W którymś z numerów "Najwyższego Czasu" bodaj Tomasz Sommer stwierdził, że w partiach politycznych (prawicowych czy wszystkich) jest charakterystyczna przerwa wiekowa. Otóż działacze to albo studenci, albo ludzie po 40 roku życia. Brak natomiast ludzi koło trzydziestki, którzy z jednej strony są już doświadczeni i niezależni, a z drugiej jeszcze im się chce coś zrobić. Przyznam, że ta dziura pokoleniowa wcale mnie nie dziwi. Autor artykułu sam zresztą po części wyjaśnia przyczyny zjawiska: działaczami zostają profesjonaliści, którym się to opłaca, którzy robią z tego sposób na życie. Reszta idzie do pracy.
Dlaczego koniec studiów najczęściej prowadzi do odłączenia się od działalności publicznej? Podstawowy powód, to to, że ludzie po studiach się urządzają. Idą do pracy, zakładają rodziny, mają małe dzieci. Biorą kredyty na bardzo wiele lat, co mocno przykuwa ich do pracy i zmusza do stawiania jest na pierwszym miejscu. Ale to jeszcze nie powód, żeby nic po pracy nie robić. Dzieci też można podrzucić rodzicom, czy komuś znajomemu.
Często dodatkowym czynnikiem są dojazdy do pracy. Z mojego rocznika znam tylko jednego kolegę, który po ukończeniu liceum zaczął pracować tu gdzie mieszka - w firmie ojca. Reszta moich kumpli i znajomych koło 30 roku życia dojeżdża. Oznacza to, że wyjeżdżają do pracy ok 8, wracają przed 19. Kiedy oni mają działać politycznie czy społecznie? Kiedy mają iść powiedzmy na posiedzenie Rady Gminy? Zwolnić się z pracy? Zrobią to tylko ci, którzy będą w tym mieli interes, na przykład realne szanse na mandat radnego. Z moich obserwacji wynika jeszcze, że ci którzy mają najwięcej oleju w głowie, mogli by najwięcej dla społeczności dokonać, to ci właśnie pracują najwięcej i najbardziej są nieobecni.
Ale to nie koniec. Dojazdy do pracy oznaczają, że człowiek tak naprawdę nigdzie politycznie nie przynależy, nie jest do końca członkiem żadnej lokalnej wspólnoty. Mieszka w jednym miejscu, ale de facto tylko tam śpi i nie ma pojęcia co się dzieje w jego miejscowości. Więcej wie o miejscu gdzie pracuje, ale tam nie jest zameldowany.
Inny wariant tej sytuacji, to ludzie, którzy w ogóle wyprowadzili się. Ci są kompletnie wyrwani z dawnych układów towarzyskich, nie mają szans skorzystać ze znajomości rodziców, ani z kontaktów, którzy sami wypracowali mieszkając w rodzinnej miejscowości. Nikt ich nie zna, oni nikogo nie znają. Lokalne wspólnoty mogą powstać tam, gdzie ludzie się znają i sobie ufają, nikt nie zagłosuje na człowieka znikąd.
Ale to jeszcze nie koniec. Zastanawialiście się czym w istocie jest polityka czy raczej polityczna działalność? To jest to, o co pytają na przesłuchaniu wszystkie ubecje tego świata "telefony, adresy, kontakty". "Gdzie byłeś, co robiłeś, z kim i o czym rozmawiałeś". To jest właśnie polityka: wypracowywanie sobie sieci powiązań osobistych, rosnący plik kontaktów do różnych ludzi. A to wypracowywanie kontaktów, to nic innego jak bywanie na spotkania, na najróżniejszych imprezach i pogaduchy, pogaduchy do nocy. Na to wszystko trzeba czasu. A czas to jest rzecz, której nam, ludziom koło 30 najbardziej brakuje. Jeśli mnie pamięć nie myli (nie mogę znaleźć tego tekstu w sieci), to Tomasz Sommer słusznie zauważył, że kiedy ten pracowity trzydziestolatek wróci po czterdziestce do działalności publicznej, nie będzie miał żadnych szans w konkurencji z zawodowym politycznym działaczem, który na politykowaniu (adresy, kontakty, pogaduchy) strawił ostatnie kilkanaście lat. I nic nie pomoże, że wygadany politykier merytorycznie nic sobą nie reprezentuje. W polityce decyduje wszak coś całkiem innego.
Do tego dochodzi oczywiście prosty fakt, że polityczni działacze nie mają motywacji, aby tych wszystkich ludzi którzy czasu nie mają do działalności zachęcać. Przecież to dla niego groźna konkurencja! Dlatego partie polityczne nie są zainteresowane wykorzystaniem potencjału tych ludzi. A przecież coś jednak mogli by zrobić. Nie koniecznie latając na jakieś demonstracje (co większość ludzi uważa za stratę czasu), ale np. pisząc, uczestnicząc w pracy programowej. Na to można znaleźć czas, kiedy wreszcie żona i dzieciaki padną i można chwilę spokojnie posiedzieć przy komputerze.
Jest jeszcze taka możliwość, że nawet gdyby ludzie mieli czas, to i tak by poszli na piwo zamiast działać społecznie, bo nikt ich tej działalności nigdy nie nauczył. Ale to problem na osobny wpis.
Ps. Tak z ciekawości, czy czyta to ktoś z Wołomina lub okolic chętny do jakiejś działalności politycznej, ale brak mu czasu? Jeśli tak, to proszę na priv - uzupełnijmy wzajemnie swoje notesy z kontaktami ;-)
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka