Czytam w prasie najróżniejszej przypuszczenia czy "te dni na zmienią", "czy nas nie zmienią", "co zostanie po żałobie", "po śmierci Papieża pojednanie trwało tylko kilka dni" i dalej w tym sensie. Zastanawiam się, dlaczego przedstawiciele elit (bo przeciez zwykły śmiertelnik w gazetach nie pisuje) uważają, że to wielkie wspólnotowe przeżycie powinno zmienić jakoś życie codzienne w Polsce. Niby jak i dlaczego? Jaki miałby być niby mechanizm takiej społecznej przemiany? Tego pytania nikt sobie jakoś nie zadaje. Jednak nie słabnie oczekiwanie, że Polacy nagle staną się wobec siebie uprzejmi, przestaną dawać w łapę, pozamykają agencje towarzyskie, przestaną pić i ćpać, tudzież palić, a przynajmnie znikną psie kupy z trawników.
Uważam, że ostatnio przeżyta żałoba nie ma i nie może mieć żadnego wpływu na codzienne międzyludzkie relacje. Żeby rozłożyć mechanizm ostatnio przeżytych dni na czynniki pierwsze, potrzeba nieco dłuższego tekstu. Skupie się tylko na tym, co mówią te oczekiwania o polskich elitach.
Nikt nie twierdzi, że zlikwidowanie tych "bolączek" dnia codziennego nie było by zmianą pozytywną. Jednak, aby do tych zmian doszło, potrzeba przede wszystkim przemiany funkcjonowania państwa: czyli, żeby prawo było dla ludzi - jednoznaczne i zrozumiałe, żeby w sądach miały znaczenie dowody, a nie kto ma dojście do sędziego, żeby policja łapała złodziei nie zwracając uwagi na ich przynależność partyjną czy koleżeńską, żeby biznesmen znany politykom nie miał łatwiejszej drogi uzyskania zgody na inwestycje niż człowiek z nikąd i tak dalej i tak dalej. Te wszystkie dysfunkcje składają się na przekonanie, że uczciwość, uprzejmość, stosowanie się do głoszonych przez siebie zasad - że to się nie opłaca. Trudno więc, żeby ludzie robili to, co im żadnej korzyści nie przyniesie.
Nasze elity niestety, nie są w stanie zmienić tego stanu rzeczy. Albo wierzą, że tego wszystkiego nie da się zmienić, więc najważniejsze to należeć do tej grupy, która korzysta, a nie jest wykorzystywana, albo wierzą, że stosunki międzyludzkie na dole nie mają związku ze stanowionym prawem i funkcjonowaniem państwa czy ogólnie przestrzeni publicznej. Kluczem do zmiany ma byc zmiana społecznej świadomości,. Sposobów na to szukają np. w akcjach społecznych, w apelach, akcjach bilbordowych, szukają rozwiązania nie w państwie, ale w instytucjach społecznych - np. w Kościele Katolickim. Żałoba po śmierci prezydenta wydaje im się taką kolejną akcją społeczną, tyle że o bardzo szerokim "targecie" i słabo zdefiniowanym celu.
Tak czy inaczej, jest to poszukiwanie drogi na skróty, która uwolni elity od bardzo kłopotliwego problemu, jakim jest dysfunkcyjne państwo. Moim zdaniem, bez jego naprawy, jakakolwiek zmiana w stosunkach międzyludzkich, na dłuższą metę nie może mieć miejsca. Zastanawiam się też, czy obwinianie o wszystko złe społeczeństwa, nie jest powodowane w przypadku wielu mechanizmem projekcji , sposobem na odrzucenie własnej winy i przypisanie jej komuś innemu.
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka