Moja żona siedziała przez pierwszy tydzień lipca w komisji rekturatyjnej do liceum. Wnioski przyniosła ciekawe.
1. Problemem dyrekcji i komisji nie jest wybór najlepszych, tylko zapełnienie miejsc w odpowiedniej liczbie klas. Nauczyciele chcą mieć godziny. To, że po tak przeprowadzonej rekturacji muszą się użerać z nieukami, a czasem i młodymi bandytami interesuje ich mniej. Godziny najważniejsze. Inny efekt uboczny takiego podejścia: lepsi uczniowie nie chcą do takiej szkoły przychodzić. Jedna z dzieczyn - absolwentek gimnazjum oświadczyła po obejrzeniu listy przyjętych, że ona tu nie idzie, bo zna tych, którzy już się dostali. I za żadne skarby nie chce z nimi być w klasie.
2. Co się w takim razie dzieje z lepszymi uczniami? Idą do szkoły w Warszawie. Niektórzy z nich wkrótce wracają, bo nie są w stanie podołać albo obowiązkom, albo męczy ich dojeżdżanie. Jednak niemal wszyscy wartościowi uczniowie z dużą liczbą punktów na świadectwie idą do szkół warszawskich. Ma to niewątpliwie związek z p. 1. Lepsi uczniowie, którzy się dostają do tej szkoły, pochodzą najczęściej z jeszcze dalszych miejscowości, z takich, że dojazd do Warszawy jest jeszcze bardziej uciążliwy.
3. Po trzecie: przekonała się sprawdzając protokoły z dawnych lat, jak bardzo mylący jest test na koniec gimnazjum. Sprawdziła, że osoby piątkowe na świadectwie i w teście u niej miały dwóje! Natomiast ci, których oceniła jako osoby myślące, z którymi można na lekcji podyskutować, z reguły miały oceny o wiele gorsze. Jej zdaniem wynika to ze sposobu oceniania przez nauczycieli w gimnazju. Jej brat, a mój szwagier, chodzący obecnie do gimnazju jest pasjonatem historii (uczestniczył w konkursie na szczeblu powiatowym). Z historii mimo to nie dostał szóstki, bo brzydko prowadzi zeszyt. Ponoć taki sposób oceniania to reguła. Ci brzydko prowadzący zeszyty chłopcy (moja żona dostrzegła wyraźny podział płciowy) nie raz są błyskotliwi w rozmowach, mają zainteresowania. Jednak w ocenie gimnazjalnej przegrywają piątkowymi dziewczynkami, z wzorowo prowadzonym zeszytem, z wykutymi regułkami. Później to wszystko wychodzi, kiedy przychodzi do wyciągania wniosków, formułowania własnych ocen, pisania rozprawek, analizy źródeł. Jednak samoocena tych chłopaków już jest niska, a tym samym obniżone aspiracje.
Po czwarte: reforma programu nauczania miała właśnie zmniejszyć ilość wykuwanego materiału na rzecz myślenia. Jest to oczywiście tylko slogan, tak jak wieczna walka z biurokracją. Jeśli obniża się progi przyjmowania do szkoły, obniża się poziom umysłowy klas, to jedyne czego można uczyć i wymagać to pamięciówka i ładny zeszyt. Do wniosków mojej żony dodałbym jeszcze to, że lepszym ocenom dziewcząt sprzyja feminizacja zawodu nauczyciela. To proste - kobieta lepiej zrozumie inną kobietę. Kobieta ma wymagania kobiece, których chłopcy nie rozumieją.
Były też sytuacje humorystyczne. Przyszła matka z chłopakiem (matka z kolczykiem w nosie), który prawdopodobnie urodził się na emigracji, sądząc po nazwisku. Na świadectwie same dwóje, zachowanie nieodpowiednie, z egzaminu punktów bardzo mało. I matka mówi, żeby go przyjęli, bo jak będzie z lepszymi, to on się podciągnie, a do zawodówki go szkoda ;-) Ponoć ostatecznie go nie przyjęto.
Zastanawiałem się do jakiej kategorii pasuje ten post: może "nauka"? Ostatecznie stwierdziłem, że jednak polityka. System edukacji jest tworzony przez polityków, przez ministerstwo, więc obserwacja rezultatów tej polityki mieści się w dziale "polityka".
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka