Braciamokwe Braciamokwe
876
BLOG

Marsz Papieski w Warszawie czyli do czego potrzebne są psy pasterskie?

Braciamokwe Braciamokwe Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 12
Filmiki z Internetu – stado owiec i border colie – psy pasterskie, które jakoś ostatnio zrobiły się popularne. (...) Owce tłoczą się w wąskim przejściu, zbijają ciasno i nieruchomieją, bo nie mogą iść naprzód. I pies, który niemal przelatuje na początek tego korka po grzbietach owiec i jakoś go odblokowuje – owce pobekując raźno biegną do przodu. Ten ostatni obrazek przypomniał mi się dzisiaj na Marszu Papieskim w Warszawie...

 
„Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza” (Mk 6,34)
Filmiki z Internetu – stado owiec i border colie – psy pasterskie, które jakoś ostatnio zrobiły się popularne. Wielkie stado, które dwa-trzy psy nie szczędząc wysiłku zaganiają i prowadzą w jednym kierunku. Obiegają naokoło wielkie stado, które ma skłonność do rozdzielania się i rozpraszania. Na rozległym, odkrytym terenie to musi być wyczerpująca praca.… Inny obrazek: Pies, biegnący dotąd za stadem idącym polną drogą okoloną niskim żywopłotem, wyskakuje w bok, pędzi do przodu i zastawia sobą boczną drogę, żeby owce w nią nie skręciły. Albo taki: Owce tłoczą się w wąskim przejściu, zbijają ciasno i nieruchomieją, bo nie mogą iść naprzód. I pies, który niemal przelatuje na początek tego korka po grzbietach owiec  i jakoś go odblokowuje – owce pobekując raźno biegną do przodu.
Ten ostatni obrazek przypomniał mi się dzisiaj na Marszu Papieskim w Warszawie. Nasze, ludzkie „stado” rozciągnęło się wielce. Początek dochodził do katedry, kiedy tył mijał Świętokrzyską. Nagłośnienie, choć imponujące, na taką odległość już nie działało i z tyłu szliśmy w milczeniu albo samorzutnie śpiewaliśmy papieskie pieśni; ktoś zainicjował Anioł Pański, gdy wybiła dwunasta. Na Placu Zwycięstwa z głośników, które znalazły się jakoś w naszym zasięgu, dobiegł apel, żeby iść do przodu, że czekają na Placu Zamkowym. Poszłam więc, wraz z moją współtowarzyszką, która na marsz przyjechała z Poznania, bokiem, wyprzedzając osoby idące głównym, powolnym nurtem ludzkiej rzeki. Pod Św. Anną zrobiło się ciasno i jakoś poniosło nas bokiem, za wieżą dzwonnicy, przejściem na schody wiodące w dół. Pod prąd wydobyłyśmy się na plac i – ku mojemu zdziwieniu - okazało się, że jest pustawo. Poszłyśmy naprzód, pod zamek, gdzie był duży telebim transmitujący to, co działo się w katedrze. Msza zaraz miała się zacząć. Zadzwoniłam do grupy, z którą szłyśmy na początku i okazało się, że tkwią gdzieś na dojściu do Św. Anny, w tłumie, przekonani, że dalej taki tłok, że nie ma co się przepychać.
„Co jest?” – zdziwiłam się. – „Jestem na Placu Zamkowym i jest tu raczej pusto. Luźne, rozproszone grupki. A tam nie można przejść?”. Postanowiłam sprawdzić. Na wysokości kolumny Zygmunto pusto niemal zupełnie, a dalej, koło dzwonnicy – ludzki wał. Wąską przecinką w tym ludzkim lesie wdarłam się w głąb i odkryłam, że tłum zatrzymał się przed dużym telebimem nadającym rozpoczynającą się właśnie Mszę, skutecznie blokując przejście innym. Przepchałam się w głąb, tłum był imponujący. Ci z tyłu nic nie widzieli, nawet telebimu, na szczęście dobrze było słychać. Paru osobom powiedziałam, że dalej jest miejsce, żeby szli na przód, ktoś podziękował i ruszył przed siebie, reszta stała ciasno, bezradna – jak te owce uwięzłe w wąskim przejściu na filmiku z Internetu. Część ludzi, zniechęcona, zawracała i odchodziła, zwłaszcza, że pogoda nie rozpieszczała.
Ten obraz –świecącego pustkami rozległego Placu Zamkowego, z dobrze widocznym telebimem umieszczonym u wylotu Świętojańskiej, i ludzkiego wału blokującego przejście tłumowi sięgającemu spory kawałek w Krakowskie Przedmieście - wydał mi się niedorzeczny. Zwróciłam się do panów, w większości słusznej postury, noszących dumną plakietkę „Straż Marszu” z prośbą, żeby coś zrobili, powiedzieli ludziom, że dalej jest miejsce, przeprowadzili tych z tyłu na przód.
- „Mówiliśmy, ale ludzie nie chcą” – powiedział jeden.
- „Już trwa Msza, ludzie uczestniczą, nie ma co przeszkadzać” – powiedział drugi”.
- „Tam jest szef” – trzeci wskazał roślejszego od innych mężczyznę, którego już wcześniej zdążyłam zaczepić w tej samej sprawie, tak samo bezskutecznie…
Co było robić, zawróciłam na świecący łysinami plac. Moja grupa jakoś się przedarła przez tłum – dzięki informacji ode mnie i temu, że mały oddziałek policji szedł, tworząc korytarzyk, z którego moi skorzystali… Ludzie z tyłu ruszyli tłumnie na przód w czasie Komunii i wtedy dopiero Plac Zamkowy się porządnie zagęścił
Może to błaha sprawa. Może się czepiam. W końcu, jakie znaczenie ma to, czy  ludzie stanęli na Placu Zamkowym, czy kilkaset metrów wcześniej? A że na nagraniach będzie widać pustawy plac i stąd można będzie wyciągać zupełnie mylne wnioski co do liczebności uczestników marszu, to w końcu drobiazg. A może jednak nie?
I wiem, ze ogarnięcie takiego tłumu nie jest proste. I to prawda, że nagłośnienie było na placu i w okolicach dobre, a ludzie stojący przed telebimem pod dzwonnicą Św. Anny i dalej na Krakowskim Przedmieściu uczestniczyli we Mszy w ciszy i skupieniu.
To że ludzie stanęli jak wryci przed telebimem pod Św. Anną nie dziwi za bardzo – pewnie nie dostrzegli, że u wylotu Świętojańskiej jest drugi telebim, woleli zostać tam, gdzie już byli i coś – na telebiemie – widzieli. Nie pomyśleli o tłumie, który tam za nimi ugrzązł już bez widoku telebimu. Nie ogarniali całości sytuacji. Jak owce idące stadem.
A Straż na pewno miała sporo pracy w czasie Marszu i wcześniejszych przygotowań i ich wysiłek wart jest docenienia. Ale… pozostaje to ale: zabrakło owczarków. Psów pasterskich, które ogarniają całość, a nawet przewidują rozwój sytuacji. Gdy ludzie zaczęli się zatrzymywać przed pierwszym telebimem zabrakło kogoś, kto by nimi pokierował i powiedział: „Tam dalej, bliżej katedry też jest telebim, idźcie naprzód!”. A jak się już zbili w kupę zabrakło jakiegoś przedsiębiorczego pana ze Straży, który by się nie oglądał na szefa, tylko skrzyknął kolegów i zrobił przejście umożliwiające ruch tym z tyłu.
Pasterz potrzebuje psów pasterskich. Nawet jeśli owce idą za głosem pasterza, łatwo mogą odbić się od stada i zabłądzić, albo gdzieś się zaklinować. A wtedy bez psa pasterskiego, który zna swoją robotę, ani rusz.

Braciamokwe
O mnie Braciamokwe

Śpiew nad rzeką już rozbrzmiewa Puszczę biały kwiat oplata, Wawa-gęsi krzyczą w trzcinach, Orzeł prosto w słońce leci. Zmieńcie futra, bracia Mokwe, Wiatr z południa ciepło niesie. Uploaded with ImageShack.us

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo