Jarosław Gowin od dłuższego czasu zachowywał się jak klasyczny masochista. Jakby chciał zmusić Tuska do przeprowadzenia dymisji.
Tą masochistyczną skłonność możnaby jedynie porównać z zachowaniem ziobrystów przed ich usunięciem z PiS-u. Pozowanie na męczennika nie wyszło na dobre byłemu ministrowi sprawiedliwości i podobnie może skończyć się w przypadku Gowina.
Ostatnia wypowiedz ministra o polskich zarodkach w rękach bezwzględnych niemieckich naukowców wypowiedziane w chwili, gdy premier wymieniał uprzejmości z Angelą Merkel mogą świadczyć o zatracie instynktu samozachowawczego Jarosława Gowina. Chyba, że przedstawiciel konserwatystów w platformie planuje jednak rzucić rękawicę Tuskowi w wyborach na prezesa PO.
Jednak nie wróżę sukcesu byłemu ministrowi sprawiedliwości. Po przegranej w wyborach na przywódcę PO nie pozostanie mu nic innego jak próba stworzenia nowego ugrupowania politycznego.
Jednak nie takie to proste zbudować od podstaw nową partię polityczną. Powołać do istnienia jeszcze paru politykom się udało, ale sukcesów tu nie odnotowano. Paru polityków od lewa do prawa dobitnie się o tym przekonało, że nie wspomnę Marka Borowskiego, Pawła Piskorskiego, Marka Jurka, a z nowszych secesjonistów Pawła Kowala czy Zbigniewa Ziobro.
Co dalej z Jarosławem Gowinem? Prawdopodobnie podzieli los Jana Maria Rokity, Andrzeja Olechowskiego czy byłego prezydenta Warszawy Pawła Piskorskiego.
Pięć minut w mediach, a później polityczny niebyt.
