Bernard Łach
Bernard Łach
Bernard Łach Bernard Łach
7941
BLOG

Szczepić się czy się nie szczepić ? – historia pewnego nauczyciela.

Bernard Łach Bernard Łach Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 50

Piątek przed szczepieniem [12.02.2021]

I co tu zrobić ? Tyle różnych informacji, czasem tak ze sobą sprzecznych. Docierają do naszych uszu te wszystkie dywagacje dziennikarskie i eksperckie, lekarze próbują tłumaczyć powinność szczepienia a antyszczepionkowcy prześcigają się w podawaniu kolejnych zgonów poszczepiennych. W głowie bębni mi od tych wszystkich opinii.

W piątek do południa zacząłem być coraz bardziej poddenerwowany. Dowiedziałem się od pana kadrowego w przyjazny i oryginalny sposób, że z grupy 1 jako nauczyciel mam termin na szczepienie na poniedziałek na godz. ok. 15.25.

- Bernard – zadzwonił do mnie – na poniedziałek masz ustawione szczepienie o godz. 15.25.

- Tak szybko…- powiedziałem z lekkim niepokojem.

- Wiem, że się cieszysz. To na terenie Szpitala Żeromskiego…w jakimś kontenerze.

- W kontenerze ? – zapytałem zdziwiony – a gdzie on tam jest dokładnie ?

  - Jak to nie wiesz ? Koło kostnicy. :-)

- Ha ha ha - śmieję się – Ty żartownisiu - a on dodaje :

- Podobno jest w nim tak zimno, że jak wejdziesz to Cię od razu zmrozi - ciągnął swój w sumie udany suchar nasz przyjazny pan kadrowy. :-)

Ciągle nie wiem do końca czy się szczepić czy nie, chociaż zapisałem się z ciągłym myśleniem, że nawet w ostatniej chwili się wycofam. Panie daj mi jakiś znak – coraz częściej w krótkich słowach powtarzałem te kilka słów prostej modlitwy.

A jeszcze dziś przede mną gastroskopia. Tyle tego na raz. Podjechałem na ul. Życzkowskiego za wcześnie. Jeszcze ponad godzina. Zaparkowałem obok Diagnostyki. Przypomniałem sobie powtarzane często słowa, że warto zrobić sobie test na przeciwciała przed szczepieniem. No to idę. Wszystkie panie miłe. Dość szybka rejestracja, 140 zł kartą, kilka minut oczekiwania, lekkie ukłucie i kod, by do 24 godzin na internecie stwierdzić ile mam i czy w ogóle mam jakieś przeciwciała.

Po gastroskopii (a to w ogóle temat na osobną notkę) zapytałem lekarza Z. o szczepienia. Spojrzał na mnie i z dużym przejęciem, niemal zapominając, że ma mi coś do przekazania z penetracji mego żołądka i przełyku, zachęcał mnie do szczepienia.

- Ja się zaszczepiłem – powiedział - Moi rodzice również. Wszystkich zachęcam. Tylko w ten sposób jako społeczeństwo możemy się uodpornić i jeśli nie całkowicie, to w dużej mierze wyciszyć tą epidemię – mówił dalej - tak naprawdę ponad 90 procent medyków się szczepi. Niech pan nie słucha tego innego gadania. Wszystkie te szczepionki są dobre...lepiej by nas zranił odłamek szczepionki, który da nam jakąś odporność niż żeby nas zmiotła bomba covidova.

Nie powiem z 50 do 50 procent zrobiło się wtedy we mnie przekonanie na 70 procent, że pójdę do szczepienia. Pan doktor po gastroskopii stwierdził, że mam nadżerki spowodowane Helicobacter. Nie spodziewałem się tego, bowiem test z krwi w listopadzie na tą bakterię wyszedł negatywny. Więc lepsze to, niż coś gorszego miało by być, gdyż brzuch pobolewa mnie od kilku miesięcy.

Sobota przed szczepieniem [13.02.2021]

Czas teraz wspomnieć, że cztery miesiące wcześniej, w październiku i do połowy listopada chorowałem (dość ciężko przez 2 tygodnie i 4 tygodnie dochodziłem do siebie) w wyniku kumulacji dwóch chorób – obtłuszczenia wątroby z zaburzeniami żołądkowymi oraz zapalenia oskrzeli. Dobra, ale nie teraz o tych chorobach, czas wrócić do tematu szczepienia lub nie szczepienia.

             Internet wszystko Ci powie. :-) Więc czytaj, szukaj, ale nie bierz wszystkiego stamtąd na poważnie. No chyba, że masz się dowiedzieć coś o swoich wynikach z Diagnostyki. I w sobotę internet przekazał mi informację, że mam przeciwciała. I to wcale nie mało. Czyli to zapalenie oskrzeli z października z wynikiem wówczas negatywnym na - Koronawirusa Sars – CoV – 2 (nazywany przeze mnie w skrócie Covid) pokazuje przy ilościowym badaniu na przeciwciała, że Covid przeszedłem. Mam 131 przeciwciał (IgG, ilościowo (ICD – 9; V98). Podobno przy 400-500 można czuć się bezpiecznie, chociaż są różne mutacje tego Covidu.

W sobotę wieczorem usypiałem spokojniejszy. Wiedziałem, że przed badaniem jest konsultacja. Wszystko powiem lekarzowi. Ostatnie chorowanie... wyniki przeciwciał i powiem o wczorajszych kilku drinkach whisky pepsi (w końcu takie karnawałowe mini szaleństwo na odstresowanie z rodziną) i rodzi się we mnie coraz mocniejsze przeświadczenie, by posłuchać wykształconych lekarzy.

Niedziela przed szczepieniem [14.02.2021]

       W niedzielę wieczorem i w poniedziałek rano dotarły do mnie niepokojące wieści, że niektórzy nauczyciele po szczepionce (szczepili się w piątek po południu Astra Zenecą) nie czują się najlepiej. A nawet bardzo silne grypopodobne objawy przechodzą. Niektórym dosoliło. Ale trzy osoby całkiem dobrze to zniosły.

Kolejny lekarz uświadamia mnie, że trzeba się szczepić bez żadnej filozofii. Dochodzą głosy, że tak musi być z tymi objawami. Tworzą się przeciwciała. Dowiaduję się, że ozdrowieńcy niby nie muszą się szczepić. Inny lekarz wyjaśnia, że jak najbardziej powinni. W między czasie przychodzą messengerem od znajomych dwie niezbyt optymistyczne wiadomości. Brzmią dokładnie tak:

„ Bernard wszystkie osoby, z poradni nr X, które zaszczepiły się Astra Zenecą są teraz chore i to poważnie”

„ Możesz odwlec szczepienie jak masz tyle przeciwciał, tak sugerują znajomi medycy w zaufaniu. Tak mnie ostrzegała też kuzynka. Poszukaj info.”

Poniedziałek – dzień szczepienia [15.02.2021]

W głowie mi coraz bardziej bębni od tych wszystkich wieści. Na domiar złego, dwie godziny przed badaniem mierzę temperaturę. I dla mężczyzny 36,9 stopni to prawie gorączka. Dzwonię więc do osoby zarządzającej szczepieniami przy Szpitalu Żeromskim z swoimi wątpliwościami.

-Proszę przyjechać - słyszę w słuchawce - lekarz o wszystkim zdecyduje.

         Wychodząc na szczepienie ze szkoły dwa "suchary" mnie spotkały. Jeden kolega powiedział mi, że będą mnie mile wspominać. :-) Drugi, żebym się nie martwił, bo i tak złego diabli nie biorą. :-)

Co się dalej wydarzyło to za chwilę poniżej, ale to co ciągle mi w głowie siedziało nie nazwę już teraz.

Dojechałem na miejsce. Koleżanka powiedziała, że zaparkowała na Klasztornej i przydreptała na nogach. Okazało się, że bramy przy zakaźnym otwarte i wbiłem się. Wchodzę do tego osławionego konteneru. Wow. :-) W kontenero - holu z jedenastu nauczycieli stoi w kolejce. Atmosfera względnej powagi z cichymi dialogami. Trzy osoby siedzą na stołeczkach. Jedna coś wypełnia. Uśmiechnąłem się :-) do kilku znajomych twarzy z pracy. I tak. W okienku pobrałem dwie ankiety i stałem się wypełniającym. Osoby, które siedziały czekały 10 minut po szczepieniu czy wszystko będzie w porządku. Jeszcze wcześniej 5 minut czekały po szczepieniu w samym kontenero-gabinecie. W tym wszystkim dochodziły mnie strzępy rozmów podnoszących na duchu. :-)

- A słyszałaś, że 150 pielęgniarek zachorowało w Paryżu po Aster Zeneca i ją wycofali. I że mają mniejszą skuteczność od pfeizera. I w takim pocieszaniu się :-) zacząłem wypełniać ankiety.

A ankiety jak te przed operacjami lub zabiegami z dodatkową tzw. serią pytań covidowych. Czy się na to chorowało i na inne jakieś groźniejsze choroby, czy miało się styczność z chorym na Covid, czy była ostatnio gorączka. Czy przyjechało się zza granicy. I tego podobne. W każdym pytaniu dookreślenie - do 14 dni temu. Napisałem w ankiecie o 36,9 stopniach, o tym, że choruję na Helicobakterię, o zapaleniu oskrzeli z października. Napisałem by być skrupulatnym nawet o alergii na żyto i pyłki w okresie od maja do lipca. To wszystko kilkanaście minut później nie zrobiło specjalnego wrażenia na pani doktor. Oznaczało, po moim dopytaniu się, że nie są to przeciwskazania do szczepienia.

Gdy doczytała o tych przeciwciałach, (których wynik 131 w sobotę uświadomił mi, że Covid przeszedłem) to wzięła ode mnie ten wynik:

- Tylko kiedy pan to przeszedł... - zastanawiała się na głos. Rozwinąłem się w temacie, a że potrafię :-), mojego chorowania w październiku na zapalenie oskrzeli, obtłuszczenie wątroby i leczenia się oraz ujemnego wtedy testu na Covid z noso-gardzieli.

- Muszę się naradzić - powiedziała tajemniczo - idę zadzwonić do pani ordynator z zakaźnego, by to skonsultować. Pani doktor M. (jej imię przeczytałem na identyfikatorze białego fartucha lekarskiego) zostawiła mnie na całe około 7 minut w tymże kontenero- gabinecie... :-)

 Po wspomnianych 7 minutach wchodzi pani doktor M. M jak Młoda pani doktor. :-)

- Rozmawiałam właśnie z panią ordynator - rzekła - naszym zdaniem, jak wyszedł panu negatywny test na Covid z noso- gardzieli w październiku, to musiał pan później przejść tego Covida. Może w styczniu a może nawet kilka dni temu pan przestał chorować.

- Wow. ?:-) - westchnąłem i pomyślałem - Nie powiem, że ugięły mi się nogi, bo siedziałem, ale...

-...Hm… to oznacza... - powiedziałem, nie wiem czy z nadzieją - że odraczamy szczepienie ?

- Nie. Niekoniecznie. Ja pana kwalifikuję do szczepienia. :-) Owszem może pan go gorzej przejść, mieć od 1-3 dni mocniejsze objawy grypopodobne, ale jak najbardziej warto się zaszczepić i pana kwalifikuję.

A już myślałem sobie w duchu :-), że to jeszcze nie teraz... nie dziś...że innym razem...a tu kurka wodna... przepraszam.. trzeba podjąć decyzję...

- Skoro pani mówi, że przeżyję to szczepimy.

- Szczepimy ? - powtórzyła.

- Tak – odpowiedziałem i pomyślałem sobie naprawdę coś o męskiej decyzji i że raz kozie śmierć.

- To jeszcze pana osłucham i proszę głośno oddychać – podsumowała pani doktor

 Po badaniu pani doktor M. powiedziała, że mam coś jeszcze słabego w tych oskrzelach, ale z czasem powinno wrócić do normy. No to szczepimy.

Za kilka sekund pojawiła się pani pielęgniarka z cienką igłą. Trzy razy pomodliłem się po cichutku do PANA - Jezu ufam Tobie. I pyk w lewę ramię, jeśli to ma jakieś znaczenie. Nawet nic nie poczułem z tego wszystkiego. 5 minut w gabinecie i 10 minut w holu i wszystko ok. Co działo się ze mną potem i teraz obecnie ?

Wtorek– dzień po szczepieniu [16 .02.2021]

Koniec. Oby.

Teraz może mniej ciekawie. Bo statystyka godzinowa. Chociaż może dla umysłów ścisłych bardziej ciekawie. :-)

Szczepienie było o 15.56. Spojrzałem na zegarek nie tylko dlatego, że zasugerowała mi to pani pielęgniarka. O godz. 16.01 wyszedłem do holu. I tu zagadałem się z czekającym kolegą i koleżanką z pracy. Wszyscy z nadziejami. Oni przed. Ja już po albo jednak ciągle przed. :-)

Gdy już była gdzieś 16.27 opuściłem lokal. O 17.00 czułem się świetnie. O 18.00 tak samo bardzo dobrze. O 18.30 na zarządzie Klubu. Sportowego Grębałowianka coś tam rzekłem o szczepieniu i analizowaliśmy sprawy klubowe. O 19.45 w szatni widziałem się z oldbojami. Któryś zażartował to:

- Ty jeszcze żyjesz... - i takie tam gadki. :-)

Zjadłem w domu kolację. I ciastko. Dwa nawet. :-) Zasłużyłem sobie w końcu. Oglądaliśmy z żoną i córką kryminał niemiecki. I mi się przysypiało i przysnąłem. Dziewczyny wygoniły mnie do góry do spania. O 23.15 czułem się wciąż bardzo dobrze. Modlitwa i do spanka.

Zaczęło się godzinę później. :-( Obudził mnie ból głowy. Zaschło mi w ustach. Pomyślałem sobie - zaczęło się. Przewróciłem się na drugi bok i śpię. Po 2.00 obudził mnie większy ból głowy. I pojawiły się dreszcze. 37, 2 to już gorączka u mężczyzn. :-) Myślę sobie witamina C na razie wystarczy. Idę dalej spać. Z różańcem.

O 4.14 jebło mi i to zdrowo. Jak to w ogóle brzmi - zdrowo :-) Tzn. przepraszam bardzo za słownictwo. Ono odzwierciedla jak po prostu strasznie się  poczułem. Był jakiś zły sen i obudziłem się z bolącymi plecami i popuchłymi dłońmi. Rozpostarłem je. Ok. Ręce dobrze. Ale łeb mi rozwala. Termometr. Rtęciowy zresztą. 38 stopni. Pylargina. Tym razem było to uderzenie gorąca. Usypianko z różańcem.

Rano o 7.30 obudziłem się z lekkim bólem. Teraz we wtorek mam 37, 7 i średni ból przechodzący do dużego bólu w ciągu dnia. Co 8-9 godzin ibuprom (w sumie 4 razy zażyłem). Trzeba wyleżeć i odpocząć porządnie. I mam nadzieję, że dziś lub jutro a najpóźniej pojutrze już ozdrowieję.

Środa– dwa dni po szczepieniu [17 .02.2021]

Reasumując. Żyję, żyję. Szczepionka w poniedziałek o godz. 16.00. Do 8 godzin po szczepieniu czułem się bardzo dobrze. Potem przez 24 godzin stopniowo coraz gorzej z dużymi objawami grypopodobnymi, gorączką wahającą się 37.7 - 39 stopni, z ogromnym bólem głowy i średnio bolącymi mięśniami. Wieczorem we wtorek coraz lepiej się czułem i przespałem dobrze całą noc. W środę już dużo lepiej. Od rana po przebudzeniu 37 stopni i lekkie osłabienie, więc do pracy zdalnej wróciłem.

Czwartek– trzeci dzień po szczepieniu [16 .02.2021]

65 godzin od szczepionki. Dzisiaj już dobrze bez stanu podgorączkowego. Lekkie osłabienie z rana. Potem w ciągu dnia bardzo już lekkie. Pewnie większy wysiłek dopiero od weekendu lub poniedziałku by stopniowo dojść do pełni sił.

Dziękuję. JUT

P. S. Spośród wielu teorii kolejna mi przyszła na myśl. że może Ci, co rano się szczepią to lepiej przechodzą szczepienie, bo idą później spać i w ciągu dnia rozchodzą tę szczepionkę. A ci co są szczepieni po południu, to dopada ich szczepionka, gdy organizm odpoczywa wyłączając pewne mechanizmy obronne podczas snu. Nie wiem.. Może tak.. a może nie...

Bywajcie zdrowi :-)

WSZYSTKO TAK JAK PAN CHCE.


Nauczyciel, pedagog specjalny, katecheta, trener UEFA A, przyjaciel osób niepełnosprawnych. Pan Bóg, rodzina i wspólnota, miłość i przyjaźń - są w mym sercu głęboko. Interesuję się wiarą, sportem i piłką nożną, poezją, filmem, podróżami, tańcem, muzyką i wieloma aspektami życia. :-). Bardzo lubię grać w piłkę, tenisa ziemnego, badmintona. Bardzo cieszy mnie jazda na rowerze,  nartach i snurkowanie :-)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości