Przeczytałam wczoraj artykuł w "Uważam, Rze" autorstwa Pauliny Wilk pt. "Podróże już nie kstałcą" i po prostu zatkało mnie z wrażenia. Autorka już w pierwszej kolumnie winą za kolejne bankructwa biur podróży obarcza.....tak, nas. Panią, pana, mnie, ciebie. To my wszyscy, te rozbisurmianione 20 latami dobrobytu polaczki jesteśmy winni temu, że biura podróży bankrutują. To nasza wina, że firmy sprzedają swoje usługi po zaniżonej cenie, a my je wykupujemy. Bo jesteśmy tak żłaośni, że jedyne czego się nauczyliśmy, to gonić za okazją.
Dalej jest jeszcze lepiej. Okazuje się bowiem, że jako naród zupełnie nie potrafimy podróżować. To kolejna nasza wredna narodowa przywara. Czy ta lista kiedyś się zamknie? Już mówili nam setki razy, że jesteśmy zaściankowi, ciemni, zamknięci, ksenofobiczni, zazdrośni, mściwi, nie umiejący sie cieszyć. A tu jeszcze na okrasę nawet redaktor pokazuje nas jako ostatnich buraków, co to po 89 roku nie wykorzystali szansy i nie umieją nawet porządnie zorganizować sobie wczasów.
Cóż rozsierdziło tak panią redaktor? Ano to, że wielu Polaków wykupuje sobie wczasy w zamkniętych ośrodkach wypoczynkowych takich jak np. w Hurgadzie i nie wychyla stamtąd nosa. Pani redaktor nawet wie dlaczego - ponieważ uważamy świat za murami takich wczasowisk za odrażający, brudny, zły i dziki. Skąd ona ma takie informacje, który dom badawczy jej taki raport opracował, tego już pani redaktor nie podaje. A szkoda. No, chyba, że jest jeszcze taka możliwość, że pani redaktor nie nie korzystała z informacji i raportów domów badawczych, tylko z własnego doświadczenia. Nie mam pojecia więc, skąd u niej ta zuchwałość, by przenosić swoje fobie na wszystkich pozostałych. Wygląda mi to na jakieś zarażanie się morowym powietrzem panującym w większości redakcji.
Są jeszcze inni letnicy, którzy wybierają odmienny sposób wypoczynku, a więc jeżdżą za małe pieniądze po dalekich krajach, tanimi lokalnymi środkami tranfortu, nawiązują znajomości z tubylcami, a potem po powrocie zapraszają znajomych na pokazy zdjęć i degustację egzotycznych przysmaków.
Taki sposób spędzania wakacji również zniesmacza panią redaktor, która nawet nie stara się ukrywac pogardy do takich osób. Najbardziej bolą ją te pieniądze, które Polacy wydają na wakacje- za małe. Bo według niej podróże są zarezerwowane tylko dla wybranych czyli takich, którzy już nie mają pomysłu na wydawanie kasy i mogą "fundnąć" sobie podróż gdzie chcą. Reszta, cały ten plebs powinien pamiętać, że nie dla psa kiełbasa i siedzieć grzecznie latem przed tv i rozkoszować się przygodami Martyny Wojciechowskiej. A może i samej pani redaktor, Pauliny Wilk.
Ja naprawdę nie rozumiem, o co tej kobiecie chodzi. Bo ona oczywiście nie podaje nam przepisu na najlepsze, nie takie polaczkowate wczasy i wyjazdy. Wszystko źle, wszystko co robimy, czego sie tkniemy, od razu zamienia się w "wiochę".
Dlaczego szukanie okazji, tańszego przelotu, tańszego hotelu, to coś nagannego? Pani redaktor pisze, że nie sprostaliśmy (jak zwykle) nowym czasom i nie wykorzystaliśmy otwarcia granic. A z drugiej strony tłumaczy nam, że co z tego, że granice otwarte, jak podróżować, to inni, nie wy.
Ja nie chciałabym nigdy wybrać się na wczasy typu all - inclusive, bo mnie to zupełnie nie kręci, ale jestem w stanie zrozumieć steranych całoroczną pracą ponad siły ludzi, którzy chcą po prostu wypocząć, mieć te dwa tygodnie spokój i po prostu oddalić się od codziennych problemów i tysięcy spraw. Co w tym jest nagannego?
Wakacje nie muszą być czasem spędzanym wyczynowo, trudno uciec od komercji i konsumpcjonizmu. Ale co to za problem? Z jednej strony jesteśmy bombardowani propagandą sukcesu, namawiani do konsumowania wszystkiego, korzystania z okazji (łap okazję!).Tłumaczy sie nam, ze świat stoi otworem i wszystcy mają do wszystkiego prawo.
Gdy jednak chcemy te hasła egzekwowac w praktyce, od razu dostajemy linią po łapach, lekcję pokory i pogrożenie paluszkiem: nu. nu, polaczku, nu nu.
Inne tematy w dziale Polityka