BAZYL PINXIT
BAZYL PINXIT
bazyl murawa bazyl murawa
446
BLOG

POPRAWKA Z IMAGINESKOPII: ŚLEDŹ DLA ELIT!

bazyl murawa bazyl murawa Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15


  Niestety, nie mogę moich tekstów ogrodzić i postawić kogoś do pilnowania, żeby czytały je tylko elity. Czytają różni, czasem dalecy od elitarnych standardów. Z tego rodzą się fałszywe opinie niepotrzebnie potem powtarzane. Oto przykład takiej opinii:

 To suflera elit winić trzeba za stan aktualny spraw publicznych i wierchów kultury. Gdyby nie był zamilkł, elity nie weszłyby na kruchy lód.

  To prawda, zamilkłem był, aby zająć się pracą twórczą. Ale nie należy tego łączyć z zaszłościami minionych miesięcy! Nad moimi publikowanymi tu felietonami pochyliło się ile głów? Dwa tysiące siedemset. To przecież nie całe elity! A do tego, jak się już rzekło – ilu tam było czytelników niepowołanych!

Zostawmy te żale. Twórczości zatrzymać nie mogę. Ale do Salonu wracam z mocnym postanowieniem podjęcia na nowo trudnej misji podpowiadania elitom właściwych ocen, właściwych reakcji, skutecznych słów, szlachetnych czynów, odpowiednich strojów na właściwe okazje. 

  Dziś zająć się muszę krzywdą niedopowiedzeń. I w tym celu cytuję tu in extenso kolejny list. Ponieważ wiem, że czytać go będą także osoby nieprzygotowane, przypominam – nie jest to list autentyczny. Nie jest to list fikcyjny czy fałszywy. Ten list pochodzi po prostu z innego porządku. Oto on:

 List odręczny, pieczętowany, Dymitra Bezbiedy, dyżurnego placu manewrowego Podhalańskiej Akademii Wiedzy, do Henryka Nederlandera, kustosza Muzeum Imagineskopii im. Apoloniusa Hytza.

        Panie Henryku, sto lat, Salve!

   Wielkie dzięki za wiadomości o Panu Śledziu. Zgodnie z sugestią zapoznałem się z aktualna wersja jego biogramu w Wikipedii wedle załączonego przez Pana adresu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanisław_Moskal_(ur._1935)

Zgadzam się z opinią, że ciągle są ludzie, którzy nie rozumieją stylu imagineskopii. Dobrze jednak, że jest to źródło wiadomości, a coraz liczniejsi smakosze jakoś dotrą do skarbów talentu gazdy z Wierzbanowej. Zabolało mnie, że wśród wiadomości o naukowych i literackich dokonaniach nie natrafiłam na jedno choćby słowo o tym, co ja uważam za najpełniejszy wyraz twórczego geniuszu Pana Śledzia. Jeśli dowiadujemy się jaki kawał życia profesor Stanisław Moskal („Śledź”) poświęcił na pracę dydaktyczną u Arabów i Kabylów, wiedzieć powinniśmy, że zarobione w tej harówce pieniądze wydane zostały na dzieło życia co najmniej równe literackim osiągnięciom. Czytelnik wspomnieniowego tomu „Niegdysiejsze śniegi, niegdysiejsze mgły” cokolwiek się o tym dowie z lektury. 

[Stanisław Moskal, Niegdysiejsze śniegi, niegdysiejsze mgły, pseudonim autora „Śledź Otrembus Podgrobelski”, Kraków: Drukarnia San Set, 2012, s. 470, ISBN 978-83-88417-83-2]

 Ta znakomita książka zdobywa sobie czytelników, w miarę jak czas odsłania jej aktualność. Ale wiedzieć trzeba, że Dom, te dzieło trzecie, to nie tylko, jak mówią „dom w Wierzbanowej”. Śledź zbudował w Wierzbanowej swój świat. Prawda, dom jest centrum tego świata, centrum w pojęciu topograficznym, ale także czasowym, rodzinnym, społecznym. Ten śledziowy świat jest emanacją marzeń i pamięci. Kiedy w Tatrach, na Hali Gąsienicowej poznałem Pana Śledzia, zajęty był obroną domu. Jeszcze nie miał swojego, bronił przed rozwaleniem dom taterników i narciarzy, góralskiego Schroniska Bustryckich. Nie udało się wtedy, Park Tatrzański postawił na swoim. Potem z pamięci o dziecięcych i młodzieńczych wizytach w rodowym chłopskim gnieździe w Sułkowicach wyrosło marzenie. Siła artystycznej wizji sprawiła, że to marzenie przybrało na się postać domu idealnego, domu na wysokiej podmurówce, domu z potężnych płazów, domu nakrytego zacnie skrojonym dachem z gontów. Byłem świadkiem budowy, zasiedlania, życia tego gościnnego domu, byłem świadkiem, jak hojność serca i tytaniczna praca fizyczna nie tylko utrzymywały ten dom i napełniały go sprawami codziennymi i duchowymi przeciągami, widziałem na własne oczy, jak wokół domu rośnie i rozprzestrzenia się świat Pana Śledzia. O życiu rodzinnym Domu mogę tylko milczeć z sercem pełnym wdzięczności. Niech prywatność zostanie prywatna. Ale świat to były wizyty przyjaciół z gór i z Krakowa, to były relacje z bliższymi i dalszymi sąsiadami wsi Wierzbanowa, siatka ludzkich sympatii, fascynacji, plotek, wzajemnej pomocy sięgająca od domostwa Śledzia i Szprotki na stokach Wierzbanowskiej Góry po osiedle Gory na przeciwstoku Ciecienia. Za Ciecieniem był Szczyrzyc z sanktuarium u Cystersów, w bok, ku wschodowi Skrzydlna, szosa na Kasinę….ku zachodowi Wiśniowa, za górą Węglówka. Śledź, specjalista od ekonomii rolnictwa i socjolog wsi – zna tę okolicę jak własną kieszeń, zna ją głębiej niż jej mieszkańcy, a do tego od początku oplatał swój świat siecią osobistych przyjaźni, opowieściami, anegdotami. Miłośnik folkloru, smakosz języków i gwar, umiał naśladować mowę ludzi z Wierzbanowej i cieszył się każdym starym gospodarskim sprzętem przyniesionym do Domu z wędrówek. Tymi półdzieżkami, motykami, kołowrotkami uzupełniał stale muzeum etnograficzne i galerię w swoim garażu. Kupił pod budowę puste zagony. Przez dziesięciolecia gospodarowania zamienił okolice Domu w zaczarowane miejsce. W plecaku znosił sadzonki leśnych drzew i krzewów, czasem z odległych okolic. Kopał jeziorka i rowy odpływowe, po chybotliwych deskach wiózł taczkami ziemię w nowe miejsca. Przerzucił setki kubików ziemi i głazów, z kamieni układał drogi przez swoją dziedzinę. Sadził, przerzedzał, dosadzał, tworzył wokół Domu żywą scenografię. Nie zapomnę zimy, kiedy na modrzewie wysoko wyrosłe nad dach przyleciały dziesiątki gilów. Pokraśniało na wysokościach od ich czerwonych brzuszków. Ptaki wiedziały, że w najgorszy mróz coś znajdą w karmnikach.

 Dom żył w pełni, gdy na wysokim progu drzwi od kuchni siedział Gospodarz albo Gospodyni. To już się zdarza bardzo rzadko. Trwa jednak legenda tego domu, trwa mit, czyli opowieść, którą kto chce może przyjąć jako imperatyw. Nie trzeba mieć domu jak Pan Śledź. Już to, że się zrozumie przekaz, rozpozna wartość wzoru – wystarczy aby. Aby co? Pan to wie, panie Henryku. A inni niech się domyślają, to im na pewno dobrze zrobi.

     Na placu manewrowym przed Biurem Syndyka PAW pusto. Pilnuję, aby nikt nie sprzątał śniegu. Serdecznie pozdrawiam

     Dymitr Bezbieda, dyżurny


Jestem mieszkańcem bloku w wielkim mieście, nie jestem narodem. Trzeba odwagi i kompetencji, aby brać się do komentowania bieżących wydarzeń politycznych. A myślę, że trzeba do tego także odrobiny zadufania. Bo wiadomo, że nie jest nam dana pewna i pełna wiedza o toczących się wysoko rozmowach, targach i zadawanych sobie podstępnie ciosach. I wiedza o mechanizmach objawiających skutki tego wszystkiego też nie jest dostępna. Słyszymy natomiast to, co do nas mówią osoby na wysokich stanowiskach i medialni komentatorzy. Przeważnie nie jesteśmy zadowoleni z tego, co do nas mówią. Poczułem pokusę, aby zastanowić się nad tym, co właściwie powinni mi powiedzieć. CO JA CHCIAŁBYM OD NICH USŁYSZEĆ, GDYBYM BYŁ NARODEM? Idąc za szeptem sumienia porzucam inne zatrudnienia literackie i ośmielam się podpowiadać Osobom, to, co moim zdaniem powiedzieć lub napisać powinny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura