Kot z Cheshire Kot z Cheshire
1966
BLOG

O pedofilii, kościele i Janie Pawle II

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 150

W obecnej pełnoskalowej już akcji przeciwko Świętem Janowi Pawłowi II zdumiewa wiele rzeczy. Dla mnie istotna jest szatańska wręcz perfidia w wyraźnym adresowaniu jej w kierunku ludzi młodych, którzy są często bezbronni wobec tej manipulacji. Dla nas, którzy pamiętamy tamte czasy, jest to bezczelna hucpa, ale oni mogą tego nie rozumieć, zadbano o to. Zamach ten cechuje się bowiem jawnym „anachronizmem” (czy też "ahistorycznością"): stawia się zarzuty osobie działającej kilkadziesiąt lat temu w zupełnie innych okolicznościach, tak jakby żyła w uwarunkowaniach współczesnych.

Czego nie rozumieją młodzi? Głównie dwóch rzeczy.

1. Stosunek do problemu pedofilii zmieniał się na przestrzeni dziesięcioleci, od lekceważenia w latach 70-tch ubiegłego wieku (i wcześniejszych) aż do obecnej niemal histerii. Współczesna fala przerażenia (i histerii) związanego z tym problemem zaczęła narastać gdzieś dopiero przy okazji sprawy Marca Dutroux a więc po roku 1986. Wcześniej pedofil to był w powszechnym odbiorze w zasadzie niegroźny i trochę śmieszny człowieczek (trochę śmieszniejszy od homoseksualisty) co to wodzi wzrokiem za dziewczynkami i jak może to uszczypnie lub poklepie po pupie. Kto nie wierzy ten niech wygugla na „wiki” życiorys znanego europosła Daniela Cohn – Bendit (https://pl.wikipedia.org/wiki/Daniel_Cohn-Bendit). Człowiek ten jeszcze w roku 1982 w wywiadzie telewizyjnym zupełnie otwarcie opowiadał o swoich czynach pedofilskich, zaś dopiero w roku 2001 przyznał że takie historie „dzisiaj byłyby nieakceptowalne”. To najlepiej oddaje ewolucję stosunku społeczeństw europejskich do problemu pedofilli. Z innych ciekawych przykładów warto przypomnieć niedawno ujawnioną „sensację”, jak to władze Berlina do końca ubiegłego wieku kontynuowały proceder oddawania dzieci z domów dziecka do adopcji pedofilom (https://www.o2.pl/informacje/szokujacy-raport-berlin-przez-lata-oddawal-dzieci-pedofilom-6522730158156672a), gdyż uważano to za obustronnie korzystne! Współczesnemu człowiekowi (zwłaszcza młodemu) dość trudno przychodzi zrozumienie jak coś takiego było kiedyś możliwe, ale trzeba pamiętać, że to były lata później rewolucji seksualnej i seks uważano za coś w zasadzie bezwarunkowo dobrego. To właśnie wtedy PRZEGŁOSOWANO usunięcie homoseksualizmu z listy zboczeń seksualnych, a o AIDS jeszcze (w latach 70-tych i wczesnych 80-tych) nikt nie słyszał.

2. W Polsce relacje państwo – kościół miały za komuny oględnie mówiąc „skomplikowany” charakter. Te relacje ewoluowały od jawnych prześladowań w latach stalinowskich, pokazowych procesów, tortur i mordów sądowych (i pozasądowych) m.in. księży biskupów, z kulminacją jaką było uwięzienie ks. Prymasa; przez chwilową odwilż w roku 1956; ponowne narastanie prześladowań w latach 60-tych; ponowną odwilż za Gierka; aż po dalsze prześladowania w latach 80-tch i skrytobójcze mordy trzech opozycyjnych księży w roku 1989. Przez cały ten czas KK pozostawał podmiotem niezależnym w ustroju quasi totalitarnym, więc i priorytetowym przedmiotem zainteresowania komunistycznych służb specjalnych. Bez względu na chwilowe wahania w relacjach oficjalnych, księża byli stale rozpracowywani przez Departament IV MSW (Departament IV MSW – Wikipedia, wolna encyklopedia) którego celem było doprowadzenie do kontroli instytucji KK przez służby specjalne, a służyć temu miało werbowanie księży. Metody werbunku były różne, jednak standardem był schemat: „korek, worek i rozporek”. Zbierano więc informacje o nadużyciach alkoholowych, finansowych i seksualnych, a gdy ich brakowało to posuwano się do PROWOKACJI, polegających m.in. na „wodzeniu na pokuszenie” i podsuwaniu "okazji". Równocześnie starano się kompromitować KK poprzez rozsiewanie plotek o księżach, oczywiście z pomówieniami o nadużycia seksualne na pierwszym miejscu.


Może biorąc powyższe pod uwagę łatwiej będzie młodym zrozumieć specyficzną sytuację biskupów w tamtych czasach, które bardzo różniły się od obecnych. Jeżeli do biskupa dotarły informacje o pedofilii podległych im księży, to zazwyczaj nie miał on pewności czy nie chodzi o ubecką prowokację. Oczywiście o zgłoszeniu sprawy „organom”  nie mogło być mowy! KK sam nie miał możliwości przeprowadzenia rzetelnego śledztwa, nie dysponował przecież własnym „kontrwywiadem”. Niezależnie od tego, zgłoszenia takie były bardzo nieliczne, a sprawy te nie miały obecnego ciężaru gatunkowego. Pamiętam tamte czasy. W naszej parafii też trafił się ksiądz którego podejrzewano o niewłaściwe zachowania w stosunku do dzieci. Tak się złożyło, że mój ojciec miał przyjaciela z dzieciństwa który był księdzem więc znaliśmy to środowisko, księża często przychodzili do nas na brydża, to byli zapaleni brydżyści (trzeba było widzieć i słyszeć księża superiora gdy kładł kontrakt biorąc kolejne lewy i przy każdej skandując podniesionym głosem: „za pijaństwo”, „za rozpustę”, „za chciwość”, „za obżarstwo”... ;) Znaliśmy też tamtego księdza, coś mogło być na rzeczy. No i został odsunięty od prowadzenia lekcji religii i przesunięty do spraw administracyjnych, zaopatrzenia w seminarium... I TO WTEDY BYŁO UWAŻANE ZA SŁUSZNE POSUNIĘCIE. Nikt raczej nie wyobrażał sobie że można było zrobić coś innego, no bo niby co? Zawiadomienie MO było niewyobrażalne. Podejrzanych (podkreślam: PODEJRZANYCH, bo o pewności ich przewinień raczej nie mogło być mowy) przenoszono do innych parafii by przerwać ich kontakty i to był normalny sposób radzenia sobie w takich przypadkach, które (znów to podkreślam!) nie uważano tak jak dziś, za szczególnie groźne.

I oto osobie ś.p. Ojca Świętego stawia się bardzo mętne zarzuty o to, że kiedyś, w zupełnie innych uwarunkowaniach zachował się tak jak wtedy uważano za słuszne i jedynie możliwe? Brak mi słów, jest post więc się powstrzymam…

Ale w tym jest coś jeszcze. Może nieprecyzyjnie napisałem o „histerii”. Oczywiście, ten cały „niewłaściwy dotyk” i podobne bzdury które sprawiają że ojcowie i dziadkowie zawahają się przed przytuleniem dziecka, a dzieciom zasiewa się nieufność do rodziców to jest łajdactwo mające na celu przygotowanie „drugiej pieczeni”: osłabieniu rodziny jako rozsadnika znienawidzonych przez dzisiejszych „inżynierów społecznych” tzw. konserwatywnych wartości”, czyli po prostu wartości. Równocześnie jednak dziwna, nieproporcjonalna cisza panuje nad tym naprawdę groźnym obliczem pedofilii jaki uchyliła wspomniana sprawa Marca Durtux: o siatkach pedofilii, porwaniach i tajemniczych zniknięciach i zabójstwach dzieci, o zboczeniach „możnych tego świata”… Od czasu do czasy wypłynie jakiś Jeffrey Epstein, ale rozwijanie wątku jest szybko wyśmiewane jako „teorie spiskowe” i „foliarstwo”. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że niebywałe rozdmuchanie znikomego (w gruncie rzeczy) problemu pedofilii w kościele i wyciszanie prawdziwie groźnego problemu pedofilskich siatek i zbrodni nie jest przypadkowe i jedno ma przykrywać drugie.


Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo