Kiedy rząd Donalda Tuska chwali się osiągnięciami to pomiędzy kastracją pedofilów a przeniesieniem handlu dopalaczmi z ulic do sieci wymienia zwolnienie młodzieży z obawy przed obowiązkową służbą wojskową. Taki obrót sprawy jest z pewnością dla młodzieży jak najbardziej na rękę a koncepcja armii zawodowej wydaje się być koncepcją ze wszech miar słuszną. Czy jednak chęć sprawienia przyjemności młodzieży powinna być podstawą motywacją budowy armii? Chciałbym znać odpowiedź na pytanie jakiego konkretnie, w kilometrach proszę, odcinka naszej granicy jest w stanie bronić nasza bezpieczna dla młodzieży armia?
Pamiętam jak rzad Donalda Tuska targował się o kilka tysięcy liczebności przyszłej armii ze świętej pamięci Lechem Kaczyńskim. Pewnie, bo i po co nam armia skoro wkoło sami sojusznicy? W imię tego przekonania tylko w tym roku złożyło wymówienia ponad dwa tysiące żołnierzy.
Odnośnie liczebności armii urzedników rząd nie ma podobnych zahamowań. Tylko od czasu kiedy Donald Tusk ogłosił chęć zwolnienia 10 proc. urzędników przybyło ich dziesiatki tysięcy. Długonogie znudzone pipki z partyjnych młodzieżówek, kolesie od roznoszenia ulotek i ci z którymi po prostu coś trzeba zrobić ponieważ do niczego innego się nie nadają. Niepodważalne zasługi w budowaniu tej armii darmozjadów mają również wszystkie poprzednie rządy ale podtrzymywanie tej sytuacji oraz brak skuteczności w walce z nią a nawet jej pogorszenie bez wyrzutów sumienia można złożyć na barki rządu Donalda Tuska.
Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego odwołujacym 10-proc. zwolnienia jest podobno nowy plan. Aż strach pomysleć ilu nowych pasożytów będziemy musieli dzięki niemu utrzymać. I tutaj mówię STOP.
p.s. tekst jest z nowym rysunkiem ale zwyczajowy "nowy rysunek" nie zmieścił się już w tytule:)

Inne tematy w dziale Polityka