Katastrofa w Smoleńsku obnażyła "mizerię" naszych rozwiązań prawnych - tym razem konstytucyjnych. Nie przewidziano bowiem stanowiska Wiceprezydenta, który mógłby przejąć "płynnie" obowiązki i zapewnić ciągłość sprawowania władzy.
Zastosowane rozwiązanie - Marszałek Sejmu pełni obowiązki Prezydenta okazało się (czy naprawdę nie można było tego przewidzieć?) łagodnie mówiąc niezbyt dobre.
Po pierwsze: Marszałek jest z innej "opcji" niż zmarły tragicznie Prezydent. Od razu pojawiły się kontrowersje, czy i w jakim zakresie powinien podejmować decyzje. Gdyby nasza Konstytucja przewidywała (podobnie jak w USA) stanowisko Wiceprezydenta nie byłoby tego typu problemów. Poza tym - Wiceprezydent współpracując na codzień z Prezydentem byłby świetnie wprowadzony w zdecydowaną większość spraw prowadzonych przez Kancelarię. Zachowana byłaby więc ciągłość układu politycznego , który powstał w wyniku decyzji wyborców!
Po drugie: Marszałek pełniący obowiązki Prezydenta zakłóca klarowny podział władzy - łączy bowiem dwie funkcje - szefa władzy ustawodawczej (Sejmu) i organu kontrolnego (Prezydent). Nie wpływa to dobrze na klarowny obraz układu politycznego. Stąd zapewne wymaganie tak szybkiego rozpisania nowych wyborów prezydenckich...
Po trzecie - i w sumie najgorsze: wymuszone zostają (i to w bardzo krótkim terminie) nadzwyczajne wybory prezydenckie. Terminy określone naszej Ustawie Zasadniczej są absolutnie nierealne i zmuszają partie polityczne do działań "na chybcika" (trzeba bardzo szybko zbierać te podpisy!) - a pośpiech przy wyborach głowy Państwa naprawdę nie jest najlepszym sposobem działania. W obecnym przypadku i tak jest prościej, bo w zasadzie większość partii stała już w "blokach startowych" do kampanii prezydenckiej, ale katastrofa dramatycznie zmieniła sytuację zmuszając partie, które straciły w niej swych kandydatów do działań "ad hoc". Na pewno nie pozostanie to bez wpływu na szanse nowych kandydatów w wyborach. Pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł - a nie przy wyborze Prezydenta RP! Nie bez znaczenia jest również możliwy wpływ atmosfery kreowanej przez media po katastrofie na końcowy wynik wyborów!
Stanowisko Wiceprezydenta likwiduje wszystkie te problemy - po zamordowaniu Prezydenta Kennedy'ego natychmiast zaprzysiężono Wiceprezydenta Lyndona B.Johnsona jako kolejnego Prezydenta USA i pełnił on funkcję pełnoprawnego Prezydenta do czasu kolejnych wyborów - nie było żadnej potrzeby, aby organizować wybory nadzwyczajne. Kolejne wybory odbyły się w przewidzianym normalnym kalendarzem, kolejnym terminie (Johnson jest zresztą wygrał).
Proste - prawda? No ale pewnie dla naszych luminarzy prawa zbyt proste...
Zdarza się, że Prezydenci umierają. Także w czasie trwania kadencji. Ustawa Zasadnicza powinna zapewnić w takim przypadku ciągłość władzy i zachowanie (w miarę możliwości) "status quo" z ostatnich wyborów. Tego wymaga szacunek wobec wyborców i demokracji.
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka