"Źle sie dzieje w państwie duńskim", "Coś się z Narodem dzieje niedobrego", "Zaraza w Grenadzie", "Dżuma w Sante Fe"...
Każdy internauta wie, że w realnym świecie sporo jest wydarzeń niepokojących. Niestety, blogosfera też nie jest wolna od plag panoszących się w realu. We wszystkich jej środowiskach mamy np. pandemię "naszości".
Całkiem niedawno Budyń78 zauważył, że brak akceptacji i uprzedzenia wobec "nie-naszych" zakorzeniły się nawet u ludzi z definicji pozbawionych jakichkolwiek uprzedzeń!
Autorytety, które na okrągło wypowiadają się przeciwko dyskryminacji, stosują ostracyzm (towarzyski i zawodowy!) wobec swej nowej koleżanki, tylko dlatego, że ta kiedyś pracowała w Gazecie Polskiej... Dziennikarka bardzo chce wkupić się w poprawne politycznie stadko, pisze bezkompromisowo poprawne teksty, ale pamiętliwe autorytety ciągle wyrokują :"nie-nasza".
Inny ze znakomitych blogerów, profesor Wojciech Sadurski ostro zadrwił ze stosowania kryterium "naszości" przy okazji oceny działań polityków. W notce zamieszczonej na Salonie24, przebiegły profesor udał, że sam stosuje to bezsensowne kryterium i przewrotnie "skrytykował" posła Marka Migaslkiego, za to, że mimo oczywistych związków z Prawem i Sprawiedliwością napadł na... ("nasze") Prawo i Sprawiedliwość!
Bloger Sadurski porozumiewawczo mrugał okiem do swych czytelników. Prawdopodobnie chciał zasugerować, że gdyby poseł, wbrew sobie, zachwalał działania z którymi się nie zgadza, to właśnie wtedy zasługiwałby na krytykę. Być może Autor chciał też sprowokować komentatorów do szerszych przemyśleń.
Czy czasem nie jest tak, że większość komentatorów ocenia każdego z polityków "zawsze dobrze", albo "zawsze źle", bo przyjmują oni za aksjomat, że "nasi" nie są zdolni do jakichkolwiek działań szkodzących Ojczyźnie lub choćby błędnych, podobnie jak "nie-nasi" nie są w stanie zrobić czegokolwiek pożytecznego? Czytelnicy notki nie zorietowali się w piętrowej prowokacji zastosowanej przez Profesora...
O "naszości" i "nie-naszości" w notkach prawicowych blogerów pisałem kilka dni temu. "Nie-nasze" zwolnienie Anity Gargas z TVP okazało się wtedy skandalem i zbrodniczym zamachem na dziennikarską niezależność, zaś "nasze" zwolnienie Anity Gargas docenione zostało jako dalekowzroczne, taktyczne ustępstwo w drugorzędnej sprawie, dzięki któremu uda się uratować to co dla Ojczyzny najważniejsze, czyli "nasz" wpływ na telewizję.
Nie jest to zresztą żadna nowość. Swego czasu, nie mniej od tekstów profesora Sadurskiego, zauroczyła mnie notka jednego z prawicowych blogerów, w której całkiem poważnie, oburzał się On na komentatorów politycznych, że "z takiego Donalda Tuska śmiano się mniej i nikt go jakoś nie nazywa kurduplem, mimo iż ma tyle wzrostu, co Lech Kaczyński". Patrząc na zdjęcia obu polityków trudno zobaczyć tę "równość wzrostu"...

Jednak niektórzy dają radę! Wszystko zależy przecież od dobrych chęci. Niegdyś wyborcy Aleksandra Kwaśniewskiego utrzymywali, że jest on wyższy i lepiej wykształcony od Mariana Krzaklewskiego, zaś komentatorzy związani emocjonalnie z Premierem do dziś uważają, że Donald Tusk jest postacią znacznie większego formatu niż Andrzej Olechowski.

(fot. PAP / Przemek Wierzchowski)
Nawet przez najznakomitszych dziennikarzy telewizji TVN, "naszościowe" czucie i wiara silniej przemawiają niż ich szkiełko kontaktowe, oko i wiedza na temat polityków. Urokliwa Dorota Wellmann tak rozanieliła się zgolonymi wąsami Bronisława Komorowskiego, że nie była w stanie znaleźć słabych punktów ewentualnej prezydentury byłego (?) wąsacza. Co więcej, w obecności czujących klimat gwiazd filmu i estrady - w osobach Olafa Lubaszenki, Andrzeja Krzywego i Cezarego Pazury - pani Wellman uznała za atut Komorowskiego jego... znajomość języków obcych!
Wellman emocjonalnie tłumaczyła dlaczego prezydent powinien perfekcyjnie znać języki obce (a co robili w tym czasie zaproszeni goście? "A oni na zgodę kiwali głowami...") zupełnie jakby nie wierzyła w doniesienia, iż angielszczyzna Komorowskiego jest podlejszej jakości nawet od angielszczyzny Jerzego Buzka. Prawdopodobnie to właśnie "czucie i wiara" redaktor Wellman natchnęły ministra Radosława Sikorskiego do przypuszczenia ataku na wewnątrzpartyjnego partyjnego konkurenta w wyścigu do prezydenckiego stołka. Dlaczego to Sikorski, a nie Komorowski miałby być prezydentem? Bo jak mówi pan "Radek", "prezydent nie powinien porozumiewać się z obcokrajowcami na migi"!
Zakochane oczy dziennikarzy, blogerów i komentatorów widzą to co chcą widzieć. Świat polityki został dotknięty pandemią "naszości".
Czy jest na to jakaś szczepionka?
Inne tematy w dziale Polityka