Prezes Zarządu Prezes Zarządu
254
BLOG

Szkoła na długość kija

Prezes Zarządu Prezes Zarządu Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Edukacja powszechna ma do siebie to, że permanentnie spada jej poziom. Dzieje się tak dlatego, że system zatrudnienia pracownika bazuje na przedłożeniu przez kandydata do pracy stosownego świadectwa. Wystarcza już samo świadectwo ukończenia szkoły i uzyskania tytułu zawodowego.

Jak jest to szkoła elektryczna, to jest to elektryk, jeżeli szkoła samochodowa - to mechanik albo blacharz, ewentualnie lakiernik.

I tak już to idzie dalej. Mamy szkolnictwo na poziomie ogólnym, gdzie przygotowuje się kandydatów na studia zawodowe. Nie wszyscy je kończą, więc podzielono tych, którzy studia ukończyli z dyplomem inżyniera lub magistra i tych, którzy nie zakończyli edukacji  przewidzianej harmonogramem studiów. Tym pechowcom nadaje się tytuł licencjata...

Są też podobne szkoły na poziomie technika, które dokształcają absolwentów liceów ogólnokształcących kwalifikacjami zawodowymi z pominięciem programu technikum. Tu także mamy różne specjalności i różne przygotowanie młodzieży do wykonywania pracy...

Jednak praktyka jest już znacznie barwniejsza. Każdy szuka pracy możliwie najbliżej miejsca zamieszkania. Wtedy podejmuje pracę dokładnie tam, gdzie zostanie zatrudniony... Można jeszcze próbować sił samodzielnie, jako jednoosobowa pozarolnicza działalność gospodarcza, ale kiedy rodzice nie są w stanie sfinansować składek ZUS a pociecha wpada w sidła związku małżeńskiego, pozostaje już tylko najemna umowa pracy za pieniądze, jakie oferuje pracodawca...


Czy edukacja ma wpływ na nasze kwalifikacje ?

Cóż, staż ucznia technikum mam już za sobą. Doświadczyłem losu studenta i po uzyskaniu dyplomu inżyniera uzupełniłem wykształcenie rocznymi studiami podyplomowymi. Życie dopisało resztę. W zasadzie spełniłem swoje dziecięce marzenia, być może i wszystkie. Pracowałem głównie poza zawodem a kiedy do niego wróciłem, okazało się, że mimo przerwy w kontynuacji zatrudnienia nie zapomniałem niczego.

Ba, z uwagi na zmiany technologii, byłem w stanie dostosować się do całkowicie nowych rozwiązań stosowanych w branży. Nawet odważyłem się wrócić do szkoły i tam zająć się kształceniem nowych adeptów mego zawodu.


Co mogę wnieść do kształcenia zdalnego młodzieży ?

Tu mam sporo uwag do istniejącego systemu kształcenia. Kiedy sam byłem uczniem, nauczyciele starali się dać nam tak gruntowne wykształcenie, żebyśmy byli w stanie wykonać każde zadanie, przed którym staniemy w życiu. Mimo, że byliśmy uczniami określonej specjalności, ukształtowano w nas konieczność współpracy ze specjalistami innych dziedzin, którzy będą korzystać z naszych usług...

Kiedy stanąłem przed dyrektorem szkoły jako nauczyciel JEGO zespołu, miałem tylko jedno zadanie - przygotować uczniów do zdania egzaminu zawodowego...

Cóż, zadanie karkołomne dla człowieka, który miał za sobą szmat życia poza zawodem. Życie nauczyło mnie ciągle dokształcać się - wiadomo - nie pracowałem w swojej branży...

Najciekawszym dla mnie doświadczeniem był udział w radach nauczycielskich. Tu podnoszono problem dania szansy uczniowi z oceną niedostateczną dodatkowego egzaminu, aby mógł on otrzymać promocję do następnej klasy. Początkowo bylem za tym, żeby taką szansę uczniowi dać... i w końcu zmieniłem zdanie.

Bo uczeń miał negatywną ocenę nie z jednego przedmiotu, nie z dwóch czy trzech przedmiotów... ale z gdzieś tak więcej niż z połowy przedmiotów obowiązujących w klasie, którą przerabiał...

Niektórych z tych uczniów już poznałem i nawet lubiłem. Byli mili i sympatyczni, potrafili sklecić do kupy kilka sensownych zdań... ale ich frekwencja czyli nieobecność na lekcjach z innych przedmiotów przekraczała 70 a nawet i 80 % godzin lekcyjnych...

Tu postawię pytanie tym, którzy doczytali do tego miejsca: czy jest sens mordować człowieka siedzeniem w szkole, kiedy on i tak nie uczestniczy w zajęciach ?


Drugi problem to udział w lekcji.

Uczniowie nie potrafią robić notatek w czasie lekcji. A jeżeli już coś zapiszą na kartkach, bo zeszytu z reguły nie prowadzą, to jest to po prostu nieczytelne, niekompletne i... do niczego...

Uczniowie zakładają, że wszystko jest w podręcznikach. A książek nie mają...

Lekcja ma trwać 45 minut. W ciągu 5 minut od dzwonka z reguły wszyscy uczniowie są już w klasie, na swoich miejscach i czas na sprawdzenie obecności. Próba przedstawienia uczniom tematu lekcji to kolejne 10 minut czasu, bo zanim to zapiszą, trzeba powtórzyć temat kilka razy. Próba przepytania uczniów z przerobionego materiału jest skazana na niepowodzenie, bo uczniowie nie prowadzą notatek i nie bardzo wiedzą, gdzie szukać treści lekcji... Tutaj dochodzimy do układu podręcznika.

Podręczniki są przygotowywane przez kadrę specjalistów. Z reguły są to książki przeznaczone dla studentów i bazują na programie studiów magisterskich. W technikum, gdzie uczy się młodzież jeszcze przed uzyskaniem matury, wymagania dydaktyczne są nieco inne. Układ podręcznika nie zawsze jest skorelowany z programem szkoły średniej.

No i język wykładowcy wyższej uczelni nie zawsze jest zrozumiały dla młodzieży po szkole podstawowej...


Jak w tej sytuacji edukować młodzież ?

W pełni jestem przekonany do kształcenia młodzieży w systemie edukacji domowej. Uczniowie nie mogą przebywać w szkole po 6-7 godzin każdego dnia. To jest tylko strata czasu. Uczeń nie przygotowuje się z lekcji na lekcję, bo nie ma na to po prostu czasu. Zawsze powstają jakieś zaległości, bo niektórzy nauczyciele są tak okrutni, że ich przedmiot jest jedyny i wymuszają od uczniów wykuwanie całych stron podręcznika na pamięć. Niekoniecznie ze zrozumieniem, ale muszą powtórzyć wszystko z dokładnością do jednego słowa... Takie podejście wymusza rezygnację z uczenia się innych przedmiotów ze szkodą dla całości procesu kształcenia.

Tu widzę miejsce do systemu edukacji domowej, gdzie uczeń otrzymuje materiał do opracowania. To można wykonać także i zdalnie, gdzie młodzież ma kontakt z nauczycielem drogą elektroniczną. Co pewien czas potrzebne jest spotkanie w większej grupie, gdzie nauczyciel domówi zagadnienia, które będą uczniom przydatne do uzupełnienia wiedzy.

Te zajęcia powinny być jak najbardziej obowiązkowe i niekoniecznie w obecności wszystkich uczniów. W niektórych przypadkach jest sens przeprowadzenia lekcji w mniejszej grupie, w innych z udziałem już całej klasy.

Zdalne kształcenie ma też jeszcze jedną pozytywną możliwość. Chodzi o poszerzenie pozyskania uczniów z odległości znacznie większej, niż odległość codziennego dojazdu do szkoły i powrót do domu. Uczniowie z większych odległości z reguły są bardziej zainteresowani uczeniem się w konkretnej szkole, stąd ich praca zdalna jest znacznie bardziej zaawansowana w stosunku do uczniów, którym szkoła jest bardziej obojętna.


Wnioski podsumowujące rozważania:

Kształcenie zdalne w mojej ocenie jest znacznie skuteczniejsze i wyższej jakości, niż obecny system kształcenia.

Kształcenie zdalne wymaga w mniejszym stopniu dostosowania programu nauczania i w większym stopniu przygotowania odpowiednich podręczników. Nie muszą one być drukowane. Wystarczy ich postać cyfrowa.

Dobrym rozwiązaniem jest zlecenie opracowania materiałów dydaktycznych specjalistom, którzy uwzględnią wiek uczniów - którzy rozpoczynają edukację w szkole średniej w wieku lat 14-15 i kończą jako osoby już pełnoletnie. Jest to ogromna zmiana mentalności poszczególnych osób w tym czasie.

Jako dodatkowy element doboru młodzieży w klasie już od pierwszej klasy szkoły podstawowej zrezygnowałbym z klas koedukacyjnych. Wiąże się to z szybszym dojrzewaniem dziewcząt w stosunku do chłopców tego samego rocznika. Prowadzi to do inicjowania związków nie gwarantujących trwałości, bo dziewczyna pod koniec edukacji jest bardziej dojrzała niż chłopak tego samego rocznika  - prowadzi to do różnych zaburzeń emocjonalnych, które zakłócają relacje ich związku, w stosunku do małżeństw -gdzie chłopak jest starszy od swojej partnerki o kilka lat. W polskim systemie oświaty klasy koedukacyjne wprowadzili Sowieci po 17 września 1939 roku, po wkroczeniu na obszar Polski.


Uważam, że tegoroczne egzaminy końcowe szkół podstawowych i średnich warto przełożyć na jesień tego roku lub na przyszły rok szkolny, bo i taka sytuacja może mieć uzasadnienie.

Warto jednak zebrać doświadczenia nauczycieli i uczniów, aby stworzyć zupełnie nowe i bardziej racjonalne warunki z przewagą prowadzenia zajęć technikami zdalnymi.

Należy też poważnie zastanowić się nad celem kształcenia - czy uczeń ma opanować wiedzę w taki sposób, aby umiał znaleźć się w niemal wszystkich sytuacjach, które mogą go spotkać, czy też system edukacji ma przygotować ucznia do zdania egzaminu końcowego po kursie nauki w danej szkole...

nauczyciel zawodu i praktyk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo