Panie kierowniku, panie kierowniku!- sprint w gumofilcach był jedną z trzech opanowanych do perfekcji umiejętności Nowaka – Panie kierowniku! Jest, mamy! – wymachując rękami przeskoczył nad zwaloną byle jak stertą zbrojenia, łopocząc przy tym, niczym Batman, połami fartucha wylądował w zabarwionej cementowym pyłem kałuży. Nie zważając na rozbryzgi z głośnym mlaśnięciem postąpił w stronę szefa, zbyt energicznie jednak uległ nakazom swego instynktu, zsuwające się z prawej stopy obuwie ukazało światu markową skarpetę gustownie dobraną pod głęboki granat roboczych ogrodniczek. Jedna z mętnych kropel doleciała aż do stóp Don Alda, kalając błyszczącą czerń jego lakierowanych trzewików. Nowakowi nie trzeba było patrzeć w twarz kierownika, nim wzuł wydobyty z błota kalosz, rękawem próbował zetrzeć plamę swej gorliwości, szybszy jednak okazał się towarzysząc szefowi cieć, nigdy nie rozstający się ze swym mopem.
- „Źle” - pomyślał gramolący się Nowak.
- Co tak krzyczysz Sławciu? – głos jakim Don przemawiał do swych pracowników przesycony był dobrotliwą surowością.
- Szefie, jest! Mamy prezia! – Opalona i wykremowana twarz robotnika rozciągnęła się w ćwiczonym przed lustrem uśmiechu, jednak czujne oczka świdrowały Alda szukając najmniejszych nawet znaków.
- Oj Sławciu – głos stał się jeszcze bardziej dobrotliwy, szef był dziś łaskaw – wiemy. Przecież rada nadzorcza postanowiła, a jak rada coś powie to nawet ja …- tu zawahał się chwilę, cieć stojący obok zaszurał nogami – eeeee, co ja ci będę opowiadał.
Nowak ze zrozumieniem pokiwał głową – Rada, to nie jakaś pieprzona budowa, tam się dostać – słodka mgła przysłoniła mu wzrok, na chwilę.
- I powiedzmy to sobie od razu – głos Dona stwardniał nagle – dupy dałeś Sławciu. Gdyby nie ja i rada oczywiście – dodał szybko – g… byśmy mieli. Położyłeś tę kampanię, tylko moje zaangażowanie i pomoc rady uratowała nas przed porażką Bronka.
- Szefie, przecież wiesz jak ciężko było, TVPiS nie dało nam oddechu i ten Pospieszyński z filmem, Lichowocka i reszta pluli na nas. A w sieci, tam mamy za mało przyjaciół, mówiłem, zamknąć to wszystko. – Twarz Dona nie drgnęła nawet, Nowak zmienił taktykę. – Szefie gdyby nie ty – pierwsza kropla wazeliny wsiąkała w błoto – i pomysł z kotem, nawet Bronek nie mógł tego spieprzyć, a wiesz jaki on jest, gdybyś ty startował było by po wszystkim już w pierwszym rozdaniu. Co ja gadam już przed!
- Tak myślisz – Don ożywił się trochę.
- Szefie, na bank! – Nowak zaczął wierzyć w to co mówił, był w tym naprawdę dobry – Dali byśmy takie, ooooo takie wielkie bilbordy z twoim zdjęciem i hasło „Prezes z Gdańska”, albo …
- Co ty mi tu … - Don oprzytomniał, przerwał ostro i zmęł w ustach przekleństwo, aż pręgowany kocur ze świńskim ryjem, ewidentny mutant, wylegujący się opodal, wstrząsnął nerwowo głową. Nowak zrozumiał że przesadził, właśnie zaczął rozważasz czy czas już klękać, gdy od baraku doleciał jakiś hałas, jakby piłą jeździł ktoś po arkuszu blachy. Wszyscy zastygli, dopiero po chwili wyłowili z jazgotu słowa pani Ewy.
- Szefie! Zbierają się!
Don spojrzał groźnie na kulącego się Nowaka, kiwnął tylko głową i w towarzystwie ciecia i kota ruszył w stronę baraku. Nowak snuł się na końcu.
Przy stole nakrytym biało-niebieską ceratka upstrzoną w pomarańczowe logo firmy „Zgoda buduje” sp. z o.o. rozwalił się Bronek Gajowy. Stała przed nim szklanka w aluminiowym koszyczku w większej połowie pusta w mniejszej zaś wypełniona mętnym mułem czarnych fusów. Zza musztardowych szkieł wpatrywały się w naczynie nalane oczka, pod wąsem błąkał nic nie znaczący uśmiech.
– Jestem jak ta szklanka – pomyślał Bronek – sam, w wielkim świecie. Może by o tym jakiś wiersz napisać?
Niestety, nie dane było światu poznać efektów filozoficznej zadumy, zamieszanie spowodowane wejściem Don Alda, ze świtą, rozproszyło rzadkie myśli siedzącego. Uniósł głowę i rozciągnął usta na widok przybyłych, wbrew pozorom, za gestem tym znowu nic się nie kryło. Grupa z szefem na czele wypełniła barak hałasem. Pani Ewa zebrawszy zamówienie szybko poleciała przekazać je bufetowej, ta podskakując na krótkich nóżkach, przyniosła szklanki, dwa termosy, butelkę wody mineralnej „Ostromecko” i ciasteczka.
- Jest cola dietetyczna? – nieśmiałe pytanie Nowaka bufetowa skwitowała krótkim kwiknięciem i wyszła. Panie Ewa obsługiwała Dona.
Kocur ze świńskim ryjem położył się u stóp Gajowego, który podtykał pod nos cieciowi swój serdelkowaty palec, ten z kupionym na pchlim targu sygnetem. Cieć nie zamierzał tracić czasu na oglądanie po raz 1001 wyrobu Cepelii, namierzył był właśnie talerzyk z ciasteczkami i pełne ich garście wpychał do kieszeni służbowej marynarki.
- Gdzie Grzesiek – Don spojrzał na Panią Ewę
- Ściga się, walcem – odparła
- Z kim?
- Nooo, ze Stefanem, na koparze.
- Wołaj ich tu zaraz Ewuniu. – Don z Panią Ewą znali się z dawnych czasów, temu właśnie Pani Ewa zawdzięczała swoje stanowisko, choć wszyscy wiedzieli, że poprzednia firma w której pracowała, do dziś tonęła w długach jakie Pani Ewa narobiła rozwijając swój dział. Dźwięk piłowania blachy wybił się ponad dudnienie silników ciężkich maszyn. Już po chwili do baraku weszli, Grzechu ze Stefanem. Ten pierwszy rozejrzawszy się, jak rozłożone są krzesła przy stole, usiadł tak by mieć wszystkich na oku. Stefan zaś nie mógł się oprzeć wewnętrznemu parciu, wybrał miejsce najbliżej oka kamery monitoringu zamontowanej w rogu pomieszczenia.
Zaczął szef.
- Wiecie już wszyscy. Wspólnym wysiłkiem, rady, moimi i naszych przyjaciół, udało się przeforsować kandydaturę kolegi Gajowego na prezesa firmy. – szmer aprobaty wypełnił barak, Bronek odruchowo wygładził nową marynarkę i rozciągnął usta, nikt nie zwrócił na to uwagi, wiedzieli, że to bez znaczenia – wreszcie otwierają się przed nami perspektywy na miarę naszych możliwości – szmer przycichł, zapowiadało się na jedno z wielogodzinnych przemówień do których zdolny był Adla, jednak dzwonek czerwonego telefonu stojącego na biurku zamknął scenę. Pani Ewa ruszyła w stronę aparatu, zawsze czujny cieć ubiegł ją odbierając rozmowę.
- Zdrastwujcie – cieć był poliglotą - Da, da, haraszo – rozmowa była krótka i treściwa, jak to zwykle z centralą. Wszyscy czekali na koniec, Don sam dolał sobie wody, dla odmiany. Stuk słuchawki o widełki zlał w jedno ze startującym do pracy faksem, oczy zgromadzonych zwróciły na urządzenie z którego spłynęła zapisana maczkiem kartka.
- Obsadę biura prezesa mamy załatwioną – powiedział cieć.
Bronek podskoczył chcąc jako pierewszy odczytać nazwiska swoich współpracowników, Alda przyglądał mu się, bez sympatii, mogło to znaczyć wiele.
- Co z resztą? – pytanie szefa zwrócone było w stronę ciecia
- Sami mamy załatwić – padło w odpowiedzi. Don odprężył się wyraźnie.
CDN
być może
Inne tematy w dziale Rozmaitości