centaurek centaurek
414
BLOG

Pudle z gitarą

centaurek centaurek Kultura Obserwuj notkę 10

„The Final Countdown” – kto nie zna tego utworu? Evergreen, który przyniósł chwilową sławę szwedzkiemu zespołowi Europe, grany był wszędzie. W radiu, w telewizji, nawet, o dziwo, na dyskotekach. Teledysk, idealnie dopasowany do muzyki, nakręcał komercyjną spiralę. I choć od paru lat grały już przecież takie kapele jak KISS, Mötley Crüe czy Bon Jovi, to właśnie końcowe odliczanie Szwedów stało się synonimem jednego z fajniejszych nurtów w historii rocka, zwanego oficjalnie glam a potocznie „pudel metalem”.

Każdy, kto pamięta ten teledysk od razu pojmie, skąd ta nazwa. Wytapirowane włoski na żelu, przypominające puszyste pudle, makijaż, czasem oryginalny, jak w przypadku zespołu KISS , czasem wręcz kobiecy, dzięki czemu dopóki wokalista (?) nie zaśpiewał, nie wiadomo było, jakiej jest płci, oryginalne stroje i skórzane spodnie – to typowe cechy, jakimi charakteryzowali się muzycy. A sama muzyka?

 W glam metalu nie było miejsca na filozofię, rozważania,  sens życia. Pudlopodobne zespoły skupiały się na dobrej zabawie – radosne akordy, bezpretensjonalne teksty, krążące wokół tematów dobrej zabawy i niezobowiązującego seksu. I melodia, wpadająca momentalnie w ucho. A żeby nie było za monotonnie do kompletu dokładano ckliwe, ociekające lukrem i pseudoromantyzmem ballady.

No i te teledyski, których bohaterowie byli herosami sceny – niezniszczalni, każdym swym ruchem okazujący swą męskość, czasami niemalże boskość, pieścili gryfy gitar pokazując fankom, co zrobiliby z nimi w łóżku, skoro tak efektownie potrafią nastroić instrument. A do tego jeszcze słynne historie z umieszczaniem kawałków gumowych węży w kieszeniach obcisłych spodni. Ech… Ileż rozczarowań musiały przeżyć fanki, gdy okazało się, iż…

Stop! Zbaczamy z tematu w niebezpieczne rejony.

Glam metal znali i lubili chyba wszyscy. Co prawda większość podchodziła do niego tak, jak obecnie do disco polo, czyli krytykowali i ukradkiem słuchali, gdy nikt ich nie widział, ale w odróżnieniu od dyskotekowych produkcji pudel metale bronili się. Jak zawsze, spotkać można było meteory, czyli zespoły jednego kawałka, ze wspomnianym Europe czy choćby Twisted Sister na czele, ale część kapel oparła się późniejszej inwazji innych gatunków i utrzymała się na rynku. Osobiście najbardziej żałuję upadku Gunsów, bo nagrali rewelacyjny album i mieli nie tylko potencjał, ale i odpowiednich ludzi do zrobienia czegoś wielkiego. Ale filozofia… hmm, filozofii wszak nie było… A zatem styl życia, oparty na schemacie sex, drugs & rock’n’roll doprowadził do tego, że G’n’R będą kojarzeni przeważnie z „Apetite for destruction”, bo już następca, choć dwupłytowy, dobry był w góra czterdziestu procentach.

Sex, drugs & rock’n’roll… Choć ta filozofia (wrr… styl życia oczywiście!) towarzyszyła kilku nurtom muzycznym (choćby początkom punk rocka) właśnie pudlowaci muzycy wykorzystali ją do maksimum. Czasem nawet przesadzając, no bo jak można nazwać zespół grający muzykę metalową – Cinderella? (Kopciuszek). Nieskrępowana zabawa i muzyczna radość trwała ku uciesze publiczności aż do początku lat dziewięćdziesiątych. I dla mnie osobiście to były ostatnie dobre momenty gatunku, zwanego heavy metalem. Choć lekki, prosty i przyjemny to jednak nadawał się do słuchania. Ale później nastąpiło coś, czego nikt początkowo nie mógł zrozumieć, a co doskonale skwitował Mickey Rourke w filmie „Zapaśnik”:

„Takiej muzyki już nie ma. Lata 80. były najlepsze. Guns N’ Roses, Mötley Crüe, Def Leppard. A później pojawił się ten cip*waty Kurt Cobain i wszystko spieprzył, jakby w dobrej zabawie było coś złego”

Ale to już temat na inną opowieść.

centaurek
O mnie centaurek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura