Większość zbrodniarzy komunistycznych nie została rozliczona za swe czyny. I nie jest nawet ważne roztrząsanie dlaczego.
Jednak ich obecność dalej odciska swe piętno na polskim społeczeństwie. Już nie bezpośrednio, ale zdarzają się przypadki, że potomkowie zbrodniarzy "śmieją się w twarz" ofiarom tego systemu.
Pomijana jest kwestia, że zbrodniarze otrzymali sowitą zapłatę za swe czyny, co pozwoliło i im, i ich rodzinom żyć na wysokim poziomie i uzyskać wysokie wykształcenie. Teraz dzięki temu zajmują często wysokie stanowiska państwowe, a ich postawa i ukształtowane poglądy blokują choćby moralne rozliczenia tamtych zbrodni.
Z kolei potomkowie tych, którzy poświęcili życie dla Ojczyzny - żyli w biedzie mając ograniczony dostęp do kształcenia. W efekcie zostali zrzuceni na najniższe szczeble drabiny społecznej.
Obecnie "ostre" rozgraniczenie społeczne obu tych tak różnych środowisk jest już niemożliwe. Nawet próba - byłaby odbierana jako społeczne wykluczenie, a medialnie byłoby to przedstawiane jako mściwość daleko gorsza niż zbrodnie.
Czy jest szansa na rozwiązanie problemu?
Pytanie o tyle ważne, że brak podejmowania tematu będzie skutkował dalszą degeneracją społeczeństwa, co jest bardzo groźne w obliczu wyzwań stających przed nami i tymi, które się w niedługim czasie pojawią.
Co można zaproponować?
Wydaje się, że zasadnym byłoby ustawowe zablokowanie zajmowania wyższych stanowisk w strukturach państwa przez potomków zbrodniarzy.
Czy jest to rodzaj represji?
Można to tak odbierać, ale też warto się zastanowić, czy ci ludzie są i będą gotowi służyć polskiemu społeczeństwu?
Jak długo powinna trwać blokada? Gdyby to było zaraz po zmianie systemu - wystarczyłoby 3 pokolenia. Obecnie - chyba 5.
Proszę o tylko poważne uwagi w tej kwestii.