Największy problem polskiej polityki zagranicznej jest natury wewnętrznej i sprowadza się do braku zdeniniowanej i powszechnie akceptowanej racji stanu oraz prób wykorzystywania i wykorzystywaniu sił zewnętrznych do rozgrywek wewnętrznych. Zastanawiam się czasem ile razy musimy utracić niepodległość żeby się nauczyć, że ów źle ukierunkowany transfer może się źle skończyć? I dochodzę do wniosku, że okres rozbiorów i komuny to za mało.
Symbolami nieporadności pisowskiej polityki zagranicznej była lizbońska porażka oraz, co jest tajemnicą poliszynela, nieumiejętność współpracy Anny Fortygi z własnym ministerstwem. Nie jest nią natomiast depesza ujawniona przez Wikileaks. O ile dobrze zrozumiałem jej treść to jest nie tyle zdaniem amerykańskiej dyplomacji na temat polskiej minister co przekazaniem krążących po polskim MSZ plotek na jej temat. Za to za absolutnie naganne i sprzeczne z polską racją stanu uważam wykorzystywanie jej, w manipulacyjny zresztą sposób, w kampanii wyborczej przez polityków koalicji rządzącej oraz zaprzyjaźnione z nimi media. Gdyby administracja amerykańska rzeczywiście miała takie zdanie na temat Fotygi jak sugerować usiłują mainstreamowe papugi byłoby to porażką nie PiS tylko Polski.
Kwestia smoleńska a w szczególności sprawa poprzedzającej katastrofę "gry" prowadzonej przez Tuska z Putinem. Nie jestem fascynatem określenia "przemysł nienawiści". Politycy przede wszystkim powinni mieć twarde zadki. W dodatku jeśli ów przemysł istniał czy istnieje to jego ojcami założycielami były pospołu środowiska PiS i PO. Różnica polega jedynie na tym, że jedno ze środowisk okazało się w produkcji nienawiści skuteczniejsze. A jednak to administracja Donalda Tuska, jak można domniemywać, tak układała wraz z administracją rosyjską harmonogram obchodów rocznicy Katynia żeby Kaczyńskiego z obbchodów wysiudać a kiedy okazało się to niemożliwe przynajmniej tak żeby obniżyć rangę jego wizyty. Jeśli kto woli mozna nie używać słowa "gra", można to nazwać inaczej ale fakt pozostaje faktem. Koszmarnym faktem.
Świadomością tego głównego problemu polskiej polityki zagranicznej wykazał się podczas ostatniej debaty przedwyborczej Paweł Kowal. Jeśli dorzucę do tego, będący również moim udziałem choć dziś niemodny, sentyment do koncepcji Giedroycia oraz uparte zadawanie pytania o to "dlaczego, skoro nasz własny potencjał w tym zakresie ma wzrosnąć, koalicja uwiązała nam u szyi kosztowny kontrakt gazowy z Rosją?" to pozostaje mi tylko z ulgą stwierdzić, ze jest ktoś na scenie politycznej, z kim w dziedzinie polityki zagranicznej się zgadzam. Żółwik Panie Kowal.

Inne tematy w dziale Polityka