bezprzedawnienia bezprzedawnienia
205
BLOG

Niebezpieczne hobby

bezprzedawnienia bezprzedawnienia Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Gdyby ktoś przeanalizował akta kilkuset spraw, dotyczących zabójstw, rozbojów czy zgwałceń, mógłby podzielić te przypadki na kilka grup. Jedną z nich byłby bez wątpienia topos kobiety - ofiary, wracającej samotnie do domu. Historia kryminalistyki zna wiele takich przypadków. Jedne z polskich przysłów poucza nas, że okazja czyni złodzieja. Być może tak było też w sprawie, którą chciałbym przypomnieć dzisiaj.

Jest środowy poranek, 30 sierpnia 1989 r. W łódzkim parku, znajdującym się u zbiegu ulic: Jana Kilińskiego i 8 Marca, nieopodal przedsiębiorstwa "Uniontex", jeden z tamtejszych zbieraczy surowców wtórnych pracował od samego rana. Pospiesznie penetrował niewielki park, w którym często znajdował "pamiątki" po odbywających się tutaj pod osłoną nocy libacjach: puste butelki, puszki itp. Jednak 30 sierpnia nasz wynalazca odkrył coś, co zapamięta do końca życia. Pod jednym z krzaków ujawnił roznegliżowane zwłoki młodej dziewczyny. Niezwłocznie zaalarmował milicję.

Sekcja zwłok wykazała, że denatka przed śmiercią została dotkliwie pobita i zgwałcona, a bezpośrednią przyczyną zgonu było uduszenie. Łódzcy milicjanci ustalili personalia ofiary - była nią szestanstoletnia mieszkanka przemysłowej metropolii o dość rzadkim imieniu Anika. Denatka była dobrze znana łódzkim stróżom porządku i akuratności. Kilka miesięcy wcześniej bowiem gościła na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego w Łodzi, gdzie odpowiadała za rozbój, dokonany na taksówkarzu. Pewnego marcowego wieczora w 1988 r. Anika zatrzymała taksówkę i poprosiła o kurs w okolice pl. Niepodległości. Gdy dojechała na miejsce, z bramy pobliskiego budynku wybiegli jej koledzy, którzy brutalnie pobili taksówkarza. Na szczęście, mężczyźnie udało się uciec i zawiadomić milicję. Ich "robota" była taką fuszerką, że wszyscy już po kilku godzinach znaleźli się w suchym i ciepłym, a co najważniejsze - zamkniętym areszcie.

Nasza bohaterka trafiła na kilka tygodni do domu poprawczego, jednak z uwagi na to, że jej sytuacja dawała jakieś nadzieje na poprawę, została warunkowo zwolniona. Przygoda ta jednak nie zmieniła jej postawy. Nad szkolne obowiązki przedkładała swoje ulubione zajęcia: zakrapiane alkoholem biesiady, niezależność, spotkania ze znajomymi lub przesiadywanie w ulubionym lokalu - "Lajkoniku".

Postarajmy się zrekonstruować ostatnie popołudnie w jej krótkim życiu. Było to we wtorek, 29 sierpnia 1989 r. Koło południa Anika wraz ze swoimi - wyznającymi podobny światopogląd - znajomymi znalazła się na znanym łódzkim bazarze - Górniaku, gdzie handlowali piwem. Ciężką pracę umilali sobie konsumpcją tego chmielowego napoju, nie gardząc również posiadaną wódką. Około 15 dzielni handlowcy wykoncypowali, że żadną miarą nie sa stworzeni do tak żmudnej pracy, więc skierowali się na boisko szkolne przy ul. Tuszyńskiej 31. Wybór tego miejsca nie był przypadkowy, bo chociaż nie przyświecała im myśl nadrabiania szkolnych braków, to jednak zaciszna okolica idealnie pasowała do ich planów - dalszego picia. Anika nie była jednak aktywną uczestniczką biesiady pod chmurką i dwugodzinną imprezę przespała na ławce.

Następnie cała grupa znalazła się w mieszkaniu Aniki, gdzie pod nieobecność jej rodziców spożywają kolejne pół litra wódki. Około 20 znajomi wychodzą, a dziewczyna - pełniąca przecież honory gospodyni - odprowadza znajomych przystanek tramwajowy. Towarzystwo odjeżdza, a Anika wraca w kierunku domu. Nie dociera tam jednak, gdyż spotyka swoich znajomych z targowiska. Wraz z nimi udaje się na ulicę Przybyszewskiego. Jest godzina 20:30, jest już ciemno. Na szczęście koledzy dysponują środkiem lokomocji - wyrośnięte już nieco dziecko polskiej myśli technicznej - samochód Syrena. Jakkolwiek młodsi Czytelnicy zapewne nie wiedzą, cóż to był za automobil, a starsi wspominają go z dyskretnym uśmiechem, to jednak owego sierpniowego wieczoru auto nie zawiodło i nasza bohaterka wraz ze swoimi kompanami dociera do meliny, znajdującej się na ulicy Przybyszewskiego. Stamtąd, po nabyciu dwóch litrów wódki, jadą na ul. Jaracza, gdzie około 21 rozpoczyna się kolejna tego dnia alkoholowa libacja. Biesiada trwa około trzech godzin. Dziewczyna jest kompletnie pijana, postanawia wracać do domu. Jeden ze współbiesiadników, Piotr, oferuje jej pomoc - odprowadza ją na przystanek. Po kilku minutach znaleźli się vis a vis hotelu "Polonia", przy skrzyżowaniu ulic Narutowicza i Kilińskiego. Tam Piotr zostawił Anikę, czekającą na przyjazd nocnego tramwaju. Odchodzi. Podchmielony młodzieniec jest ostatnią osobą, która widziała Anikę żywą. Osiem godzin później kloszard znalazł jej okaleczone zwłoki prawie 2,5 kilometra dalej.

Kto i dlaczego zamordował żądną życia i użycia szesnastoletnią dziewczynę? Czy kiedykolwiek poznamy personalia oprawcy?

Od zbrodni minęło dzisiaj ćwierć wieku. Anika miałaby dziś 41 lat. Czy jej śmierć była związana z niebezpiecznym sposobem spędzania czasu wolnego, wśród alkoholu i ludzi z lumpenproletariatu? Mam nadzieję, że kiedyś dowiemy się prawdy.
 

Sprawa sygn. akt Ds 2223/89 Prokuratury Rejonowej Łódź - Widzew w Łodzi.
 

Hubert Remigiusz Kordos. Lat 25, mieszka w Warszawie. Prawnik, publicysta, myśliciel. Miłośnik Williama Shakespeare'a, Marca-Antoine'a Charpentiera, twórczości Marka Krajewskiego oraz powieści milicyjnych. Człowiek, którzy stara się patrzeć w oczy swojego rozmówcy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka