Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki
1304
BLOG

Torebkowy zawrót głowy i śmieciowe szaleństwo.

Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki Podatki Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

W 2018 roku staliśmy się jeszcze bardziej ekologiczni. Mamy czuć się z tego powodu lepiej, ale do czasu, kiedy okaże się, że jesteśmy odrobinę mniej zasobni finansowo.


Ustawa o torebkach foliowych, która tak cieszy naiwnych lekkoduchów, to nic innego jak dodatkowy i sprytnie ukryty podatek. I tak jak udało się opodatkować powietrze z okazji „globalnego ocieplenia”, tak teraz z powodu żółwia, który może zjeść torebkę, będziemy więcej płacić za możliwość pakowania zakupy w folię.


Z tym żółwiem to jest jednak pewien problem, bo po pierwsze nie ma takich w Polsce. Jedynego żółwia, jakiego można spotkać w naszym kraju polecam obejrzeć w Poleskim Parku Narodowym i muzeum zlokalizowanym w tym pięknym miejscu. Kiedy przyglądałem się temu stworzeniu, nie wydawało mi się tak głupie, by próbować jeść torebki z Auchan. Czyli niby nie nasz problem, ale oczywiście zakładam, że istnieją stworzenia odżywające się meduzami i one mogą się pomylić. Sęk w tym, że ta ustawa nie dotyczy meduzo-podobnych cienkich torebek.

Czyli jakby nie patrzeć - dodatkowy podatek.


Istnieje możliwość, że chodziło tu o generalne zmniejszenie produkcji opakować plastikowych i zużywanie ich w gospodarstwach domowych. Ale tu pojawia się problem śmieci. I ich selektywnego zbierania.

Za komuny było łatwo, był kubeł, kiedy kubeł się wypełnił to się jego zawartość wywalało do dużego pojemnika, którego zawartość wędrowała na wysypisko. Kubeł trzeba było, co jakiś czas myć. Taka niedogodność.

Wraz z wprowadzeniem worków na śmieci kubeł dłużej pozostawał czysty. Czysty zysk i więcej czasu wolnego.

Rolę takich worków na śmiecie pełniły zazwyczaj darmowe reklamówki z marketów. Już nie będą pełniły, muszą zostać zastąpione czymś innym. Niech pomyślę… Trzeba będzie taki worek sobie kupić, zapłacić cenę właściwą plus VAT.

W ten oto sposób zostaliśmy złapani w pułapkę. Będziemy kupować reklamówki w markecie – zapłacimy podatek (podobno przeznaczany na jakieś cele z tym związane, ale kto w to wierzy?).

Nie kupimy takiej torebki, będziemy tachać ze sobą folie i inne torby, będziemy musieli kupić rolki plastikowych worków na śmieci + VAT


Ilość plastiku zużywanego pozostanie stała w przyrodzie.

Zwłaszcza tego jedzonego przez żółwie.


Wróćmy na chwilę do śmieci.

Od pierwszego lipca 2013 roku weszła w życie ustawa śmieciowa. Spowodowała likwidację prywatnych firm wywożących śmiecie. No, bo, po co prywaciarz ma zarabiać i konkurować z innym prywaciarzem zwłaszcza obniżając ceny usług.

Zadania te przejęły spółki gminne. I słusznie, bo ustawa zakładała, że śmiecie stają się własnością gminy. Gdybym był przywiązany do tego, co wyrzucam to pewnie poczułbym pozbawiony prawa własności do kolejnego dobra. Ale w tym przypadku jak już wyrzuciłem, to nie będę się tym przejmował.

Pojawił się inny problem: czy kiedy sąsiad coś wyrzuci, a ja stwierdzę, że to mi się może przydać, to okradam gminę?


W każdym razie na stronie gminnej pojawiło się hasło: „Segregujmy śmieci, to nam się opłaci”. Tak się opłacało, że z miejsca ceny za wywóz wzrosły o 30%. O trzydzieści procent!

No dobrze, koszty są, ale cel szczytny. Chodziło o czystość lasów. By było tak jak w Europie.

Kto był w Europie zwłaszcza w Zjednoczonym Królestwie, ten ma obraz ichnich standardów czystości. I nie chodzi tu o emigrantów. Za granicami miasta w rowach zalegają tony odpadków, ludzie śmiecą na potęgę. Zasyfione autobusy. Ale wiadomo tak IRA-a w koszach podkładała bomby, więc ludzie odzwyczaili się od wrzucania odpadków w wyznaczone miejsca.

Nie lepiej jest we Włoszech, gdzie wywóz śmieci kontroluje mafia. I okresowo powoduje katastrofy ekologiczne, w co urokliwszych miejscach.

Z tego obrazu należało wyłączyć czyste i schludne Niemcy. Do niedawna.


A u nas, cwani obywatele zamiast zadbać o wywóz wyprodukowanych przez siebie śmieci, wyrzucali je do lasów. I te lasy, tak jak żółwie, stały się pretekstem zlikwidowania rodzimych przedsiębiorstw zajmujących się wywozem śmieci.

No dobrze, zanim poroztkliwiamy się nad losem zanieczyszczonych lasów zastanówmy się, kto tym problemem powinien się zająć.

 Jest takie bardzo bogate przedsiębiorstwo, o nazwie: Lasy Państwowe. Przynosi ono duże zyski dla skarbu państwa. Zatrudnia sporo ludzi, i kooperuje z wieloma mniejszymi firmami.  I to przedsiębiorstwo nie mogło sobie poradzić z typami, którzy podrzucali odpadki na ich podwórko. Nie mogli część zysków przeznaczyć na monitoring nielegalnych wysypisk i zapobieganiu temu zjawisku.

Nie mogli poprosić o pomoc myśliwych ze Związków Łowieckich, którzy również są użytkownikami lasu i zapewne mają wiedzę, co się w nich dzieje.

Stawiam tezę, że leśniczy dobrze wie, kto w jego leśnictwie wyrzuca odpadki, bo robią to miejscowi. Nikt z miasta nie wsiada do swojej Toyoty czy innej Skody z bagażnikiem pełnym śmieci i nie jedzie pięćdziesiąt kilometrów do najbliższego lasu, by porzucić tam puszki po piwie, pampersy i obierki od ziemniaków. Może by i to robił, ale benzyna jest za droga.


I oto w 2018 roku zagrał kolejny akt tego śmieciowego spektaklu. Pojawiły się wytyczne dotyczące segregowania odpadków.

Pojawiły się nowe kategorie i pojemniki. Kategorie są podzielone na określone zbiory i podzbiory. Całość jest opatrzona licznymi wyłączeniami.

Nie będę omawiał wszystkich, ale najbardziej rozbawiła mnie kategoria: „Bio”.  Tak jak zrozumiałem intencję twórców rozporządzenie Min. Środ. z 29.12.2016, chodzi o to, by zrobić sobie w domu mini kompostownik.

Czyli jak obierzemy ziemniaczki to odkładamy to do innego pojemnika. Czekamy aż tego się zrobi dużo i wyrzucamy. No, bo nie będziemy przecież kilku gramów obierek pakować w PLASKITOWĄ kupioną torbę + VAT i wyrzucali.  Gdybyśmy tak robili to wkrótce pojemnik „Bio” (z wyłączeniem resztek roślinnych zanieczyszczonych ziemią) zamieniłby się „Metale i Tworzywa Sztuczne” i gmina odmówiłaby jego odbioru, bez przekwalifikowania na Zmieszane (ale nie wstrząśnięte), w których mieszamy, zgodnie z intencja i inwencją urzędnika, głównie porcelanowe talerze, opakowania po dezodorantach, tłusty papier i gumę (chodzi o prezerwatywy czy opony?). Niestety nie doczytałem się w instrukcji gdzie mam wyrzucać zawartość kuwety kociej. Nie też informacji gdzie mam wyrzucać butelki z zawartością. Innymi słowy trzeba wszystko wypić.

Gdyby ludzie mieli się do tego stosować, to część kuchni musiałaby być zamieniona w magazyn odpadków z pięcioma oddzielnymi koszami, a altany śmietnikowe rozrosnąć do nieprawdopodobnych rozmiarów.


Ciekawe jak będzie wyglądał następny etap tej radosnej twórczości.

Butelki będziemy musieli pozbawiać papierowych nalepek i rozdrabniać na części nieprzekraczające 0,5 milimetrów średnicy? Metale przetapiać na sztabki? A papier rozprostowywać, prasować i formować w kostki o określonych rozmiarach?

Ludzie tu chodzi o śmieci, czyli coś, co mamy ochotę wyrzucić z domu, a nie się tym pier… bawić.  Wyrzucić i za to zapłacić uczciwą cenę uczciwemu przedsiębiorcy.


A co do aspektu ekologicznego. Każda butelka plastikowa, za kilkadziesiąt lat, w sytuacji ograniczenia dostępności węglowodorów kopalnych stanie się cennym surowcem, a właściciele starych wysypisk staną się szejkami XXII wieku.


Urodziłem się w Warszawie w peerelu. W roku swoich osiemnastych urodzin dorosłem na tyle, by głosować w pierwszych, prawie wolnych, wyborach. Karierę zawodową rozpocząłem od zarządzania projektami Fundacji Zabezpieczenia Społecznego, wtedy to wyleczyłem się z bajek o sprawiedliwości społecznej. Pisanie zacząłem od promowania pojawiających się na polskim rynku usług transmisji danych. Moim sukcesem było stworzenie marki Neostrada. Po odejściu, w 2013 z Orange Polska, napisałem powieść "Kukiełki i Dusze". W roku dwutysięcznym osiemnastym napisałem opowiadania: INWAZJA OBCYCH, HIP, HIP, HURA! oraz Algorytm Belzera, które zostały nagrodzone w konkursach Fantazmatów i Bibliotekarium. W 2020 roku nakładem wydawnictwa Bibliotekarium ukazała się powieść "Era Zwodnika".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka