W polityce nie liczy się rzeczywistość. Liczy się percepcja. To samo dotyczy zarówno zbiorowisk ludzkich, jak i jednostek. Jeśli komuś wydaje się, że stało się coś w taki właśnie określony sposób i dla takich, a nie innych powodów, to osoba taka zwykle nie jest zdolna spojrzeć krytycznie na to zjawisko, ani podejść do przeszłości w wyważony sposób. Takie uzależnienia dotyczą większości z nas niewykluczając niestety czasami nawet osób mieniących się historykami. A jest to przypadłość nagminna wśród dziejopisarzy amatorów czy publicystów.
Częstokroć nie potrafią oni połączyć w logiczny ciąg opisywanych przez siebie zjawisk. Nie dostrzegają niekonsekwencji interpretacyjnych i brną uparcie w bezdroża wybranych przez siebie percepcji. Aby tak się mogło stać wprowadzają semantykę, która odzwierciedla preferowany przez nich obraz przeszłości.
Klasycznym przykładem takiego podejścia do historii jest publicystyczna praca pt.(w tłumaczeniu): Wyrzuceni-los polskich Zydów w komunistycznej Polsce Artura Wolaka; praca, która bodajże ukazała się wyłącznie po angielsku. Jej ogólna teza, wielokrotnie już udowadniana, jest następująca: żerując na nieracjonalnym odruchu antysemickim na przestrzeni wieków z Żydów zawsze robiono kozły ofiarne, aby odwrócić uwagę ludności od rzeczywistych problemów. Wspominam o tej publikacji, bo niebawem z okazji kolejnej rocznicy wydarzeń marcowych w r. 1968 wiele osób będzie sięgało po rozmaite na ten temat opracowania.
Artur Wolak szczycący się pochodzeniem z chasydzkiej rodziny, dziś zamieszkały bodajże w Vancouver, stara się opowiedzieć historię społeczności żydowskiej w Polsce komunistycznej koncentrując się na kryzysie w marcu 1968 r. Zaczyna jednak od historii Żydów w Polsce. Wspomina liczne przywileje, dzieje autonomi żydowskiej w I RP, a nawet przytacza anegdotkę o rabinie, którego rzekomo wybrano rex pro tempore na jedną noc, aby zapobiec wojnie domowej (tutaj legenda żydowska naturalnie pokręciła uczonego w piśmie z prymasem-interrexem).
Wiek XIX to brak państwa polskiego, pogorszenie stosunków polsko-żydowskich, które znalazły się w alarmującym stanie kryzysowym w latach trzydziestych wieku następnego. Apogeum nienawiści Polaków wobec Żydów to według autora Jedwabne, gdzie „masowe morderstwo zostało zaplanowane i przeprowadzone przez katolickich Polaków na setkach ich żydowskich sąsiadów” („the Jedwabne mass murder was organized and carried out by Catholic Poles agains hundreds of their Jewish neighbors.” s. 38). Większość Żydów w Polsce została eksterminowana przez Niemców.
Wolak uważa, że po wojnie Stalin uknuł plan, aby wykorzystać pozostałych przy życiu Żydów przy ustanawianiu komunizmu w Polsce. W 1956 r. antysemici starali się tych Żydów obwinić za „stalinizm.” Nie udało się. Dopiero w 1968 r. taki scenariusz wyszedł. Wpływ nań miały w mniejszym stopniu „tradycyjny polski antysemityzm” i „polski nacjonalizm” – w większości domeny ludności pochodzenia wiejskiego, aniżeli czynniki doraźne. Po pierwsze, logikę i dynamikę marca 1968 r. dyktowała sytuacja międzynarodowa (wojna izraelsko-arabska z 1967 r.). Po drugie, miała na nią wpływ sowiecka kampania anty-syjonistyczna, do której przyłączyli się tubylczy towarzysze w Polsce nadając jej specyficzny charakter miejscowej walki frakcji „partyzantów” Mieczysława Moczara o władzę. Po trzecie, na kryzys nałożył się wyż demograficzny, niewydolność gospodarki socjalistycznej, oraz rozczarowanie kursem komunistycznego przywódcy, Władysława Gomułki. Iskrą zapalną było zdjęcie przez cenzurę przedstawienia „Dziadów” i wynikłe z tego demonstracje studenckie. Gomułka nie był antysemitą; był oportunistą politycznym i dlatego ponosi częściową winę za marcowy kryzys (s. 68, 83-88).
Powyższe tezy to nic odkrywczego, nic nadzwyczajnego. Właściwie można byłoby się z tym zgodzić, gdyby nie... język autora. Momentami jest on zawstydzająco nieprzemyślany, a momentami obrane słownictwo wydaje się być rodem z propagandowej czytanki. To papka łącząca liberalną pop-kulturę Zachodu z marksistowskimi sformułowaniami (o życiorysie autora nic niestety, nie wiemy) Język ten jest nośny, bowiem odwołuje się do uprzedzeń głęboko zakodowanych w odruchach przeciętnego północnoamerykańskiego inteligenta.
Oto kilka przykładów; już we wstępie autor pisze o „tradycyjnym polskim antysemityzmie” (s. 8). Ale kilka stron wcześniej przyznał, że „do czasów nowoczesnych jednak Polska była jednym z niewielu politycznie tolerancyjnych państw europejskich, w których mieszkali Żydzi” (s. 2). Zdecydujmy się: albo „tradycyjny antysemityzm” czyli wynikający z tradycji, albo przedwspółczesna tradycja tolerancji czyli z tradycji nie wynikający. Z tym „tradycyjnym” i nieracjonalnym antysemityzmem autor ma ponownie kłopoty, gdy omawia Wojnę Sześciodniową. Po „izraelskim zwycięstwie, popularna reakcja wśród Polaków była w znakomitej większości wypadków pro-izraelska.” Wolak twierdzi, że wynikało to z „nienawiści Polaków do ucisku przez reżym sowiecki” (s. 46-47). No, ale przecież antysemitym ma być nie tylko tradycyjny, ale i wyjątkowo nieracjonalny. Gdyby tak było, byłby silniejszy niż antysowietyzm.
Jeśli istniały jakieś racjonalne podstawy niechęci do niektórych przynajmniej Żydów w Polsce po II wojnie światowej, to Wolak dostrzega je jedynie w sposób niebezpośredni. Pisze z charakterystyczną dla siebie rozwlekłością i zawiłością, że „powód dlaczego zostali [niektórzy Żydzi] w Polsce odzwierciedlał rozmaite motywy: od wspólnych ideologicznych i psychologicznych ideałów z jednej strony, aż do nie-politycznych lecz kulturowych, lingwistycznych, zawodowych przyczyn, czy emocjonalnego przywiązania do kraju swoich urodzin z drugiej strony” (s. 4). Wolak przyznaje przy tym, że wielu, z tych, którzy pozostali, zajmowało prominentne pozycje w komunistycznym reżymie i jego agendach. Ale wini za to „perfidny plan Stalina aby użyć Żydów jako swoje pionki przy podbiciu Europy wschodniej” (s. 93). Według niego „większość Polaków pozostawała wroga komunizmowi – powszechnie uznawanemu jako niechciany rosyjski materiał exportowy – wyzyskanie przez Stalina kontroli nad Europą wschodnią dołożyło się do wzmocnienia starych, popularnych resentymentów antysemickich w Polsce” (s. 112). Wolak nie zastanawia się, czy było w tym ziarno racjonalności. Co więcej, Wolak nie roztrząsa istotnej sprawy czy „pionki” nie mogły odmówić i na przykład wyegmigrować, podobnie jak większość ich współziomków między rokiem 1944 a 1948. Nikt przecież nie zmuszał żydowskich komunistów – oraz oportunistów -- do zajmowania prominentnych stanowisk w systemie sowieckiej okupacji w Polsce. Szczególnie jeśli – jak przyznaje Wolak – wola większości była zdecydowanie antykomunistyczna.
Ponadto autor stale pisze o „polskim rządzie”, który był odpowiedzialny za marcową nagonkę. Ale od czasu do czasu Wolak przyznaje, że był to „rząd totalitarny,” w „państwie totalitarnym” (s. 6) narzucony przez Sowietów system okupacji namiestnikowskiej, gdzie w imię Kremla tubylczy komuniści sprawowali całkowitą władzę nad podbitą ludnością polską. A więc „rząd” nie był „polski”. Nie mający wiele wspólnego z ludnością podbitą, szczególnie w okresie wstępnym.
Wolak następnie porównuje endeków do komunistów, a Bolesławowi Piaseckiemu i jego PAX-owi nadaje w kryzysie marcowym rangę równorzędnego gracza, zamiast podrzędnego, zadowolonego obserwatora (s. 39, 76-77). Jest to wygodne w demonologii liberalnej, ale nie przystaje do rzeczywistości Polski lat 60-tych.
Gdzie indziej autor jest ponownie niekonsekwentny. Podkreśla, że dla Żydów najbardziej niebezpieczny był nacjonalizm. Naturalnie chodzi o nacjonalizm narodów większościowych. Dopiero z przypisów – gdzie autor ciepło wyraża się nawet o ekstremalnych nacjonalistach żydowskich, którzy mieli „setki tysięcy zwolenników” – można wyczytać, że Wolak ze zrozumieniem odnosi się jedynie do nacjonalizmu żydowskiego (s. 178). Zgodnie z własnymi preferencjami Wolak twierdzi, że „przecież antysyjonizm oznacza antysemityzm, no bo gdyby jakakolwiek antysyjonistyczna polityka gdziekolwiek odniosła sukces, to w większości żydowska ludność Izraela nie przeżyłaby tego, straszny rezultat, który jest ostatecznym celem najbardziej ekstremalnych zwolenników antysemityzmu” (s. 5-6).
Czyli jakakolwiek krytyka syjonizmu („antysyjonizm”) – czy jako ideologii czy też jako praktyki – oznacza eksterminację Żydów według Wolaka. To zupełny nonsens. Przecież krytyka może odnosić się choćby do nieekologicznych sposobów utylizacji zasobów wodnych w Izraelu, która to polityka wodna propagowana jest choćby przez syjonistyczną partię Likud. Niesmacznym żartem jest doszukiwanie się przez autora „gołębi” i „jastrzębi” w sowieckim politbiuro. Przecież komuniści mieli wszędzie ten sam totalitarny cel: światową rewolucję i dominację świata przez Sowietów. Kremlowscy marksiści-leniniści różnili się jedynie taktyką (s. 52-53).
Pod względem warsztatowym praca pozostawia badzo wiele do życzenia. Pozbawiona jest właściwie źródeł dokumentalnych, a przytaczane przez autora źródła wtórne są częstokroć nieadekwatne. Na przykład, aby określić wielkość marcowej emigracji ucieka się do zachodniej nadinterpretowanej zgadywanki z wczesnych lat siedemdziesiątych, a jako podkładkę do zrozumienia Moczara przytacza jego nekrolog z kanadyjskiej gazety. A przecież po 1989 r. powstały dokładne badania statystyczne dotyczące emigracji w tzw. PRL oraz przynajmniej jedna naukowa biografia Moczara. Wolak o tym nie wie.
Nawet tam, gdzie miał szansę przysłużenia się historiografii polskiej, odwalił kiepską robotę. Znał on bowiem osobiście Józefa Parnasa. Nie potrafił jednak opisać jego sprawy. Ominął służbę w partyzantce sowieckiej, nie wspomniał o tym, że Parnas – jak na komunistę – nie zapisał się najgorzej w okresie stalinizmu, na przykład uratował życie co najmniej jednego NSZ-owca. Dla wyjaśnienia: Józef Parnas był sowieckim partyzantem na Wołyniu, a po lipcu 1944 stał się naukowym prominentem PRL. Pracowal w Lublinie, był chyba rektorem lub dziekanem szkoly medycznej. Zdaje się, że weterynarzem. W latach 60-tych podpadl moczarowej chamokomunie i oskarżyli go o szpiegostwo. Aresztowano go na fali 68 r. Potem wyjechał do Danii, gdzie stworzył "kółko AK". Z jednej strony odgrywał przed Duńczykami prześladowanego przez polskich antysemitów, a z drugiej strony dostawał medale i honory od Rządu RP w Londynie, bo rządowcy nie wiedzieli kto on zacz, a cieszyli się z rzekomego weterana AK.
Wolak nie wspomniał, że – przebywając już na emigracji – Parnas wprowadził w błąd władze polskie w Londynie, że jakoby był członkiem AK. Autor milczy również o tym, że po 1989 r. podatnik polski w demokratycznej już RP wypłacił Parnasowi ogromne odszkodowanie za uwięzienie przez reżym komunistyczny po 1968 i że sprawę Parnasa w Polsce pilotowali ludzie wywodzący się czołówki krajowych komunistów. Jest to wątek poboczny, ale charakterystyczny dla metodologii tego publicysty.
Brak znajomości źródeł przez autora powoduje ograniczenie się do warszawsko-centrystycznego podejścia do kryzysu marcowego. Skutkiem tego jest ograniczenie liczby ofiar represji komunistycznych do „dwóch tysięcy studentów i licznych prominentnych intelektualistów” (s. 42). Ofiar było dziesięć razy więcej, i to głównie chrześcijan.
Zresztą jedynie zupełny niemal brak znajomości kontekstu historycznego pozwala Wolakowi traktować przykre przecież wydarzenia marca 1968 r. jako najstraszliwszą tragedię Polski powojennej. Nazywa je: „dziką kampanią” (fierce campaign -- s. 11), opartą na „wewnętrznym terrorze” (domestic terror, s. 55), prowadzoną „ekstremalnymi metodami przez polski reżym” (extreme measures – s. 11). Ale przecież sam przyznaje, że „terror” ograniczył się do przykrej kampanii propagandowej, wyrzuceniu z pracy, oraz propozycji emigracji. Większość zdecydowała się na wyjazd, bowiem „mieli przed sobą perspektywę pewnej nędzy i stałych prześladowań w Polsce” (s. 114).
Czyli żydowscy komuniści i oportuniści, którzy do 1968 r. zajmowali prominentne stanowiska w strukturach namiestnikowskiej okupacji w Polsce mieliby doświadczyć tego samego, co było chlebem powszednim dla wielu zwykłych Polaków po 1944 r.
Ale przecież bywało i gorzej. Najstraszliwszym bowiem wydarzeniem w powojennej historii Polski było stłumienie powstania antykomunistycznego po 1944 r., które rozpoczęło się w momencie przekroczenia przez Sowietow granicy RP na Zbruczu, na Wolyniu, co mialo miejsce w styczniu 1944 r. i przbiegało falowo. Wykonano ponad 8 tysięcy kar śmierci. Około 50 000 osób straciło życie w walkach. Setki tysięcy aresztowano, wysłano do Gulagu, trzymano w komunistycznych obozach koncentracyjnych i więzieniach w Polsce.
Ale u Artura Wolaka zupełnie o tym głucho. Ani słowa też o tym, że nieomal każda ofiara systemu komunistycznego do 1956 r. z wdzięcznością przyjęłaby paszport zagraniczny i przepustkę na zachód – nawet w takt najbardziej ohydnej kampanii propagandowej. Właściwie każdy antykomunista, ofiara systemu, cieszyłby się, że udaje mu się wyjechać spod reżimu totalitarnego, a tym samym dać sobie i swoim dzieciom szanse na godne życie, na zdobycie wykształcenia i na doświadczenie wolności.
Niestety, większość z marcowych emigrantów raczej nie jest jeszcze zdolna zrozumieć te proste prawdy. Aby pojąć tragedię głównie polskich chrześcijan, należałoby zdać rachunek sumienia z okresu „utrwalania władzy ludowej” w latach 1944-1956. I nie przeszkadzałoby to w konstatacji, że część z tych, którzy tłumili powstanie antykomunistyczne, potem – w marcu 1968 r. – samej stała się ofiarą systemu, który współtworzyła. Rewolucja pożarła własne dzieci. Taka już jest natura rewolucji. Ci, którzy do niej przystępują powinni sobie z tego zdawać sprawę.
Reasumując: już sama ubogość źródeł dyskwalifikuje wynurzenia Wolaka jako pracę naukową. W zestawieniu z kuriozalną semantyką możemy mówić co najwyżej o popularyzatorstwie pewnych opinii, a ściślej – wymuszaniu określonej percepcji.
Dlaczego zatem w ogóle wspominać takie prace ? Trzeba, bowiem na Zachodzie nie tylko kryzys marcowy z 1968 r., ale również Polska jako kraj i ludzie postrzegana jest także przez pryzmat właśnie takiej optyki. Wiedząc o tym, badacze krajowi będą mogli skoncentrować się na najbardziej palących tematach, które następnie będzie można naukowo przedstawić na Zachodzie. Trzeba jednak wiele wysiłku i czasu, by jednostronna dotąd percepcja Polski zamieniła się na bardziej wyważoną.
________________________________
Arthur J. Wolak, Forced Out: The Fate of Polish Jews in Communist Poland (Tuscon, Arizona: Fenstra Books, 2004).
Inne tematy w dziale Polityka