Moja Żona bardzo długo złościła się na mnie za to, że nie chcę jej codziennie mówić o tym, że ją kocham. Fakt, nie chcę. Ale nie dlatego, ze jej nie kocham tylko dlatego, że uważam, że nadużywanie słów ciężkiego kalibru powoduje ich dewaluację. A wtedy jakże znaczące „kocham Cię” natężeniem zawartych w nim emocji przestaje się różnić od „wynieś śmieci” albo „mógłbyś wynieść te butelki po piwie”. Pewna wstrzemięźliwość wydaje mi się więc tutaj całkiem uzasadniona
Mnie również zdarza mi się czasem popaść w patos, a nawet zdarza się, że taki patos wydaje mi się w jakiejś sytuacji całkiem usprawiedliwiony. Istnieje jednak słowo, z którym staram się obchodzić szczególnie ostrożnie. Tym słowem jest patriotyzm. Iluż to ludzi z tym słowem na ustach dokonało rzeczy głupich. Choćby taki niesławnej pamięci Eligiusz Niewiadomski. Iluż czyny nie dorosły do patriotycznych deklaracji. A czy ja w chwili próby okazałbym się go godny? Chciałbym wierzyć, że tak ale czy wystarczyłoby mi odwagi?
Dlatego staram się być w szafowaniu nim ostrożny. Podobnie jednak jak nie mogę odmówić Żonie prawa do powtarzania mi codziennie, że mnie kocha, nie mogę innym odmówić prawa do „używania” patriotyzmu tak często jak tego sobie życzą. Nie odmawiam tego prawa nawet politykom, którzy w swojej masie nader często mają tendencję do dewaluowania przeróżnych ciężkiego kalibru określeń, bo a nuż ten konkretny akurat nie łże?
Jest jednak pewien sposób nadużywania słowa patriotyzm, którego nie lubię (na własny użytek nazywam go poppatriotyzmem). Sposób, który wydaje mi się poszukiwaniem pewnej oryginalnej autoekspresji, sposobem na wyróżnienie się z tłumu na zasadzie „skoro wszyscy są dziś są tacy postępowi to ja będę oldskulowy”. Fajnie, o wartości konserwatywne warto dbać ale czy nie jest to stawianiem wozu przed koniem? Bo czy to my mamy obowiązek być patriotami czy to patriotyzm ma obowiązek ładnie nas w towarzystwie sprzedać?
Doskonałym przykładem poppatrioty wydaje mi się Wojciech Cejrowski. Podróżnik, którego programy przyrodnicze wprost uwielbiam (ich zestaw towarzyszył mi np. wtedy kiedy leżałem w szpitalu czekając na operację łokcia, wszystkie odcinki obejrzałem po kilka razy). Prywatnie zawołany prawicowiec, który swoimi tekstami, wystąpieniami i działalnością publiczną pragnie zaświadczyć o swoim przywiązaniu do tradycyjnych wartości takich jak patriotyzm. Ale polskim paszportem rzucił. Na rzecz ekwadorskiego. Bo podatki niższe.
W środowisku poppatriotycznym taka postawa spotyka się ze zrozumieniem. Bo poppatrioci są oczywiście polskimi patriotami. Tyle, że chodzi im o inną Polskę. Oni są patriotami Polski przez nich wyidealizowanej. Takiej, w której rządzą „nasi”. Takiej, w której obowiązuje „nasza” wersja prawdy. Takiej, w której „nie nasi” siedzą cicho. Takiej, w której wszyscy są tacy mądrzy jak oni.
A obecna Polska jak to kraj leżący nie na szczycie Parnasu ale w dość podłym geopolitycznie miejscu po raz trzeci już w historii doskonała nie jest. I pewnie nie będzie, choć nie zwalnia nas to z obowiązku nieustającej pracy nad jej udoskonalaniem. Z tym, że taki obowiązek pracy wydaje się poppatriotom mało szlachetny. Bardziej atrakcyjna wydaje im się postawa wewnętrznej emigracji i oczekiwania na ich Polskę doskonałą. I za taką Polskę gotowi byliby umierać, bo przecież nie za jakieś kondom...kondor...kondoninium.

Inne tematy w dziale Polityka