Kiedy ileś tam lat temu stałem w tłumie na festiwalu Basowiszcza w lesie koło Gródka na Podlasiu krzyczałem "Żywie Biełaruś!" razem z tymi wszystkimi Białorusinami, którzy przyjechali do Polski po to żeby móc wykrzyczeć swoją niezgodę na szmacenie swojego kraju przez prymitywa ze śmiesznymi wąsami wtedy na widok zakazanych ciągle na Białorusi biało-czerwono-białych flag płakałem ze wszytskimi. Kiedy kilka lat później stałem razem z kilkoma i Polakami i Białorusinami pod ambasadą Białorusi lżąc na różne sposoby ostatniego dykatatora Europy miałem poczucie, ze robię coś ważnego. Kiedy prosili mnie żebym został jednym założycieli Związku na rzecz Demokracji na Białorusi również miałem takie poczucie. Prawdę mówiąc kiedy potem bardziej i mnie i ich wciągnęła codzinność miałem poczucie straty. Wierzę jednak, że choć na emigracji zostali biznesmenami, dziennikarzami, ojcami i mężami to sprawy ojczyzny są dla nich nadal nadzwyczaj istotne.
Agnieszka Romaszewska jest dla mnie kimś szczególnym. Kimś na scenie publicznej wyjatkowym, kimś kogo podziwiam. Jako szef Biełsatu zajmuje się sprawami, które uważam za istotne również z naszego polskiego punktu widzenia. Dla Białorusi możemy i w jakimś stopniu jesteśmy Piemontem. Gdyby kiedyś Białoruś wybrała drogę niepodległości i demokracji na zachodnią modłę, pamięć pomocy jakiej jej na tej drodze udzieliliśmy moze być nie do przeceniania. Tym bardziej, ze ciągle cierpimy na deficyt poczucia bezpieczeństwa na wschodzie. Agnieszka Romaszewska to rozumie i realizuje założenia idei nie "pouczania Białorusinów" ale łamania monopolu informacyjnego jakim na Białorusi dysponuje prymityw Łuka.
W wywiadzie w dzisiejszej Rzeczpospolitej Agnieszka Romaszewska mówi, że nie wierzy w wybuch społeczego buntu pod wpływem konsekwencji tonięcia białoruskiej gospodarki uzależnionej od rosyjskiej łaski. Nie wierzy przede wszystkim ze względu na atomizację społeczeństwa zniszczonego dziesięcioleciami komuny, brak tradycji państwowości i w podtekście legendarną białoruską stoicką postawę pozwalającą przetrwać każdego ciemiężyciela. I tu się nie zgadzamy. Owszem, wszystkie wymienione elementy sprawiają, ze poprzeczka minimum koniecznego do wybuchu takiego buntu zapewne wisi na Białorusi wyżej ale to nie znaczy, ze nie istnieje. Białorusini już się przyzwyczaili do swojego państwa. Co zrobią kiedy Rosja w jeszcze bardziej otwarty sposób wyciągnie łapska po jego pzrecenione aktywa? A nawet jeżeli wtedy nie zrobią nic to ich sytuacja ekonomiczna pogarszajaca się dynamicznie w końcu musi osiągnąć jakiś pułap graniczny. I wtedy ci, którzy zostali już biznesmenami, ojcami i mężami przypomną sobie, że mają jescze coś do załatwienia.
p.s. aTU można kupować kubki z rysunkami:)

Inne tematy w dziale Polityka