Przyszedł do nas do pracy nowy chłopak. Szybko przeszliśmy na 'ty' i w czasie niezobowiązującej rozmowy padło pytanie "na kogo głosujesz". Nowy kolega od razu wypalił "Na pewno nie na Kaczyńskiego! "Niby czemu", spytałem, ale nie doczekałem się niczego, poza porcją komunałów - wygłoszonych dosyć niepewnie. Potem jeszcze rozmawiliśmy i w radiu akurat coś padło o tym, że Kaczyński ma poparcie na równi z Komorowskim. Na to nowy kolega "Ale będzie w Polsce, jak Kaczyński wygra!" "Co będzie?" -spytałem. Razem doszliśmy do wniosku, ze nic, poza tym, że PO będzie miało w dalszym ciągu pretekst do nic nierobienia.
Mój nowy kolega jest "młodym, wykształconym" (prawdopodobnie, nie wnikałem), "z dużego miasta" od niedawna. Mam wrażenie, że to radosne deklarowanie poparcia dla Komorowskiego wynika z prostego faktu, że pochodzi z dosyć odległego, prowincjonalnego miasta na ścianie wschodniej. I nie jest w tym wyjątkiem. Mam cały zbiór znajomych, zaciekłych stronników PO i czytelników "Gazety Wyborczej", którzy pochodzą z takich dużych miast jak Włodawa, Lidzbark, Hajnówka i tym podobne. W rozmowie z nimi często wychodzi, że oni tak naprawdę linii GW wcale nie popierają (nawet jej nie znają), niektórzy deklarują duże przywiązanie do katolicyzmu i to rozumianego dosyć tradycyjnie. Pewien mój znajomy kierownik, również deklarujący się jako zwolennik nowoczesności, jest dziesiątym z rodzeństwa z bardzo małej wsi, gdzieś zagubionej w tzw. "Polsce b". Mam też znajomą młodą feministkę, wielbicielkę M. Środy, która może się upajać feminizmem i studiować, gdyż na dom i dziecko zarabia mąż (model wymarzony przez korwinistów ;-) ). Oczywiście pochodzi z małomiasteczkowej, wielodzietnej rodziny.
Ma więc wrażenie, że często poglądy "liberalne" są przyjmowane dość bezrefleksyjnie, na zasadzie tego, że takie a nie inne poglądy należy wyznawać. Są one wyznacznikiem cywilizacyjnego awansu, tak jak rozumieją go przybysze z małego miasta do dużego. I większość ich wyznawców wcale z dużych miast nie pochodzi, a im bardziej mają słomę w butach, tym bardziej się od tej słomy (werbalnie) odcinają.
To "odcinanie się" jest smutnym zjawiskiem. Nie chodzi mi o to nawet, że oczekuję od młodych ludzi jakiegoś konserwatyzmu. Ten ich "modernizm" jest bardzo powierzchowny. Problem w tym, że oznacza on odwrócenie się plecami do Polski takiej, jaka ona jest. Jest deklaracją: "Nie jestem stąd! Nie chcę tu być!". A to oznacza, że tej Polski nie mają ambicji zmienić ani wiedzy jak zmienić. Wszak żeby coś zmienić na lepsze, trzeba to coś rozumieć. Miejmy nadzieję, że dorosną. Póki co niech się Komorowski cieszy swoimi wyborcami z "dużych" miast.
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka