O tym, że warto śnic i marzyć. bowiem nasze marzenia czasem się spełniają. I to jest dobre. Jeśli zaś się nie spełniają, jest jeszcze lepiej.
A miało być tak pięknie. Nasz kandydat
Najpiękniejszy, najmądrzejszy, najcudniejszy,
Do zwycięstwa i chwały zrodzony Rafał
Cud wśród ludzi pośledniejszego rodu
Zamiast wieńczyć swe skronie laurem prezydenta
Siorbie w kącie czarna polewkę rozpaczy.
Łzami gorzkimi okraszoną, znakiem klęski.
Jak to być może? Że przegrał! Wybory! Gdzie?
W tym kraju? I z kim? Z zerem. Alfonsem! Szują!
Imię jego niegodne wymowy, wzrok plugawy,
Mowa gorsza jeszcze, twarz szpetna, nalana,
Postać mocna, robola, tragarza lub boksera.
Szkoda nawet mówić a żal targa serce,
Jaźń rozrywa na strzępy, o duszy nie wspomnę.
Rafał przegrał, drugi raz. Łkanie przerywa pisanie.
Ból. Niewdzięczność. Odrzucenie. Wyparcie.
Łzy płyną ciurkiem. Szpetny naród to i szpetne czyny.
I taki sam przez nich dla siebie wybrany prezydent.
Jednakże nasze będzie końcowe zwycięstwo!
A miało być tak pięknie. Nasz premier,
Herr, albo Pan, na szczycie Olimpu zasiada
Jak Zeus gromowładny, ale okrakiem, niby na klopie.
Duma, myśli, zmaga się w sobie. Gdzie wskaże palcem,
Tam idą miliony. Bez słowa skargi ni sprzeciwu.
Brwi zmarszczy? Błyskają gromy, leją się powodzie
Walą i biją fale rozbuchane. Woda to czy…
Szczyny? Pan Donald na klopie Olimpu nie patrzy.
On wie. Co było. Jest. I będzie. Oczy zamknięte. Włos rudy.
W głębinach swego geniuszu potężne plany snuje.
Jak zrobić dobrze sobie, swoim, cudzym.
Jak się uda. Na koniec rządzonemu plebsowi.
Jak zniszczyć wrogów? Jak poskromić przyjaciół?
Kogo wsadzić? Kogo zwolnić od kary? Komu miliony?
Komu dać grosze? W kogo uderzyć na początek?
Kogo schrupać na koniec? Jak wypalić do szczętu
Partię prawicy największą. Opozycję Mniejszą.
I najmniejszą. Nikogo nie szczędząc. O nikim nie zapominając.
Lżą go, potwarzą, szkalują oszczerczo, że na telefonie
Z Berlina. Kłamstwo! On ma implant wszczepiony.
Rozkazy bierze bez zwłoki, myśl czyta swego pana,
Patrona, krajana z wyższej rasy panów. Myśli płyną.
Plany się snują. Pot rzęsisty kropi czoło. Szumią wody.
Grzmoty. Jak to w kiblu. Gdy przycisk spłuczki wciśnięty.
A miało być tak pięknie. W naszym rządzie
Szumi, trzeszczy, trutni pełno jak to w ulu,
Polityki, polityczki, ministrowie i ministry,
Pełni, wice i z samego dołu sekretarze mniejsi.
Dwojga płci i tej trzeciej, czwartej? Nie odgadniesz.
Ale piękne, mądre, ale władne. Było im jak w niebie!
Lecz sen prysł, gdy naród skrewił i źle wybrał.
Za Rafałkiem rząd w rozpaczy. Co to będzie?
Co to będzie? Jaka trwoga w ulu władzy!
Ministrowie jak pijani toczą się pod ścianami,
Jedni piją, inni ćpają, to jest dragi zażywają.
Dla zdrowia, oczywiście. Jacek chodzi wciąż pijany,
Darek sake wali w pracy, Marek woli działkę w żyłę,
Sławek wciąż zaćmiony chodzi z nosem pobielonym
Lecz spokojny, bo nowego ma dilera a i towar przedni.
Uczony zaś i mądry minister sprawiedliwości modli się
W domu gorliwie do obrazu świętego Bandery.
Wyrżnij Panie ten wraży, lacki ród ze szczętem!
A ministry! Nasze panie! Co to walczą z patriarchatem!
I Głupacka, Paulina i Kotula, i Leszczyna i Kasienia,
Innie panie nie zostają w tyle. Jak kury na grzędzie,
Gdaczą, pieją, kwaczą… hałas czyniąc niesłychany.
I harmider i zmieszanie. Zda się, z tego podniecenia
Wzbiją w nieba czystą przestrzeń. I już lecą!
Baby płyną jak balony, Wiatr wieje, słonce świeci,
Główka, mała, pusta, lekka. Włosy długie jako żagle.
Ministry fruną niby gołębice, sroki, kaczki.
Te co w kieckach widok czyniąc… babski.
Ładny, czy nie kwestia gustu. Co tam widać?
Nie bądź obleśny! Głupi, pusty człeku!
Powiem, com widział, bo jeszcze mnie to wzrusza.
Gęby żem widział. Gęby na górze. Gęby na dole.
Gęba z przodu, japa z tyłu. Wszędy gęby gadające.
Trzy zamiast jednej. To różni ministrę od baby.
Naszych aktywistek żaden człek nie przegada.
Taka prawda. Nikt przytomny nie zaprzeczy.
A miało być tak pięknie. Przyszłość jak we śnie.
Jak na kwietnej, majowej łące. Gdzie kwiatki,
Ptaszki, gdzie brzęczą pszczółki i fruwają motylki.
Oto muszki kopulują w locie, w bajorku, pod lasem
Żabka ryćka żabkę. Pszczoła pszczółkę zapyla.
Jak w przyrodzie. Ale lepiej. Nowocześniej.
W postępowym raju wilk spocznie koło łani.
Tygrys miast pożreć spenetruje byczka. Brawo!
A niedźwiedź wyliże owieczkę. I tak i ci, co jedli,
I pożerani będą żyć razem, sobie wzajem radzi.
Oto migrant idzie za rączkę z drugim migrantem.
Tam więcej czarnych, śniadych, żółtych, zielonych…
Tłum migrantów, architektów, lekarzy, inżynierów…
Uśmiechniętych przyjaznych, z wielkim wzwodem.
Droga długa, chłopy młode, niewyżyte.
Nie martw się dziewczyno, która zdybią w zaułku.
Znieś to ubogacenie jako ofiarę na lepsze jutro!
Umyj się, odsapnij. Wyskrobiesz się, tabletkę łykniesz.
W naszym raju kliniki aborcyjne na każdym rogu.
Jak nie? Jaki przychówek, jakie rasy pomieszanie.
Oto czarny w żółte pasy albo śniady w czerń jodełki.
Albo biały w czarne łaty, jak u krowy holenderki.
Pięknie będzie, kolorowo i wesoło, i radośnie!
Lecz na łąkę postępowa spójrzmy znowu.
Oto gej kopuluje z gejem. Pod drzewkiem… trzech?
Czterech? Lub więcej gejów czyni sobie wzajem dobrze.
Ówdzie widać gromadę lesbijek mocnych w języku.
I jęzory w ruch. Para duch! Jęzor lata, lata jak łopata!
Gdzie w oddali pan dosiada pani! Fe, zboczeńcy!
Tam transwestyta goni małe dziecię! Nie uciekaj dzieciaczku!
Nie dasz rady, bo on duży a ty mały
Transformersi cię nie skrzywdzą! Lecz wyuczą!
Pedofilia zniknęła po likwidacji kleru. Ostoi ciemnoty.
Trans cię tylko wyszkoli, jak dbać o banana!
On cię ubogaci, oświeci, przysposobi…
Żebyś poznał rozkoszy przemiany, wyzwolenia
Wolności bycia sobą. W naszym postępowym raju,
Gdzie nie spojrzeć po równinie,
Struga spermy wartko płynie
A miało być tak pięknie…
Obudziłem się. To był tylko sen.
Sen jaki miałem ja, Wacek, blogier postępowy.
Sen jak marzenie. Czy marzenie jak sen?
Tak czy inaczej obudziłem się zlany potem.
Ale może, kiedyś… sen powróci?
Marzenie o postępowej, świetlanej przyszłości.
Gdzie nie ma nienawiści, rasizmu, ksenofobii,
Gdzie ludzie są sobą. Wyzwoleni są, piękni,
Równi, wolni i szczęśliwi, Gdzie nie ma HIV
Ani innych chorób roznoszonych droga płciową!
Gdzie kwiatki wiecznie kwitną i nikt nie odmawia…
Sen to czy marzenie?
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
Dla chcących więcej polecam książkę:
"Kto może być zebrą i inne historie"
wydawnictwo: e-bookowo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura