Kot z Cheshire Kot z Cheshire
922
BLOG

Jak wychować chłopca na mężczyznę

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Dziecko Obserwuj temat Obserwuj notkę 93

W trakcie igrzysk IO w Rio de Janeiro pisałem pod wrażeniem degrengolady naszych sportowców (zwłaszcza tych reprezentujących tzw. „sporty walki”), kontrastującej z niezłym występem naszych pań:

Dlaczego tak się dzieje? Ba! Dużo by o tym pisać, ale jedno jest pewne: przyczyny sięgają wczesnego dzieciństwa, a główną z nich jest model wychowawczy rozpowszechniony w "naszym nieszczęśliwym kraju" (jak mawia znany publicysta). W skrócie: za dużo w Polsce jedynaków, za dużo chłopców wychowywanych przez babcie, za mało ojców w domu (prawdziwych ojców a nie pętaków!), co wszystko razem przekłada się na model wychowawczy, w którym Polska to kraj "przegrzanych bachorów" z którymi mamusia (tatuś często też) pędzi na pogotowie gdy mają stan podgorączkowy albo czkawkę.

(https://www.salon24.pl/u/cheshire/724774,ijo-w-ryjo-czyli-gdzie-ci-mezczyzni)

Ponieważ zapędziłem się obecnie w dyskusję o wychowaniu dzieci, a wychowuję dwóch chłopców (+ jedną dziewczynkę)  więc wiem o czym piszę, postanowiłem zakończyć tak pięknie rozpoczęty wówczas wątek. Nie wspomniałem o tym wtedy, więc dopiszę teraz: wyżej opisany (kursywą) model wychowania przekłada się mniej- więcej na to co obecnie nazywa się „bezstresowym wychowaniem”. To że w „naszym nieszczęśliwym kraju” jest coraz mniej prawdziwych facetów, to właśnie pogłębiający się z pokolenia na pokolenie przygnębiający efekt polskiego modelu bezstresowego wychowania, ze szczególnym uwzględnieniem kryzysu roli ojca. No bo gdzież ci ojcowie? Najczęściej z dala od dzieci, a jeśli już są to wcale nie chcą być ojcami ale „przyjaciółmi” swoich dzieci, by nie powiedzieć „kumplami”!

Ludzie, puknijcie się w czoła, wasi synowie przyjaciół mogą mieć na pęczki, a ojca mają tylko jednego i nikt im go nie zastąpi!

Nie macie prawa ich go pozbawiać udając kogoś kim nie jesteście i nie będziecie, bo ojciec udający „przyjaciela swoich dzieci” to oszustwo, które każde dziecko bez trudu rozszyfruje i w odpowiednim momencie takiego „przyjaciela” kopnie w d... Rola przyjaciela jest łatwa i wydaje się atrakcyjna; rola ojca nieporównywalnie trudniejsza i odpowiedzialna. To ostatnie słowo jest chyba kluczem: czy ucieczka od roli ojca nie jest aby rejteradą współczesnych „Piotrusiów Panów” przed odpowiedzialnością? Przez chwilę nosiłem się z zamiarem napisania na czym rola ojca polega, ale powstrzymałem się: jeśli doszło do tego że takie rzeczy trzeba tłumaczyć, to znaczy że nie ma już co zbierać. Napomknę tylko, że ojciec nie jest dla syna „przyjacielem”, „kumplem”, „sędzią”, „katem”, „bogiem”, „nauczycielem”, „matką”, „babcią”, „dziadkiem” , „wujkiem”, ani nikim w tym rodzaju. Jest po prostu ojcem i jest to rola NIEPOWTARZALNA.

Nikomu nie polecam książek o wychowaniu dzieci, gdyż najczęściej w otoczce stwierdzeń oczywistych przemyca się tam szkodliwe głupoty (gdyby tak nie było to były by w nich same rzeczy oczywiste, a za takie książki nie dają kasy więc się ich nie pisze). Warto jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz: prawie zawsze wśród ww. oczywistości zwraca się w nich uwagę, że w wychowaniu dzieci ważna jest konsekwencja. Potwierdzam i dodam że łatwo to powiedzieć a trudniej wprowadzić w życie (głównie dlatego, że w wychowaniu dzieci bierze też udział matka ;) Konsekwencja w wychowaniu znaczy prawie to samo co wprowadzanie reguł. Dziecko musi wiedzieć że w podobnych okolicznościach może się ZAWSZE spodziewać ze strony rodziców podobnej reakcji. Dziecko tak wychowywane czuje się bezpieczniej, bo wie czego się może spodziewać, otaczający świat (tym światem są do pewnego wieku głównie rodzice) przestaje być groźny i nieobliczalny. Dziecko nabiera pewności siebie, bo zaczyna się pewnie czuć w oswojonej, znanej i obliczalnej rzeczywistości. Wprowadzanie i przestrzeganie w domu dobrych, sprawiedliwych reguł (zasad) to główne zadanie ojca. Kłopot polega na tym, że matki najczęściej w tym... nie pomagają. Nie wiem dlaczego tak jest - może jakaś pani mi podpowie? Kobiety chyba same nie lubią jasnych reguł i stale wprowadzają wyjątki, gdyby zapytać prof. Środy to byśmy się zapewne dowiedzieli, że „zasady, reguły, prawa to narzędzie patriarchalnej dominacji samców” i takie tam... :)))) Kto wie? O ile dobrze pamiętam, Korwin tłumaczył to kiedyś znacznie wyższą inteligencją interpersonalną kobiet, które potrafią sobie świetnie radzić w różnych zaskakujących okolicznościach; panowie tak łatwo nie mają, więc by nie zginąć marnie tworzą reguły postępowania. No cóż, nie wiem jak córki, ale synowie tych jasnych, sprawiedliwych i konsekwentnie przestrzeganych reguł łakną jak kania dżdżu. Za ich przestrzeganie powinna ich spotykać pochwała, za łamanie kara. Nie może być tak, że ta kara raz jest a innym razem jej nie ma, to podstawa! Kary cielesne nie są oczywiście (!) we współczesnej pedagogice polecane, ale nie warto się tym przejmować, mają one wiele zalet. Należą do kanonu wychowania we wszystkich kulturach od zarania ludzkości, są więc czymś naturalnym, podczas gdy ich brak jest czymś ”wymyślonym” i to stosunkowo niedawno. Brak kar cielesnych dotyczy tylko ułamka ludzkości w promilu dziejów. Społeczności od nich odchodzące są w fazie schyłkowej i wkrótce zostaną zastąpione przez inne, te które wychowują dzieci „normalnie”. Oczywiście obecnie można je stosować tylko do pewnego wieku, dopóki nie stają się dla dziecka upokarzające i w sprawiedliwym wymiarze: w postaci „klapsa” („klapsów”) w to miejsce które jest do tego przeznaczone. Zaletą kar cielesnych jest to, że kara taka występuje natychmiast po przewinieniu (nie wolno jej odkładać- już lepiej zrezygnować!), więc jest dla dziecka zrozumiała, bo czytelnie powiązana z przewinieniem. Nie należy jej wymierzać w gniewie, nie powinna jej towarzyszyć żadna szarpanina ani inne gorszące sceny. Trwa krótko i (wbrew twierdzeniom „jajogłowych”) jeśli jest sprawiedliwa - nie pozostawia śladów w psychice, dziecko zapomina ją wraz z bólem. Inaczej jest z karami „psychicznymi”. Każda wymierna (znacząca dla dziecka) kara poza klapsem trwa dłużej a bywa nieraz odłożona w czasie (np. pozbawienie słodyczy na podwieczorek), nie jest więc dla dziecka tak łatwo zrozumiała. Nieraz kara następuje lub trwa gdy dziecko już nie pamięta za co cierpi! Często są to kary bardziej dotkliwe niż „klapsy”, a niektóre bywają wręcz pastwieniem się nad dzieckiem! Do takich zaliczę polecane przez niektórych „jajogłowych” (płci obojga) „milczenie rodziców”. Nigdy nie zastosowałem takiej kary wobec moich dzieci, uważam że jest idiotyczna i okrutna; zapewne odbija się w niej echo tzw. „cichych dni”, którymi niektóre żony dyscyplinują swoich mężów.

Kary i nagrody to narzędzia wychowania dzieci. Służą wprowadzeniu DYSCYPLINY, która jest niezbędna w wychowaniu przyszłego mężczyzny. Zwraca się nieraz uwagę na szkodliwy skutek nadużywania kar, jednak trzeba pamiętać, że równie szkodliwe bywa nadużywanie nagród i pochwał. Potrzebna jest równowaga, bo z czymś takim chłopiec spotka się później, w życiu mężczyzny wszystko się zawsze równoważy... Generalnie warto pamiętać, że dziecko jest takim samym człowiekiem jak dorosły: wbrew twierdzeniom większości „jajogłowych” nie jest „lepsze” od dorosłego, jedynie ma inny (niewinny) wygląd, inne środki i inne możliwości. Rzadziej bywa tak samo szlachetne i miłosierne jak niektórzy dorośli, częściej równie jak oni podłe i okrutne. Z pewnością jest bardziej egoistyczne; egoizmu się oduczamy i trwa to długo, zazwyczaj gdzieś tak do trzydziestki. W poprzednich notkach zwróciłem uwagę na podobieństwo zasad „bezstresowego wychowania” z regułami współczesnego satanizmu (laweyańskiego). Ten ostatni zaleca odejście od chrześcijańskiego miłosierdzia i przyjęcie reguły, „bądźmy dobrzy dla tych co są dla nas dobrzy, a źli dla tych co są dla nas źli”. Nietrudno zauważyć, że takimi „naturalnymi” zasadami kieruje się … większość dzieci dopóki ich się tego nie oduczy w procesie wychowania! Bądźmy więc ostrożni ze stawianiem na ich naturalność i spontaniczność. Pamiętajmy, że zadaniem ojca wychowującego chłopca jest zrobić z niego mężczyznę, a nie „cipę w spodniach”. O tym jak bardzo potrzebujemy w Polsce mężczyzn przekonaliśmy się zarówno na IO w Rio, jak i wczoraj w Moskwie. Pracujmy nad wychowaniem naszych synów, by nie musieć przeżywać tego koszmaru znów i znów, w nieskończoność.  

Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości