Przeczytałem wstrząsającą notkę Tomasza Siemieńskiego. Autor miażdży w niej wszystkie "autorytety" gromadzące się jeszcze do niedawna w komitecie Honorowym Bronisława Komorowskiego.
Bywalcy Salonu24 mają jeszcze w pamięci historyczne słowa Andrzeja Wajdy: "To jest wojna! Wojnja o wszystko!". Redaktor Siemieński z elegankiej, dalekiej Francji (gdzież jeszcze tak pięknie płoną samochody?), przeciwstawia się wywoływanej przez elity politycznej histerii. Warto przeczytać:
"Proszę mi wierzyć, z pewnego oddalenia wygląda to przerażająco. Już od dość dawna tak zwana publiczna debata w Polsce toczyła się pod surrealistycznym hasłem walki dobra ze złem. Każdy jej uczestnik reprezentował dobro, a ci inni byli ucieleśnieniem zła. Śmieszne to było, niemądre, ale jeszcze nie tragiczne. Od kilku tygodni jest dużo, naprawdę dużo gorzej. Walka polityczna stała się walką na śmierć i życie, i to bez żadnej przenośni. Emocje zostały rozbuchane do maksimum. Przeciwnik w publicznej debacie przestał być widziany już tylko jako wcielenie zła, a więc coś przynajmniej trochę abstrakcyjnego. Jest teraz coraz częściej postrzegany jako całkiem konkretne zagrożenie życia. Przeciwnik w publicznej debacie jest zbrodniarzem, chce nas zabić (i na pewno już zaczął zabijać, a jakże). I oczywiście przeciwnik w publicznej debacie nie jest Polakiem...".
Zaraz, zaraz... To już było nie fair! Może rzeczywiście słowa Wajdy były głupie, ale... nie róbmy z niego nacjonalisty! Żadnemu adwersarzowi nie zarzucał, że nie jest Polakiem!
Inne tematy w dziale Polityka