Przebrnąłem przez prawie 170 stron PDF – czyli przez Program Prawa i Sprawiedliwości 2014. Niestety, ta lektura pozostawia spory niedosyt, pomimo że w tym dokumencie jest wiele bardzo trafnych spostrzeżeń. Trudno się również nie zgodzić z wieloma propozycjami, brak mi jednak określenia czegoś, co mógłbym nazwać planem dla Polski.
Realizacja chwalebnych idei wymaga prozaicznej kasy. Państwo musi więc zarabiać. Dotacje unijne nie będą trwać wiecznie. Obecna „polityka finansowa” to „pokątne kombinacje finansowe tuż przed pierwszym”. Aż chce się zaśpiewać za Danutą Rinn „Gdzie ci mężczyźni?”. Opieranie się na zewnętrznym finansowaniu prowadzi nieuchronnie do utraty przynajmniej części niezależności – rolowanie obligacji w nieskończoność też się nie uda.
Spróbujmy więc sporządzić szkic tak zwanego „Studium wykonalności”:
Polska zmarnowała już kilka okazji. Przed wojną rozpoczęto budowę COP (Centralny Okręg Przemysłowy) w ramach którego zbudowano szereg nowoczesnych fabryk (Stalowa Wola, Dębica, Mielec, Gorzyce itd.). Po wojnie fabryki te ponownie uruchomiono – po przemianach w 1956 r. produkowały one nadal głównie dla przemysłu zbrojeniowego – np. WSK Mielec wytwarzały i eksportowały (w tym do Chin) myśliwce Lim-5 (Licencyjny Myśliwiec – licencja MiG 17), a następnie zmodernizowany już przez polskich inżynierów Lim-6 i Lim-6a. Były one napędzane produkowanymi w Polsce (WSK Rzeszów) silnikami Lis-5 (Licencyjny silnik). Silniki odrzutowe WSK Rzeszów produkowały do 1984 roku! Mało kto wie, że polskie zakłady lotnicze (głównie Mielec) produkowały sporo elementów szerokokadłubowca pasażerskiego IŁ-86 zabierającego do 350 pasażerów (ok. 16% samolotu -w tym wszystkie powierzchnie sterowe, pylony silników, część tylną) i przymierzano się do produkcji całych skrzydeł. Była to produkcja licencyjna lub zamawiana, a nie przejęcie całego zakładu i w konsekwencji zarządu nad nim – przynajmniej formalnie. Dodatkowo na fali entuzjazmu po październiku 1956 r. powstał polski mikrosamochód - „Mikrus” MR300 (Mielec Rzeszów 300 ccm). Dziś WSK Mielec jest własnością amerykańskiej firmy Sikorsky, zaś WSK Rzeszów zajmuje się głównie usługami wykorzystując swój park maszynowy oraz remontuje wyprodukowane przez siebie silniki.Możecie się Państwo naigrywać, ale w latach sześćdziesiątych w Polsce produkowano (na licencji, lecz w polskich fabrykach!) samoloty myśliwskie, które cieszyły się dobrą opinią – także tych, którym przyszło z nimi walczyć. Polscy inżynierowie i technicy pracowali nad rozwojem zaawansowanych technologii. Zakłady metali lekkich w Gorzycach (jeden z czołowych producentów tłoków do silników spalinowych w Europie) są dziś w rękach Federal Mogul, fabryka amortyzatorów w Krośnie przeszła przez ręce Delphi i trafiła się Chińczykom, WSK Świdnik dostały się Włochom. O FSO i FSM nawet nie warto wspominać. W polskich rękach pozostaje za to Huta Stalowa Wola. Podaję przykłady tylko tych zakładów, z którymi miałem co nieco do czynienia pod koniec mojej działalności zawodowej na politechnice.
Jak ważne znaczenie ma ciągłość działalności i tradycje potwierdzają przykłady bydgoskiej „PESY” i sądeckiego „NEWAGU” - obie te fabryki wywodzą się przecież z dawnych ZNTK (Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego).
Próba „przyspieszenia” za pomocą zakupu nowych licencji(rozpoczęta jeszcze w epoce Gomułki, a kontynuowana z rozmachem przez Gierka) nie dała oczekiwanych rezultatów. Głównym powodem było lekceważenie polskiego środowiska inżynierskiego (wówczas ono jeszcze istniało) i bezsensowna wiara, że „WAAADZA” wie lepiej. W zasadzie w tym zakresie niewiele się zmieniło, a jeśli już, to na gorsze.
Mieliśmy też inne „sukcesy” - wykończyliśmy też („własnymi ręcami”) dwa czołowe zakłady rodzącego się przemysłu IT – OPTIMUSa i JTT. Przyczynił się do tego polski ustawodawca ustanawiając (chcę wierzyć, że jedynie przez nieznajomość rynku) prawo preferujace (zwolnienie z VAT) producentów zagranicznych. W przeciwieństwie do Czechów (SKODA) i Rumunów (DACIA) nie ocaliliśmy żadnej znaczącej polskiej marki.
Ten krótki wstęp do studium wykonalności (Feasibility Study) dla Polski prowadzi do smutnego wniosku – sprzedaliśmy większość armat – nie mamy więc za bardzo czym walczyć. Dziś odzyskanie tego majątku jest praktycznie niemożliwe. Co więcej – zmarnowano wiedzę wielu świetnych specjalistów, którzy mogliby (po zdjęciu politycznej czapy decyzyjnej PZPR) stać się „Kompanią Kadrową” nowoczesnego polskiego przemysłu i przekazać swe doświadczenia praktyczne młodej kadrze inżynierskiej.
Pozostaje nam spróbować przekuć swą słabość w siłę. Polska ma podobno bardzo zdolnych informatyków. Prasa donosi, że wygrywamy prestiżowe konkursy programistyczne. Może więc warto się zwrócić w stronę produkcji niematerialnej? Polska firma tworząca gry komputerowe odnosi już spore sukcesy – może warto pójść tą drogą? Nie wymaga ona wielkich inwestycji. Co najważniejsze nie wymaga obecnie również zakupu „know-how” - znakomite narzędzia informatyczne są dziś dostępne w Internecie. To inna, pozytywna strona globalizacji – coraz więcej ludzi decyduje się na udostępnianie swych osiągnięć nie żądając za to bezpośrednich apanaży. Branża IT jest obecnie w zasadzie jedyną dziedziną, której rozwój nie wymaga wielkich inwestycji (na które nie mam kasy), a która może szybko przynieść bardzo duże zyski.
Czy Polska może się stać „zagłębiem informatycznym”? Aby odpowiedzieć na to pytanie należy zapytać o zasoby. Potrzebne są zarówno zasoby materialne (komputery i struktura telekomunikacyjna). Wbrew pozorom z tym w Polsce nie jest wcale najgorzej.
Konieczne są również zasoby niematerialne – przede wszystkim wiedza ludzi. Według mojego rozeznania (a „pewne” mam) te zasoby mamy. Nie chodzi mi wcale o specjalistów od sprzedawania najnowszych komputerów, kart graficznych czy dysków twardych – choć i wśród nich jest wielu znakomitych informatyków. Budowa kanałów dystrybucyjnych dla wielkich korporacji światowych oferujących oprogramowanie oczywiście może pozwolić na niezłe zyski oraz umożliwia zainteresowanym poznanie nowych pomysłów (które często wcale nie są takie nowe). O tym, że Polacy wygrywają konkursy programistyczne już pisałem. Wydaje się więc, że zasoby wiedzy posiadamy, jednak jak zwykle nie potrafimy ich wykorzystać. Warto się zastanowić dlaczego?
Jako przykład może posłużyć historia polskiego oprogramowania antywirusowego MKS_vir, które było kiedyś najpopularniejsze w Polsce (i nie tylko). Obecnie jego pozycja rynkowa jest marginalna. Za to znakomicie rozwija się moskiewska firma Kaspersky Internet Security. MKS-vir powstał w 1987 r., zaś Kaspersky Lab w w 1997 r. Dziś Kaspersky Lab posiada oddziały w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Holandii, Rumunii, Japonii, Chinach, USA – i oczywiście w Polsce.
Nie chcę szczegółowo rozważać przyczyn porażki przykładowego MKS_vir – kto chce znajdzie szczegóły w Internecie. To jednak nie był wyjątkowy przypadek. Polskie środowisko informatyczne jest pogrążone we wzajemnych wojenkach konkurencyjnych – często o podłożu ambicjonalnym. Chęć zwiększenia własnych dochodów i przechodzenie programistów na samozatrudnienie stwarza problemy z przekazywaniem praw autorskich. Sprzyja tym wojenkom również polityka przetargów publicznych, w których niemal co miesiąc wykrywane są kolejne afery. Powszechne jest takie przygotowywanie przetargów, aby musiał je wygrać preferowany produkt (najczęściej oczywiście zagraniczny). Polskie oprogramowanie jest na ogół traktowane jako „badziewie”. Nie zwraca się uwagi na jasne rozwiązanie problemów z prawami autorskimi – bo przecież wiadomo, że prawie żadna z zachodnich firm software’owych się nie zgodzi na udostępnienie kodów źródłowych. W rezultacie Polska wpada coraz głębiej w pułapkę uzależnienia od dostawców (niekiedy także polskich). To oczywiście jest w interesie wielkich korporacji programistycznych – zapewnia im bowiem stałe przychody...
Czy polska firma programistyczna oferująca oprogramowanie powszechnego użytku ma szanse osiągnąć pozycję Kaspersky Lab? Moim zdaniem, jeśli polskie rozwiązania nie będą preferowane - a łatwo to zrobić bez oskarżeń o protekcjonizm żądając choćby dostępu do kodu źródłowego ze względów bezpieczeństwa państwa – takich szans nie ma.
Zamiana podejścia rządzących do tworzenia systemów IT i zaprzestanie stosowania preferencji dla „jedynie słusznych” rozwiązań nie tylko dałoby spore oszczędności, lecz również przyczyniłoby się do integracji i rozwoju środowiska specjalistów IT. Zmianie też powinien ulec stosunek do edukacji – zamiast uczyć „małpiej” obsługi „jedynie słusznych” produktów powinno się położyć nacisk na przekazywanie rzeczywistej wiedzy. Zapewniam rządzących, że dostawcy „jedynie słusznych” programów sami i za swoje (a nie nasze) pieniądze zadbają o naukę ich obsługi. Skorzystają na tym wszyscy.
To oczywiście nie jest jedyny możliwy plan dla Polski – to tylko jedna z wielu możliwych propozycji(moim zdaniem godna rozważenia). Plan dla Polski jest jednak pilnie potrzebny – a niestety nie zdołałem go znaleźć w Programie PiS. W programie słusznie podkreślono możliwości polskiego rolnictwa – są one ogromne pod warunkiem, że uda się utrzymać wysoką jakość i (nie boję się tego słowa) ekologiczność. Niektóre z naszych firm przemysłu spożywczego są już obecne na rynku europejskim. Pojawiają się również pierwsze jaskółki odbudowy polskiego przemysłu (a nie jedynie montowni). Program słusznie wskazuje, że prawie wszystko się wali – tym bardziej więc potrzebujemy wizji i celu – a nie tylko „bieżącego łatania dziur”. Na przykład powinniśmy się zbytnio entuzjazmować się faktem, że wiele firm przynosi swe „centra outsourcingowe” np. z Indii do Polski. Oni dziś są – jutro ich nie ma. Każdy może „wklepywać” faktury. Z tym nie wolno wiązać przyszłości kraju!
I na koniec nieco o solidarności (przez małe „s”). Dziś trzeba pytać „co Ty możesz zrobić dla Polski?” Musimy budować patriotyzm gospodarczy – płacenie podatków w Polsce powinno być chlubą polskiego przedsiębiorcy. Nie może być on jednak w swoim kraju traktowany jak bandyta i krwiopijca. To wielkie zadanie – do dziś podtrzymywany jest negatywny wizerunek „prywatnej inicjatywy” rodem z czasów PRL. A w swoim własnym, prawdziwie wolnym kraju pracownik to wspólnik pracodawcy (i odwrotnie). To wymaga zmian w mentalności ludzi – są one już widoczne, lecz niestety zachodzą powoli...
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka