lechonia) próbowano pokazać jako tragedię człowieka zniszczonego przez „niedobre” środowisko nowojorskie. Dlatego marzono o ściągnięciu do kraju Kazimierza Wierzyńskiego, wielkiego poety, który swoim oporem świecił z daleka, przez Radio Wolna Europa, kagankiem prawdziwej Wolności.
Na „zaproszenia” mieszające się z wściekłymi atakami w peerelowskiej prasie skamandryta odpowiadał cudownymi wierszami. A gdy dowiedział się o zbrodniach stalinowskich, pisał na najwyższym poziomie: „Oskarżajcie nas wszystkich, nie tylko szesnastu, / Sądźcie poległych w grobie, to też winowajcy, / Sądźcie szkielet, co z wojny pozostał się miastu, / Gdy wyście jeszcze z diabłem kumali się, zdrajcy”.
Tacy jak on byli najwspanialszymi duchowymi pomnikami polskiej kultury. Gdyż wiedzieli, że tę właśnie kulturę tworzy się nie tylko przez obiady czwartkowe albo udany rym. Lecz także przez prawdziwie wolną, niezłomną postawę.
Istnieje nagranie, w którym słychać Wierzyńskiego przemawiającego na pogrzebie Lechonia. Głos poety łamie się ze wzruszenia. Płyną słowa przesycone dawną, kresową melodią spod Drohobycza: „Dziś, kiedy odchodzi od nas ten wielki poeta, bogaty, intuicyjny umysł, nieskazitelny Polak, wydaje się, że odchodzi z nim także część Polski”. Coś szumi w tle. Może nowojorski wiatr, który zrywa się pomiędzy wieżowcami gdzieś w okolicach hotelu Hudson? A może to jedynie stara taśma magnetofonowa? Wierzyński rzuca na trumnę zawiniątko z odrobiną ziemi spod Warszawy. I przez łzy mówi o tej ziemi: „pod nią będzie ci lżej”.
Tomasz Łysiak
JESTEŚMY LUDŹMI IV RP
Budowniczowie III RP
HOŁD RUSKI
9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło.
Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны.
Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил
Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka