Roman.Graczyk Roman.Graczyk
820
BLOG

Rozdział drugi. Powstrzymywanie "Tygodnika" - odcinek dziesiąty.

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

 

6.
 
Teraz poczynić muszę kilka uwag na temat specyfiki akt Służby Bezpieczeństwa.
Wszystkie dokumenty Służby Bezpieczeństwa były tajne, a dokumenty pracy operacyjnej były tajne w dwójnasób. Z tej racji nie znajdziemy śladów działań tam opisywanych nawet w dokumentacji innych instytucji aparatu represji, już nie mówiąc o zwykłych urzędach administracji czy o prasie. Gdyby więc ktoś chciał twierdzić, że brak potwierdzenia np. zjawiska agentury w dokumentach Urzędu do Spraw Wyznań podważa wiarygodność teczek pracy tajnych współpracowników, świadczyłoby to o jego radykalnej niekompetencji. Inne źródła nie potwierdzają informacji o agenturze (podobnie jak o podsłuchach czy o kontroli korespondencji), bo z natury rzeczy potwierdzać ich nie mogą. Tak rozumiana konfrontacja źródeł jest więc czynnością pozbawioną sensu.
Jest oczywiście możliwa konfrontacja źródeł rozumiana jako porównanie szczegółowych danych – ale innych niż informacje o charakterze operacyjnym – zawartych w dokumentach z archiwów SB z innymi dokumentami, opracowaniami, wspomnieniami, i w końcu z ludzką pamięcią.
Jeden przykład. Gdy w SB-eckich charakterystykach tajnego współpracownika „Olaf”[1] pisze się, że był on przedwojennym oficerem kawalerii (a w każdym razie za takiego się podawał), byłym ziemianinem, po wojnie mieszkał we Wrocławiu, a w 1960 r. przeniósł się do Krakowa, pracował jako przedstawiciel handlowy i z tego tytułu dużo podróżował po Polsce, został przyjęty w poczet członków zwyczajnych KIK-u w roku 1962, że był człowiekiem rozmownym, że – w końcu – jego konikiem było wojsko i historia wojskowości – to daje sumę cech, które w kręgu krakowskiego KIK-u pasują tylko do jednej osoby: Roberta Smorczewskiego-Tarnowskiego. Dobra znajomość środowiska, skonfrontowana z informacjami z akt SB, może tu być bardzo pomocna. W tym sensie możemy mówić, że źródła SB-eckie znajdują (lub nie) potwierdzenie w innych źródłach.
 
Wiedza o środowisku wywiedziona ze źródeł jawnych jest też przydatna do interpretacji dokumentów pochodzących z archiwów SB. Dwa przykłady. Gdy Sabina Kaczmarska opisuje wybuch złego humoru Tadeusza Żychiewicza po ograniczeniu jego rubryki „Poczta Ojca Malachiasza”, jego złorzeczenia pod adresem „klechów” w redakcji (tzn. księdza Andrzeja Bardeckiego i księdza Adama Bonieckiego)[2], autor ma pewność, że pisze ona prawdę. Widać tu jak na dłoni wybuchową, ale urokliwą osobowość Żychiewicza, a znając sympatię adiustatorki „Tygodnika” do niego, można przyjąć, że w tym opisie nie dochodzi do karykaturyzacji autora „Poczty” – Żychiewicz po prostu był wybuchowy. Gdy jednak z kolei to samo źródło deprecjonuje dziennikarską wartość relacji Jerzego Kołątaja z jakiegoś KUL-owskiego jubileuszu, wypada tu oddzielić warstwę faktograficzną jej donosu (Kołątaj był w Lublinie na uroczystości, napisał tekst po powrocie, tekst taki ukazał się w „TP”, a fotograf robiący z tej uroczystości zdjęcia dla „Tygodnika” mówił krytycznie o kardynale Wyszyńskim)[3] od jego warstwy ocennej. Kaczmarska nie darzyła Kołątaja przesadną sympatią, dlatego srogość jej oceny należy przyjąć z pewną ostrożnością. Jerzy Kołątaj pisał niewiele i niechętnie, ale pisał z pewną elegancją stylu i rzeczowo.
Ta umiejętność filtrowania informacji ze źródeł agenturalnych (i szerzej: SB-eckich) przez pryzmat wiedzy o środowisku, pochodzącej z innych źródeł, wydaje się kluczowa dla problemów opisywanych w głównym nurcie książki. W żadnym wypadku nie oznacza to jednak, by uprawnione było systematyczne dezawuowanie wartości źródeł SB-ckich. Oczywiście archiwa SB nie są Biblią, ale nie są nią również dokumenty pochodzące z innych źródeł. Oficerowie Wydziału IV (a to często oni sporządzali donosy swoich osobowych źródeł informacji – tzw. notatki ze słów) czasem grzeszyli brakiem precyzcji lub słabą orientacją w problemach Kościoła. Z kolei informatorzy SB mieli swoje sympatie i antypatie, a także swój stopień kompetencji – niekiedy bardzo wysoki, kiedy indziej mierny.
Chociaż więc dokumenty z archiwów SB mają z poznawczego punktu widzenia wady i zalety, podobnie jak wady i zalety mają inne źródła historyczne, mają przecież one także swoją specyfikę. Na czym ona polega?
W samej strukturze SB istniały kręgi wtajemniczenia, specyficzna terminologia i kodowanie informacji mające utrudnić zrozumienie treści, w razie gdyby akta dostały się w niepowołane ręce, a niekiedy nawet wewnętrzna konspiracja. Trzeba to wiedzieć, aby prawidłowo te dokumenty interpretować.
Ustrój PRL-u był strukturą wysoce zideologizowaną. Służba Bezpieczeństwa nie była policją polityczną zwykłego państwa, lecz policją polityczną państwa ideologicznego, opartego na ideologii komunistycznej. To wszystko prawda. Jednak wpływ ideologii na działania Służby Bezpieczeństwa był istotnie mniejszy od jej wpływu na działania jawnych instytucji państwa, a szczególnie mediów, które uprawiały systematyczną propagandę do tego stopnia, że funkcja propagandowa przeważała w ich działaniu nad funkcją informacyjną. W przypadku SB to oddziaływanie ideologii było bardziej zniuansowane. Warto tę uwagę rozwinąć.
Język ideologiczny jest wyraźnie widoczny w dokumentach programowych SB. Nie może to dziwić: wszak SB była zbrojnym ramieniem PZPR, partii budującej w Polsce komunizm. Strategiczne cele Partii SB miała wprowadzać w czyn, stąd w tego rodzaju dokumentach odwołania do marksistowskiej teorii rozwoju społecznego, do idei Lenina itp. Wszelako Służba Bezpieczeństwa działając niejawnie, nie musiała na co dzień odwoływać się do tego sztafażu, i nie odwoływała się. Szczególnie dokumenty pracy operacyjnej są go pozbawione niemal całkowicie. I to także jest zrozumiałe: o ile w okolicznościowych, solennych wystąpieniach (np. podczas uroczystych spotkań kierownictwa SB z władzami resortu spraw wewnętrznych z okazji kolejnych rocznic powstania PRL-u czy SB) jest mowa o walce klas czy o knowaniach imperialistów z USA i z Niemiec Zachodnich, o tyle w przełożeniu na pracę operacyjną z tych kategorii ideologicznych wyprowadza się prozę życia tej służby: podsłuchy, kontrolę korespondencji, spotkania z agenturą, gry i kombinacje operacyjne itp. Nie należy z tego wyciągać wniosku, że działalność SB była ideologicznie neutralna, bo w oczywisty sposób taka nie była. Jej oficerowie używali swojego fachu dla obrony interesów komunistycznej elity, a przeciwko autentycznym dążeniom społecznym. Nie jest więc tak, że fachowcy od tej roboty bez żadnych zastrzeżeń mogą, czy powinni, wykonywać ją niezależnie od tego, co się w Polsce zmieniło w roku 1989. Ale można stąd wyprowadzić inny bardzo ważny wniosek: w tej robocie prawie zupełnie nie występowało, charakterystyczne dla tamtego ustroju, radykalne zniekształcenie rzeczywistości społecznej. Obraz tej rzeczywistości w świetle dokumentów operacyjnych jest w zasadzie nieideologiczny. Owszem, jest to obraz typowy dla perspektywy służb specjalnych, i pod tym względem SB była podobna do służb specjalnych normalnego państwa. Jednak – i to należy szczególnie podkreślić – jest ogromna, widoczna już na pierwszy rzut oka, różnica w oglądzie rzeczywistości społecznej przez SB i przez instytucje komunistycznego państwa działające jawnie – na korzyść SB.


[1] Szerzej o t.w. „Olaf” w rozdziale czwartym
[2] IPN Kr 009/7936, t.1, teczka pracy tw. „Targowska”, notatka z 29 czerwca 1966, k.33-34
[3] IPN Kr 009/7936, t.1, teczka pracy tw. „Targowska”, notatka z 14 czerwca 1966, k. 18-20

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura