binkovsky binkovsky
181
BLOG

Nieme społeczeństwo

binkovsky binkovsky Polityka Obserwuj notkę 0

 

Ministerstwo edukacji narodowej w pewnym europejskim kraju opracowało wraz z zespołem ekspertów grę edukacyjną, w której uczestnik miał za zadanie wcielić się w postać typową dla społeczeństwa i oddać jej cechy charakterystyczne. Chodziło o mowę, fizjonomię, sposób poruszania i zachowania w konkretnej sytuacji życiowej. Zabawa towarzyska miała stanowić urozmaicenie szkolnych zabaw, „klasowych wycieczek”, godzin wychowawczych, tzw. „okienek”. Formalne zasady ograniczyły paletę typów ludzkich tylko do okresu bliskiej współczesności. Bohaterowie masowej wyobraźni z okresy realnego socjalizmu, którzy choć ciągle obecni w filmach, serialach, popkulturze, dla młodych uczniów może nawet jakoś tam atrakcyjni niczym bohaterowie popularnych kreskówek, byli jednak zbyt obcy ideowo i politycznie. Gracz, zgodnie z instrukcją, wygrywał, jeśli inni uczestnicy nie byli w stanie powiązać jego występu-prezentacji z konkretną postacią. Ministerstwo kładło nacisk na oryginalność spojrzenia na społeczeństwo, pewien ekscentryzm, który miał wynikać z połączenia naiwności dziecka, aktualnych doświadczeń rodziców i pogłosu historii narodu obciążonego walką z dwoma totalitaryzmami i niepewnością o byt państwa. Jednocześnie eksperci ministerialni starali się zachować humor, spontaniczność, entuzjazm tej zabawy, jak przystało na grę towarzyską.

Do dyrektorów szkół w poszczególnych województwach i kuratorów oświaty wysłane zostały stosowne wytyczne wraz z instrukcją-regulaminem. Gra rekomendowana była dla osób powyżej dziesiątego roku życia. Kilka takich ‘gier uczniowskich’ zostało sfilmowanych przez studentów stołecznej szkoły filmowej, którzy ministerialny grant mieli wykorzystać na stworzenie etiudy o nowoczesnym, post-transformacyjnym społeczeństwie i nowych sposobach nauczania. Film o nazwie „Czy ciągle homo sovieticus? Kształtowanie obywatela w ponowoczesności”, nakręcony w szkole mistrzowskiej znanego reżysera, nagrodzono na kilku festiwalach.

W tym samym czasie popularny artysta-plastyk ze wschodniej Europy wraz ze studentami stworzył galeryjną instalację video, gdzie różnorodne typy ludzkie wyrastające z lokalnego społeczeństwa prezentowały feerię zachowań w sytuacjach skrajnych. Rzecz miała dotyczyć przestrzeni publicznej i roli jaką spełnia w niej zwykły człowiek, odarty z kontekstu kulturowego, historycznego, narodowego. Człowiek współczesny, któremu zostaje tylko nagie życie poddane kontroli, zakazom i opresji. Artysta zasłynął z zamiłowania do politycznego radykalizmu, uprawiał sztukę krytyczną, więc chłodny materiał video (muzyka post-techno w tle i mgliste oświetlenie wnętrz) wypełniał rewolucyjny gest, skrajne doznania na styku „tego, co publiczne” i prywatnego, intymnego doświadczenia. Aktorzy-studenci odtwarzali sposób zachowania z manifestacji, protestów czy strajków, starali się wcielić w bohaterów programów interwencyjnych, reportaży z tabloidów. Oczywiście młodzi artyści byli nadzy, gdyż strój mógł niepotrzebnie naprowadzać od razu na konkretne historie i sytuacje opisywane na łamach prasy i pokazywane w telewizyjnych czołówkach. Autor chciał nadto uniknąć ryzyka cepeliady i lokalizmu. W sztuce najważniejszy był dla niego uniwersalizm. Surowe stylizacje miały potęgować wrażenie zubożenia, samotności, wyobcowania, pustej lodówki. Studentki przyjmowały pozy samotnych matek wykłócających się o zapomogę w urzędzie, mężczyźni marszczyli gniewnie czoła niczym na rolniczych blokadach dróg, starcy umierali w samotności w nieprzyjaznym otoczeniu.

Film prezentowany w zagranicznych galeriach budził zainteresowanie wschodnioeuropejską egzotyką i bojowym antykapitalizmem, z kolei w rodzimym kraju autora kontrowersje wywołała nagość młodych ciał i „naiwny antykapitalizm”, jak to określono na łamach liberalnej i konserwatywnej prasy. Później praca wraz z kuratorskim opisem trafiła do lokalnego muzeum sztuki współczesnej, wybudowanego za pieniądze organizacji wspomagającej kraje rozwijające się.

Tymczasem młody eseista opłakiwał właśnie utratę kolumny w znanym tygodniku opinii. Znajomi biznesmeni pocieszali go przy wódce, twierdząc że wydawca używa sloganu „najbardziej opiniotwórczy tygodnik między Europą a linią Curzona”, bo określenie „popularny”, „wysokonakładowy” stało się – wraz ze spadkiem nakładu, rosnącymi kosztami funkcjonowania redakcji i długami – nieadekwatne. Wszyscy pospołu płakali jednak nad postępującym spadkiem sprzedaży czasopism i ogólnym spadkiem czytelnictwa w tym wschodnioeuropejskim kraju. Realia kapitalistycznego podziału pracy dobierały się do tyłka nawet beneficjentom systemu. Autor, dumnie noszący dotąd miano modnego, obdarzony swego czasu wielkomiejskim znakiem jakości (czyli jednym słowem: dobrze opłacany), musiał ustąpić młodym gniewnym, pisarzom „brutalistom” i prezenterom telewizyjnych show. Tym nie zależało na wynagrodzeniu za teksty. Nasz autor był jednak ambitny i pewny siebie, więc kolejny etat, rubrykę felietonisty w lajfstajlowym piśmie internetowym, chciał wykorzystać do autopromocji i tryumfalnego powrotu na ścieżkę kariery docenianego publicysty z ambicjami literackimi. Zaczął pisać o peryferyjnym społeczeństwie, które w swoim historycznym rozwoju doświadczyło jedynie goryczy niewoli politycznej, ekonomicznej i mentalnej, które nie potrafiło pozbyć się miazmatów feudalno-klerykalnej kultury, o narodowej masie, która wydawała się wsteczna, obca i zawistna. Nasz pisarz posiadał zdumiewający słuch literacki, więc jeździł, chodził, upijał się i opisywał to, co zobaczył, usłyszał, przeżył. Pisał wcielając się w postacie, typy, społeczne dziwadła, zwyczajnych ludzi, indywidua z przedmieść i z centrów, oddawał smutek włóczęgi po mieście od jadłodajni do monopolowego, realia ciężkiej, fizycznej pracy i taniego pijaństwa po godzinach. Zdumiewająco łączył wymagania prasy i potrzeby mieszczańskich czytelników z brudem i biedą, które odmalowywał z wdziękiem malarza-kopisty. Chleb, konserwy i wódkę kupowane na kacu w osiedlowych sklepach miksował z religijnymi rytuałami w świątyniach i zakazanym światem przedwojennych ruder, komunałek, urzędów pracy i tych porannych autobusów, które odwożą nieszczęśników na budowy pod miastem.

To był właśnie ten złoty strzał, o jakim marzą dziennikarscy średniacy i ofiary „wierszówek”. Znajome filolożki z entuzjazmem przyjęły te jego eseje wcieleniowe, pisały w branżowych pismach o „nowej formie antyestetyki człowieka ery postkapitalizmu”, określając jego teksty jako „bolesny krzyk człowieka pozbawionego szacunku do samego siebie, innych ludzi i świata”. Redaktor naczelny pisma składał gratulacje i obietnice wydania felietonów drukiem. Różnorodne pieski przydrożne ze środowiska literatów zazdrośnie milczały bądź snuły krytyczne diatryby dotyczące nadmiernego populizmu i chamstwa naszego autora, przypominając jednocześnie jego antyinteligenckie ekscesy z czasów „pierwszej, durnej i chmurnej sławy”.

Wszystkie powyższe wybryki nowoczesnego umysłu, kształconego i wykształconego zgodnie z normami nowoczesności, naznaczone peryferyjno-kapitalistyczną skazą – mówimy o ministerialnych eksperymentach w szkolnictwie, artystowskich prowokacjach, literackich pasażach na łamach popularnych periodyków – przybierały zadziwiająco podobną formę. Kilka przykładów:

- „nauczyciel” – kostyczny i nijaki, blady, choć potrafi czerwienić się w stresującej sytuacji. Ciągle mówi o jakimś pensum i wykonuje gest ręką, który przypomina pożegnanie odpływającego transatlantyku (ostatniego przed wybuchem wojny, jak się później okazało), jest jednak tylko ruchem wycierania tablicy. Lubi siedzieć z herbatą i melancholijnie patrzeć w okno, występuje w wersji żeńskiej;

- „polityk – populista” – również się czerwieni; charczy, warczy i rzęzi wykrzykując slogany o demokracji, sprawiedliwości i różnorodnych prawach, często się krzywi, przed kamerami uśmiecha się w niewłaściwych momentach, wymachując ręką często zaciska pięść; mężczyzna w średnim wieku z problemami gastrycznymi i nadciśnieniem;

- „kobieta pracująca w średnim wieku” – głos skrzeczący, ale miły, pali papierosy. Tryb życia sprawił, że już do śmierci będzie szczupła. Włosy farbowane, pracuje za najniższą krajową i musi dorabiać opieką nad dziećmi. Zimą nosi węgiel z piwnicy, lekko skrzywiona, czeka na kilka operacji, w tym wymianę stawu kolanowego;

- „działacz związków zawodowych” – wesoły grubasek, który krzyczy, pije, pali i sika w niewłaściwych miejscach, nosi niedopasowane garnitury i źle dobrane wąsy, czuje się nieswojo w zamkniętych pomieszczeniach, zdecydowanie odżywa na świeżym powietrzu. Bliski jest mu zapach spalonych opon i kukieł z podobiznami zasłużonych liberałów ekonomicznych, nie zbiera makulatury i puszek, które pozostają na miejscu zgromadzeń;

- „mieszczanin – menel” – zbiera puszki, złom, zbiera pieniądze, jedzenie, ubrania, zbiera ciekawostki z przestrzeni i skądinąd, rozgląda się po ziemi w poszukiwaniu pieniędzy. Trasę po mieście wyznacza mu rozmieszczenie koszy na śmieci, ze snu wybudza go dźwięk brzęczących puszek, charakteryzują go nerwowe ruchy, umiejętność zmiany wyrazu twarzy z głupkowato-uległej na chytrą. Żeńska wersja to postać żywcem wyjęta z bajek – zła i tajemnicza baba, którą straszy się dzieci;

- „pracownik fizyczny – mężczyzna” – w transporcie miejskim zazwyczaj siedzi, ma zamknięte oczy, ściska torbę, pomięte ubranie zlewa się z wymęczoną twarzą, całość równoważy wesołość alkoholowego upojenia. Z pojazdów transportu publicznego wysiada niespiesznie i często z przekleństwem na ustach;

- „mieszczanin – posiadacz kredytu” - w średnim wieku, ma rodzinę i małe dzieci. Żyje zmęczony obowiązkami i niespokojnym snem, w którym koszmar rat kredytu przenika się z terrorem w pracy. Preferuje proste, wiejskie życie związane z przycinaniem trawy oraz iglakami. Naturalnym otoczeniem są dla niego osiedla na przedmieściach z alejkami wysypanymi żwirem i śladami prac budowlanych, smutkiem napawają go rozległe arterie komunikacyjne. Lubi cienkie papierosy mentolowe i piwo smakowe;

- „przedstawiciel stanu urzędniczego” – odbierany jako próżniak, pracuje na stanowisku określanym jako pasożytnicze, wiec wypełnia go duma z odczuwanej wobec niego powszechnie niechęci. Nosi się z delikatną wyższością, ale po twarzy przebiega mu niekiedy cień zmartwienia. O redukcjach myśli z trwogą. Potrafi bezbłędnie odegrać stan irytacji, podenerwowania, znudzenia. Jest fanem przerw kawowych i ciasteczek;

Tych kilka przykładów pokazuje jak silna jest w krajach wychodzących z postkomunizmu, mówimy zwłaszcza o środowiskach kulturo- i opiniotwórczych, tradycja społecznego zaangażowania oraz potrzeba odpowiedzialności za wspólnotę i drugiego człowieka. Za pewnym romantykiem-tułaczem można powiedzieć, że te tryumfy myśli postępowej i lewicowo-liberalnej przybierają jednak zaskakujące formy. Są to zwycięstwa dziwnego rodzaju. Cdn. 

 

 

Tekst opublikowany pierwotnie na stronie Nowych Peryferii

binkovsky
O mnie binkovsky

"...Co mogę powiedzieć o życiu? Że rzecz to w sumie dość długa. Tylko nieszczęście budzi we mnie zrozumienie, Ale dopóki ust mi nie zatka gliniasta gruda, będzie się z nich rozlegać tylko dziękczynienie" * * * [Zastępowałem w klatce dzikie zwierzę] – Josif Brodski (tłum. Stanisław Barańczak)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka