Z góry uprzedzam, że dyskusji porównującej okupację niemiecką z tak zwaną „okupacją sowiecką” (po 1945 r.) nie podejmę, zaś wszystkich „histeryków” (także dyplomowanych, habilitowanych i rehabilitowanych) zachęcam do jak najszybszego przeprowadzenia wywiadów z prawdziwymi świadkami historii, póki jeszcze żyją (np. nie tak dawno obchodziliśmy 90 urodziny seniorki naszego rodu).
Okres I PRL (Bolesława Bieruta) pamiętam jak przez mgłę. Tytuł „Zaplutego karła reakcji” otrzymałem niejako w spadku z racji wojennej aktywności rodziny. Do dziś dnia mam (działające!) wspaniałe radio z lat 1950 – „Beethoven II” produkcji ówczesnego NRD – 3 rozciągnięte zakresy fal krótkich, strojony wzmacniacz w.cz – świetne narzędzie do walki z zagłuszarkami pracującymi na biurowcu „NAFTY” w Krakowie. Mama opowiadała mi, że jak podczas kolejnej wizyty „smutnych panów” wskazali oni na wielkie radio (wówczas był to jeszcze Blaupunkt z demobilu) zacząłem skakać w swoim łóżeczku pokrzykując: „Bum, bum, bum, bum...” - o uzyskanie tytułu „słuchacza BB-Syna” zadbałem więc sam.
Rosnąć łapałem coraz bliższy kontakt z tzw. „życiem” - udało mi się np. widzieć słynną paradę na sopockim „Monciaku” i wysłuchać Komedy w Operze Leśnej w 1956 r. „Bikiniarze to są ludzie tacy, co pier...lą dyscyplinę pracy – Dżes babariba”. Było to możliwe dzięki dziadkowi (mój ojciec zmarł, jak miałem rok) – przedwojennemu „biznesmenowi” z Kresów, który aktywnie włączył się w dzieło powojennej odbudowy Polski. Kapitalista z II RP brał spory udział w budowie Nowej Huty! Jak każdy Kresowiak dziadek nie lubił (mało powiedziane!) bolszewików, ale winą za to, że Polska znalazła się pod dominacją (nigdy nie użył słowa „okupacja”) ZSRR obarczał Anglików i Amerykanów twierdząc: „ze Stalinem to myśmy de-facto prowadzili wojnę – ale „Zachód” to byli podobno nasi sojusznicy i to oni nas Stalinowi sprzedali”.
Dziadek (jak wielu jego równieśników, których miałem okazję poznać zwykł mawiać - „dziś rządzą ci – a jutro inni, a to, co powstanie w Polsce to zostanie. Dłużej klasztora niźli przeora”.
„Dziewictwo polityczne” straciłem w marcu 1968 r. za pomocą „elastycznej wykładni polityki partii”. Skandowałem również - „cała Polska czeka na swego Dubczeka”. Na szczęście (studia) ominęło mnie „wyzwalanie Hradec Kralove w Czechosłowacji. Dziadkowa maszyna do pisania aż parzyła o pisanych na niej „przez 5 kopii” ulotek informacyjnych. Wiece w „studni” DS „Żaczek” nauczyły mnie też sporo o funkcjonowaniu demokracji w praktyce.
W 1980 r. miałem 32 lata, pracowałem w Instytucie Fizyki, po koniec sierpnia wróciłem dziećmi z wakacji na Helu i rwałem się „do roboty” w nowych związkach. W 1981 r. pożegnałem wielu kolegów, którzy postanowili „dać dyla” z Polski w myśl piosenki „Remedium”:
„Wsiąść do pociągu odpowiedniego, zadbać o paszport, zadbać o bilet, ściskając w ręku pakiet zielonych patrzyć, jak Polska zostaje w tyle”.
W pierwszy poniedziałek stanu wojennego idąc „na strajk” do Instytutu trafiłem na parę godzin do „pudła”, ale widać nie było mnie na „odpowiedniej” liście.
A teraz Szanowne Panie i Szanowni Panowie „histerycy” pozwólcie, że zadam Wam kilka pytań:
- Jak to było możliwe, że w Polsce liczba „Płatnych Zdrajców Pachołków Rosji” osiągnęła w latach 1970 3 miliony (bo tylu zarejestrowano członków PZPR). Aż tylu znalazło się w Polsce „Quislingów” i „targowiczan”? Nie wierzę, aby było możliwe oszustwo na aż takim poziomie. Sam znałem (niestety już nie żyją) wielu wybitnych Polaków, którzy byli członkami Partii - przedwojennego pilota, więźnia pracującego po II WŚ w kopalniach Donbasu... W rozwój PRL angażowali się także przedwojenni (prawdziwi!) komuniści – np. Prof. Stanisław Mazur – znacząca postać „Lwowskiej Szkoły Matematycznej” (a przy okazji „Związku Patriotów Polskich”).
- Czy przypadkiem pierwsza, prawdziwa „Solidarność” i jej działalność w stanie wojennym nie opierała się o „ulicę i zagranicę”?
- Czy potraficie Państwo zestawić i skatalogować wszystkie epitety, którymi „kochana władzuchna” w Polsce obrzuca swych przeciwników – od „zaplutych karłów reakcji”, „sługusów imperializmu USA”, „agentów rodem z NRF”, „rewizjonistów”, „syjonistów”, „elementów antysocjalistycznych” - aż po „zdradzieckie mordy” i „komunistów i złodziei”.
Jak by nie patrzeć dowodzi to ciągłości Państwa Polskiego oraz słuszności tezy, że „dla Polaków czasem można coś zrobić – lecz z Polakami nigdy”. W Polsce nie obowiązuje zasada rządy się zmieniają, a policja (i inne urzędy) pozostają. W Polsce każda nowa WAADZA musi wsadzić swoich BMW na wszystkie możliwe stanowiska wliczając w to sądy i trybunały. Kiedyś p.Mazowiecki mówił o „grubej kresce”- ale oczywiście go zakrzyczano - „rozliczyć, puścić w skarpetkach, oderwać świnie od koryta...”). Destrukcja nam dobrze wychodzi, a dziś do WAADZY dorwali się wybitni fachowcy w tej specjalności.