Moralność Kalego, to dla Polaków element kodu kulturowego z przestarzałej XIX wiecznej powieści polskiego nacjonalisty czeskiego pochodzenia, która w dobie cenzurowania wielkiego polskiego poety pochodzenia żydowskiego o Afroobywatelu Bambo, zdaje się być obcy ofiarom nowackiego eksperymentu edukacyjnego ostatniego rządu, ostatniego naszego premiera kochanego z Kaszub.
Otóż czytałem teraz na jakimś onecie czy innym tam podobnym ideologicznie portalu, że minister sprawiedliwości, wraz z inną ministrą* od wiatraków odgrażają się prezydentowi Nawrockiemu, że niezależnie od jego wetowania i tak dalej będą robić swoje, to znaczy zaprzęgać wiatr dla zysków niemieckich korporacji z polskich podatków i przywracać praworządność w polskim sądownictwie za pomocą eliminacji nominantów ostatniego rzutu i przedłużaniem czasu użyteczności sędziów ancien regime poprzez proste oszukiwanie prawa i czasu przywracającego sędziów stanu wojennego do dalszej służby. Najwyższej Kasty czas się nie ima a wzorem im Żelazny Feliks... czy jakoś tak.
Moralność Kalego w czystej postaci.
Zasłyszane w necie, że pan minister sprawiedliwości się stara tylko prawo mu w tym przeszkadza.
Dobre.
Ponieważ ostatnie rządy ostatniego rządu zdają się z moralnością nie mieć nic wspólnego, zatem to i nie dziwota, że pan Premier nie wie, że nie ma już dzisiaj żadnego moralnego prawa do rządów nad Polską. Moralnie ten rząd jest skończony, tylko jeszcze o tym nie wie. Nie wie, że z moralistów pozostał mu już tylko Kali.
*) korekta edytora tekstów Salonu24 wyraz ministrą podkreśliła na czerwono falistą linią jako błąd. Droga Gimbazo, w dzisiejszych czasach to poważne niedopatrzenie mogące się skończyć równie poważnie.
Inne tematy w dziale Polityka