Grim Sfirkow Grim Sfirkow
458
BLOG

Wakacje nad morzem

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

 

Łukasz Warzecha napisał w którymś z poprzednich numerów URze na temat oferty wakacyjnej na Pomorzu, ze szczególnym uwzględnieniem Pomorza Zachodniego, że jest nędzna. I rzeczywiście, miał sporo racji.

Napisał, że oferta nadmorskich miejscowości jest sformatowana pod najmniejszy wspólny mianownik, a więc odpustowe stragany, jedzenie z amerykańskiego filmu (o potrawach regionalnych tylko pomarzyć), atrakcje na poziomie nadmuchiwanej kuli do której ładuje się delikwenta, a on w środku lata jak chomik w kołowrotku (kto to wymyślił?), ambitniejsza oferta skrupulatnie ukryta, żeby przypadkiem ktoś nie wpadł na jakieś muzeum.

Ja bym dodał jeszcze bezmyślne dewastowanie krajobrazu budowanymi wszędzie blokami nad morzem. Zaiste, wyjechać z bloku w mieście, żeby zamieszkać w bloku nad morzem, to atrakcja na miarę XXI stulecia. Redaktor Warzecha narzekał głównie na samorządy, że są bez wyobraźni i bez pomysłu. Spróbujmy wejść w temat odrobinę głębiej. (Skupiam się tu na Pomorzu Zachodnim, bo tam jeżdżę najczęściej i po prostu lubię ten rejon, zajmuje się nim po części naukowo).

Po pierwsze: Pomorze Zachodnie to obszar nowo zasiedlony. Dopiero drugie, a na dobrą sprawę to pierwsze pokolenie dorosłych ludzi może powiedzieć, że jest stamtąd. Stąd też trudno mówić o zasiedzeniu i o wrośnięciu w krajobraz. To się dopiero tworzy.

Druga sprawa: to nowe osadnictwo, to było przeważnie PGR-owo - wojskowe.  Demoralizujący wpływ PGR-ów widać do dziś w tym, że Pomorze jest wraz z Warmią i Mazurami obszarem o największym odsetku ludzi żyjących z transferów socjalnych w Polsce. Pomorze to obszar gdzie stacjonował chyba największy kontyngent wojsk radzieckich w Polsce. Do tego dawne folwarki pruskie zostały przejęte przez państwo. Z oczywistych przyczyn rozwój rolnictwa indywidualnego został przyhamowany na jakieś 40 lat. Do tego ludzie przesiedleni z "zza Buga" byli najczęściej pozbawieni wzorców, naturalnych autorytetów, wszak na ziemiach ich pochodzenia Sowieci wytłukli wszystkich od wiejskiego policjanta w górę. Stąd trudno o to, by samorządowcy byli z innej gliny ulepieni i spadali na nieszablonowe pomysły. Ale są i pozytywne przykłady. optymizmem napawa współpraca pomiędzy zapaleńcami organizującymi festiwale Wikingów i Słowian w Wolinie, a władzami miasteczka. Na ostatnim festiwalu widziałem nawet burmistrza  przebranego w strój z epoki.

Trzecia sprawa: prawo i praktyka działalności urzędów w Polsce nie zachęcają do zakładania biznesu długofalowego. Raczej zachęcają by działać na zasadzie "zarobić ile się  da, najlepiej na czarno i w krzaki, zanim urzędasy się połapią". W takim systemie trudno zbudować interesującą ofertę, z klimatem. Zresztą do dziś, w przekonaniu osób z dalszych okolic, nadmorskie miejscowości to miejsca, gdzie można się szybko i łatwo dorobić, bo ludziska "wszystko kupią". O tym, że to nieprawda przekonał się boleśnie mój przyjaciel, który zainwestował w uliczne stoiska gastronomiczne nieźle się na tym przejechał. Niemniej wciąż panuje przekonanie, że trzeba ustawić się pod to co modne i popularne, a każda nieszablonowa inicjatywa jest obciążona sporym ryzykiem. I może tak jest, nie wiem, ale wiem, że w ten sposób sporo szans jest niewykorzystanych.

Np. zaskakuje mnie niedorozwój żeglarstwa w ujściu Odry. Zarówno w Dziwnowie, jak i Dziwnówku i Międzywodziu, nie udało mi się wypożyczyć nic pływającego poza kajakiem. a przecież zalew ciągnie się do Kamienia, naprawdę jest gdzie żeglować. w Dziwnówku po prawdzie mieli taki mały katamaran, ale poradziłem sobie inaczej. Właścicielka kempingu na którym nocowaliśmy, miała łódkę po swoim synu i telefonicznie obiecała mi, że będę sobie mógł popływać. Na miejscu okazało się, że to... optymist ;-) (czyli taka szkoleniowa łódka dla maluchów). Ale co tam, darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Popływałem trochę po Zalewie Wrzosowskim i przeważnie cały zalew był mój - ani żagielka poza stacjonującymi w Dziwnówku windsurferami. A przecież można by pożyczać jachty, nawet jako domki kempingowe na wodzie. Z portu w Dziwnowie na plażę jest 10 minut piechotą. W Międzywodziu jest trochę dalej, ze 30 minut spacerkiem. Ciekawe, czy nikt jeszcze nie wpadł na ten pomysł?

Oto krótki i niestety niewyraźny filmik w wieczornej wyprawy na zalew.

A tutaj trochę wiało (tak z szóstka, a w porywach jeszcze więcej), kręcący film miał problem, żeby wycelować we mnie kamerą ;-)

 

Pytanie, czy da się jakoś administracyjnie podnieść poziom nadmorskich miejscowości? Moim zdaniem nie i więcej nawet - nie powinno się. Takie zabiegi mogą przynieść więcej szkody niz pożytku. Musimy poczekać, aż ludzie sami poczują potrzebę ciekawego zagospodarowania swoich miejscowości. Zresztą widać, że jest coraz lepiej. Są już ludzie, którzy odchodzą od "rabunkowego" sposobu zarabiania na wczasowiczach, np. właśnie we Wrzosowie. Wprawdzie było to ze 2 km od morza, ale za to domki stały w przyzwoitej odległości, znajdowały się w sadzie (owoce do swobodnego jedzenia, wszędzie maliny) niedaleko zejście nad zalew. W domkach wszystko co potrzeba (naczynia dowolne, gaz, łazienka, dużo miejsca...). Właścicielka powiedziała, że nastawia się na rodziny z dziećmi i faktycznie było dla dzieci. Przy każdym domku piaskownica, wózki dziecięce na wyposażeniu, huśtawki. Wychodzi na to, że za rok też tam pojedziemy.

 

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Rozmaitości