Mówi mi się ostatnio: Dałbyś już spokój Cezary, zobacz, nawet Tusk zrozumiał, że Putin i Rosja nie są partnerami do równorzędnej rozmowy. I niby jakaś racja w tym jest, dużo wskazuje na to, że Tusk i jego ludzie pod wpływem miarowego szumu silników nadjeżdżających rosyjskich czołgów gwałtownie zmądrzeli. Nagle zaczęli się interesować polską armią, polityką wschodnią, sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi. Chłopcy jakby nagle spoważnieli. Czy jest to powód żeby im pod względem zaufać?
Przypomnijmy sobie Tuska, Sikorskiego i Komorowskiego sprzed ukraińskiej zawieruchy. Tusk obściskuje się po kątach z Putinem, zrzeka się jakiegokolwiek istotnego wpływu na śledztwo dotyczące równie tragicznej co tajemniczej śmierci polskiego prezydenta, jego żony i prawie setki przedstawicieli politycznej elity kraju, odrzuca w tym zakresie jakąkolwiek pomoc zachodnich sojuszników, jego rząd uzależnia nas od rosyjskiego gazu na dziesięciolecia, przeciwko czemu protestuje nawet prorosyjska Unia Europejska. Sikorski zraża do Polski, traktując z butą i z buta kraje takie jak Litwa czy Ukraina, podczas gdy polska administracja naraża białoruskich opozycjonistów jak w przypadku Alesia Bialackiego i składa hołd Niemcom uznając ich europejską supremację. Komorowski bierze sobie na doradców Wojciecha Jaruzelskiego, komunistycznego bandytę fetowanego na moskiewskich salonach, Romana Kuźniara, antyamerykańskiego i dziwnie prorosyjskiego politologa. Taki jest stan rzeczy sprzed klipów na tle setki polskich flag.
Jaką mamy sytuację dzisiaj? Niemcy mają nas w d..pie, nie pędzą żeby nam w obliczu rosyjskiego zagrożenia pomagać, w Polsce nie stacjonują niemieckie myśliwce, za to amerykańskie i owszem. Nie wiem czy obecność amerykańskich żołnierzy w Polsce będzie istotnie zwiększona, nie do końca w to wierzę, szczególnie w sytuacji prowadzonych już amerykańsko – rosyjskich negocjacji, ale z całą pewnością jest to obecność o wiele bardziej prawdopodobna niż obecność jakichkolwiek jednostek niemieckich. Myślę, że tę oczywistość wykorzystuje Jarosław Kaczyński kiedy wkłada nogę pomiędzy Tuska i Merkel mówiąc, że nie życzy sobie niemieckich żołnierzy. Nic nas to nie kosztuje, i tak by tu ich nie było, a nieco uprawdopodabnia to zmianę wektorów polskiej polityki zagranicznej.
No właśnie, na ile jest to zmiana prawdopodobna? Piotr Maciążek, publicysta Defence24.pl, którego skądinąd bardzo szanuję twierdzi, że bardzo. Nie podzielam jego optymizmu. Warto zauważyć jak „wojenna” retoryka” Tuska nagle złagodniała po wizycie Merkel. Tusk, połechtany sukcesem wizyty Jarosława Kaczyńskiego na Majdanie, miał „budzić” Europę” dla spraw Ukrainy. A to Europa, a właściwie królowa Europy Angela Merkel przyjechała go uśpić. I od tej pory Tusk już powtarza, że „nie da się sprowokować” a Steinmaier ośmiesza Sikorskiego, poddając w wątpliwość jego słowa o jakiejkolwiek znaczącej obecności NATO w Polsce. W dodatku prowadzone obecnie rosyjsko – amerykańskie negocjacje już nazywane są nową Jałtą. Wracając do koncyliacyjnego języka i dystansując się de facto od obrony ukraińskich interesów, Tusk, ewentualne ustalenia prowadzące do ustalenia nowej linii demarkacyjnej pomiędzy Rosją a Zachodem. żyruje. Ktoś powie, że i tak nie byłby w stanie im zapobiec. Być może, choć Polska niejednokrotnie udowodniła, że potrafi, pomimo relatywnie niewielkiego potencjału geopolitycznego, wpłynąć na bieg historii. Nie oznacza to jednak, że musi je milcząco akceptować, biorąc, niestety również w naszym imieniu, na siebie część odpowiedzialności.
I tak w ciągu kilku tygodni Tusk i kamanda przeszli ekspresową metamorfozę od podejrzanie bezmyslnego rusofilstwa, poprzez pobrzękiwanie szabelką, do tzw. „rozsądku”. A warto pamiętać, z jaką łatwością Rosjanom udawało się na ich politykę wpływać przy pomocy narzędzi związanych z katastrofą smoleńską. Tak naprawdę możemy się tylko domyślać czym dysponują w tym zakresie ludzie Putina. To nie zniknęło i na pewno się jeszcze przyda. Wpływ prorosyjskich Niemców na obecny polski rząd również nie zniknie z dnia na dzień. Dziwni doradcy Komorowskiego nadal są jego doradcami. Wystarczy więc, że sytuacja ulegnie jakiej takiej „normalizacji” a Donald Tusk, Radosław Sikorski i Bronisław jeszcze zaśpiewają i po niemiecku i po rosyjsku. Na przykład podczas Roku Rosji w Polsce.
Inne tematy w dziale Polityka