W drugiej turze wyborów, która nas najprawdopodobniej czeka, mamy do czynienia ze starciem dwóch bezideowych bloków. "Bezideowych" wobec problemu naprawy państwa. Jednak jest między nimi zasadnicza różnica, która powoduje, że bez wahania zagłosuję na Jarosława Kaczyńskiego.
Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że Komorowski jest figurantem. Kwestią otwartą pozostaje, czy jest nim tylko w znaczeniu przenośnym, czy także w znaczeniu terminu technicznego używanego w slangu dawnych specsłużb. Został wystawiony w zastępstwie Tuska i można się zastanawiać najwyżej czy stoi za nim bardziej Donald, czy bardziej „stronnictwo wojskowe", reprezentowane przez Grasia i Czempińskiego z Miodowiczem na dalszym planie. Kwestię "kto tu rządzi" naświetla sprawa nieusuwalnego ze stanowiska rzecznika Grasia. Stanisław Michalkiewicz już w momencie jego powołania wykazał się przenikliwością przywołując opisywaną już na niejednym blogu anegdotę o rzeczniku gen. Żeligowskiego. Ponoć w czasie konferencji prasowej po zajęciu Wilna, Żeligowski nie powiedział nic, tylko spoglądał na swojego "rzecznika" - przysłanego z Warszawy przez Piłsudskiego - a ten stawał na baczność i mówił, "Pan generał uważa, że..." i dalej to, co należało powiedzieć. Zdaniem Michalkiewidza, Gras jest właśnie takim rzecznikiem Tuska.
Graś został przez Tuska odwołany - jeśli mnie pamięć nie myli, w związku z nieodpłatnym zajmowaniem przez niego przez wiele lat willi niemieckiego biznesmena, a mimo to dalej pełni stanowisko. Widocznie premier wolał o jego odwołaniu zapomnieć.
Z drugiej strony mamy Jarosława Kaczyńskiego, który jest niekwestionowanym liderem swojego stronnictwa. Nic nie wiadomo o tym, aby był zdalnie sterowany. Jeśli ktoś z jego otoczenia mu przeszkadza, to wywala go bez litości.
Ktoś powie - a co to za różnica? Jakie to ma znaczenie, czy władza jest w rękach osoby publicznej, sprawowana jawnie, czy też jest władzą tajną, sprawowaną zza pleców ludzi,którzy zdobyli demokratyczny mandat? Dla mnie jest ona spora. Przede wszystkim władza utajona nie bierze na siebie żadnej odpowiedzialności, czy prawnej, czy moralnej. Premier kraju, jak każdy inny oficjel, jest dla niej zderzakiem do wymiany. Druga sprawa to stosunek do urzędów i urzędników, sędziów i prokuratorów i tak dalej. Władza jawna żąda od urzędników posłuchu na drodze urzędowej. Taką drogę można łatwo skontrolować i zbadać. W interesie władzy jawnej jest jasne określenie kompetencji urzędów, wyznaczenie im ram działania tak, aby można było z tych ram rozliczyć. Utajona posługuje się znajomościami, różnego rodzaju nieformalnymi naciskami. Ponieważ nie posługuje się kontaktami oficjalnymi, to jak największa niezależność urzędników i niejasne określenie ich kompetencji jest jej na rękę.
Urzędnicy na pewno wolą stan z przewagą "władzy utajonej", bo ta daje im znacznie większą swobodę, daję przewagę wobec obywateli i mniej naraża na konflikty z przełożonymi. O ile oczywiście dany urzędnik nie nadepnie władzy utajonej na odcisk. Wtedy sytuacja się odwraca i niejasność prawa jest urzędnika wrogiem. Jednak mało kto widzi siebie w takiej sytuacji, póki ona nie nastąpi. Swoboda jaką dają więc ukryci za tronem prawdziwi władcy jest pozorna. Polega ona na dopuszczeniu do korzyści z pełnienia urzędu (czyli na współokradania państwa i obywateli), ale na niczym więcej.
Widać tutaj, czemu władza "utajona" dobrze posługuje się ideą niezależności urzędników, czy sędziów. Jest to z jednej strony odwołanie się do ludzkiej pychy, z drugiej jest obietnicą bezkarności. Nic dziwnego, że bardzo wielu ludzi "ustawionych" woli rząd władzy utajonej od bezdusznej władzy jawnej, domagającej się posłuchu, nie mającej dla nich odpowiedniego szacunku i rozliczającej w pełnionych funkcji. Jednak z punktu widzenia obywatela, "władza tajna" to tak naprawdę bezprawie. Ponieważ nie jestem urzędnikiem, ani nikim "ustawionym", to w tej sytuacji wybór jest dla mnie oczywisty.
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka